Letnie osy kąsają nas nawet w listopadzie

Iwan Wyrypajew zawsze ustawia sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Chce być filozofem, psychologiem, księdzem, diabłem, a od czasu do czasu również komediantem. W większości przypadków ta mieszanka wybuchowa sprawdza się doskonale i jego sztuki pozostawiają nas wstrząśniętych, poruszonych, przemienionych. Jak na tym tle wypada spektakl „Letnie osy kąsają nas nawet w listopadzie”, który miał swoją prapremierę w ubiegły weekend w warszawskim Teatrze Dramatycznym?

plakat spektaklu: teatrdramatyczny.pl

Nie zawiodą się ci, którzy liczą na przewrotność rodem z „Tlenu” i głęboką, psychologiczną refleksję, znaną między innymi z mistrzowskich „Iluzji”. To chyba właśnie do „Iluzji” sztuka jest najbardziej podobna – Wyrypajew znów stawia na minimalizm, w niemal całkowicie pustym pomieszczeniu zamyka bliskie sobie osoby, które łączą skomplikowane relacje i patrzy, co z tego może wyniknąć.

I tak oto jeszcze raz przekonujemy się o tym, że wnikliwości w badaniu ludzkiej duszy autor sztuki z pewnością uczył się od Dostojewskiego, zręczności w żonglowaniu absurdem – od Bułhakowa. W „Letnich osach…” rodzaj salonowej gry zamienia się – nie wiadomo jak i gdzie – w rozmowę o życiu i śmierci, pełną napięć grę psychologiczną, której uczestnicy stopniowo zrzucają kolejne maski, pomiędzy pogawędką o pogodzie i ostatnim poniedziałku wyznając swoje najskrytsze myśli i przewinienia. Diabeł okazuje się być smutny i zmęczony, anioł nie jest wcale tak czysty i niewinny, jak moglibyśmy sobie tego życzyć. Każde z nich najbardziej na świecie pragnie poznać prawdę, albo chociaż mieć pewność, że taka istnieje. Tymczasem ona wciąż pozostaje nieuchwytna, a coraz bardziej rozdrażnieni bohaterowie (oraz widzowie!) muszą jeszcze raz zadowolić się niepewną i nieatrakcyjną, ale wystarczającą do radzenia sobie z codziennością doksą. I tylko gdzieś tam w tle, za oknami mokrymi od deszczu, majaczy niewidoczna postać Autora, który w masce Iwana Karamazowa ponad głowami swoich bohaterów przewrotnie pyta: jeśli Boga nie ma, to wszystko jest dozwolone?

Jednak żeby nie było tak poważnie i wzniośle, Wyrypajew nadaje swojej sztuce kształt lekkiej i przyjemnej komedii, w której kreowaniu znaczny udział przypadł zresztą odtwórcy roli Donalda, Zdzisławowi Wardejnowi. Dialogi może nie wywołują bólów brzucha, ale bawią dokładnie tyle, ile powinny, żeby nie zaburzyć harmonii z aptekarską precyzją dawkowanych emocji. Wszystko to sprawia, że spektakl Teatru Dramatycznego dał nam łagodną, odrobinę znieczuloną wersję Wyrypajewa, ale to wciąż jest Wyrypajew, którego lubimy i którego warto zobaczyć.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ