Umiem przyglądać się ludziom

hanna bakuła 1 text life4styleMalarka, rzeźbiarka, scenograf, kostiumolog i pisarka. Ma wiele talentów, w tym talent obserwacji – to właśnie on od zawsze pomagał artystce w tworzeniu i zdobywaniu osiągnięć zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych. Przez cały czas pełna poczucia humoru, które uważa za jeden z najważniejszych wyznaczników wartości człowieka. O swojej książce „Samiec Alfa, czyli jak wytrzymać z facetem”, szczególnych typach kobiet i mężczyzn, a także o feminizmie i poglądach rozmawiam z Hanną Bakułą.

Agnieszka: Dużo pisze Pani w swoich książkach o seksie. Czym dla Pani jest seks?

Hanna Bakuła: Z wiekiem to się zmienia. Kiedyś był wszystkim, potem był ważny, teraz jest bardzo ważny pod warunkiem, że jest na najwyższym poziomie. Z kolei moja grupa wiekowa z punktu widzenia fizjologii męskiej nie nadaje się już do żadnych poważnych wyczynów.

A viagra ?

To nie jest tak z tą viagrą. Człowiek, który bierze viagrę, musi być zdrowy, a zdrowy nie ma problemów ze wzwodem. Viagry nie można brać przy nawet minimalnym nadciśnieniu. A każdy facet z nadwagą ma nadciśnienie, więc ryzykuje on życiem. Ponadto nie wolno spożywać alkoholu, a Polak bez alkoholu przeważnie nie potrafi prokreować.

Inna sprawa, że byłoby mi przykro na myśl, że się komuś podobam, bo nałykał się tabletek.

W księgarniach już od jakiegoś czasu można zakupić Pani książkę „Samiec Alfa, czyli jak wytrzymać z facetem” wydawnictwa Burda Książki. Opisała Pani tam różne typy mężczyzn. Który typ według Pani jest najgorszy i nie do zniesienia?

Jest takie powiedzenie, że nie nauczy się starego psa nowych sztuczek. Myślę, ze żaden mężczyzna jest nie do zmienienia po skończeniu 25 roku życia i potem można już tylko trochę modyfikować.

Natomiast najgorszy typ mężczyzny to według mnie gruboszyjec. Dzieli się na ubogiego i bogatego. Gruboszyjec ubogi to zapasiony, wieprzowy polak z łańcuchem na szyi, czerwony na gębie od alkoholu, z nadciśnieniem. Nosi podkoszulek z nadrukiem, brzuch wychodzi mu jakby był w ciąży, a do tego wystaje mu taki ohydny wypukły pępek. Nogi ma długości moich rąk, do tego popękane żółte pięty. Natomiast gruboszyjec zamożny wyróżnia się tym, że zazwyczaj jeździ truckiem, markowym samochodem wielkości autobusu na 10 osób, ze spoilerami, z rurami z przodu do atakowania. Zwykle jest on bandytą, gangsterem, jednokomórkowym analfabetą, który dorobił się przypadkowo na jakimś przekręcie, na przykład spirytusowym lub papierosowym.

Ponadto gruboszyjców poznać można po ich kobietach. Partnerką ubogiego gruboszyjca jest krowa morska, kobieta w spódnicy na gumie, dzięki której nie czuje, że się nie dopina i wtedy może się najeść. Jest taka sama z przodu, jak i z tyłu, takie koło, pośrodku którego jest kręgosłup. To ciekawe, bo tylko partnerki gruboszyjców tak wyglądają. Mają tyle w biuście, co pod biustem, jak wałek, tylko zad czasami jest większy. Tak jak partner, ona również nosi podkoszulek i przeważnie ma odrosty i brudną głowę.

Gruboszyjec ubogi i jego partnerka wiodą przykładne życie, maja dzieci, wnuki, on ją bije po pijanemu, za zmarnowane życie, bo przecież był laleczką babuni, a tu nagle słoń morski chory na cukrzycę.

Natomiast gruboszyjec zamożny ma partnerkę minimum dwa razy młodszą od siebie, taką wnuczkożonkę. Musi być strasznie chuda, cierpieć na anoreksję i mieć powyżej metr osiemdziesiąt dziewięć, bo inaczej nie spodoba się kolegom. Sam gruboszyjcec zamożny ma maksymalnie metr siedemdziesiąt cztery.

Uważa pani, że to kompleks niskiego wzrostu?

Uważam, że to atak tabloidów skomasowany na nieprzyzwyczajone społeczeństwo. Jestem cały czas w podróży i widzę, że nigdzie na świecie nie ma takiego kultu wzrostu kobiety i chudości, jak u nas. Na świecie jest to raczej uznawane za lekkie kalectwo. To tak jak w Paryżu, gdzie wbrew pozorom kobiety nie chodzą w olbrzymich szpilkach. W Nowym Jorku, gdy spotkasz kobietę, która chodzi na bardzo wysokich obcasach, to zwykle Rosjanka albo Polka. Wysokie szpilki są na wieczorne przyjęcia, natomiast za dnia po mieście chodzi się w adidasach, albo w butach na słupku, ewentualnie na koturnie. Ale to wszystko nie przekracza 10 centymetrów. To, co się u nas wyrabia, jest groteskowe. Włosy, paznokcie, rzęsy – na świecie doczepiają sobie prostytutki luksusowe, albo gwiazdy Hollywood drugiej kategorii. Te okazy rozpoznaje się również po kiełbaskach zamiast ust. Tu mamy rekord świata, tak jak w kamiennych twarzach po botoksie wiedziemy prym. Wygrywa z nami tylko Putin, który zmasakrował się na Olimpiadę. Tymczasem Gwyneth Paltrow, którą znam, niczego sobie nie doczepia, a jest wspaniałą aktorką. Znam także polskie aktorki, które sobie niczego nie doczepiają. Doczepianie jest wprost proporcjonalne do braku talentu. Ktoś ma włosy jak ja i doczepi włosy sięgające talii i ma supły na głowie.

Nasze laski nie doczepiają sobie tylko paznokci u nóg i to mnie martwi. To by chyba dobrze wyglądało w sandałkach. Pytam, dla kogo to? Dla kogo wy się tak strasznie masakrujecie dziewczyny? Czy dla tych zaganianych biznesmenów, którzy mają was w nosie, czy dla gruboszyjców? Czy też dla dziadzia-dzidzi, żeby wyrwać kasę. Bo nie wyobrażam sobie mężczyzny, który by sobie coś doczepiał, żeby podobać się jakiejś lasce, i to dwa razy starszej i brzydkiej.

Teraz w telewizji królują modelki coraz mniej naturalne.

Ja uważam, że to jest oburzające, żeby dziewczynom pokazywać tak beznadziejne wzorce – osoby przerobione na cyborgi i do tego niewykształcone. Miss Polski, Aneta Kręglicka, nie miała nic doczepionego. Miała minimalny makijaż i została Miss Świata. Malowałam jej portret. Dla mnie to jest właśnie przykład osoby, która jest piękna i na dodatek zrobiła dużo dobrego, zajmując się pracą dobroczynną. Powinno się w telewizji pokazywać piękne dziewczyny, które czytają książki, opiekują się niepełnosprawnymi, które mają coś do powiedzenia i są utalentowane. Piękna skrzypaczka, piękna pianistka – tego jest mnóstwo, a pokazuje się zera. To wina mediów, że lansują takie byle co. Im gorsze, tym się lepiej sprzedaje i to jest oburzające. Gloryfikacja debili jest oczywiście na całym świecie, ale dotyczy ona tylko nielicznych grup społecznych. Jest Bild Zeitung w Niemczech, ale nikt na poziomie tego nie czyta. Inteligencja czyta Sterna, Vogue’a czy Haarper’s Baazar. A u nas nie ma granicy pomiędzy dobrą, czy złą książką. Leżą koło siebie.

Czy istnieje według Pani idealny mężczyzna? Co go cechuje? Czy poznała Pani hanna bakuła 2 text life4stylekogoś, kto był bliski takiego ideału?

Nasz ideał zależy od tego, w kim się zakochamy. Ale czy znam kogoś idealnego? Tak zupełnie idealnego to nie, ale znam paru mężczyzn, którzy w pewnych kwestiach są idealni, w innych trochę gorsi. Zawsze powtarzam, że ideałem mężczyzny jest pogodny miliarder sierota, na dodatek bezpłodny. Czyli nie ma dzieci, nie trzeba chodzić do rodziców na obiady, ma miliardy i się uśmiecha. Nie mam żadnych innych życzeń. Już nawet nie musi być mądry. Ale myślę, że jak ma takie miliardy, to stać go, by się czegoś nauczyć.

Przez wielu jest Pani chwalona, lecz są i tacy, którzy nie szczędzą słów krytyki. Jak radzi sobie Pani z takimi komentarzami? Czy usłyszała Pani kiedyś opinię krytyczną, która Panią wyjątkowo zabolała?

Bezpośrednio nigdy nie spotkałam się z krytyką. Ale szczerze mówiąc w ogóle mnie ona nie obchodzi, jeśli pochodzi od obcych mi ludzi. Jestem całością, jak kula zamkniętą i żeliwną – nic nie można ze mną zrobić, nie może mnie nikt odkształcić. Jest tylko jeden rodzaj krytyki, który powinien nas interesować. Są to uwagi naszych przyjaciół, osób, które cenimy. Uważam, że po to się ma przyjaciół, matkę, żeby rozmawiać i żeby się czegoś dowiedzieć. Uwielbiam być krytykowana przez osoby mi życzliwe. Ewentualnie niech krytykują mnie lepsi ode mnie.

W latach 80-tych mieszkała Pani w Nowym Jorku przez 9 lat. W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że gdyby mogła, wróciłaby Pani do USA. Dlaczego? Co w Polsce Panią odrzuca? Czy jest coś, co jednak ciągnie Panią do Ojczyzny?

Do Ojczyzny nie ciągnie mnie nic. Poza językiem, w którym się poruszam i ewentualnie przyrodą. Prawie nigdy nie byłam emocjonalnie związana z Polską, bo całe życie, już od matury podróżuję. Jedynie, gdy byłam w Stanach, bardzo tę Polskę gloryfikowałam. Z punktu widzenia niemożności bycia tutaj byłam z nią bardzo związana emocjonalnie. Dlatego wróciłam po obradach okrągłego stołu. Ale teraz niczego bardziej nie żałuję. Niestety nie jestem już w wieku, w którym mogłabym zaczynać od nowa gdzie indziej.

Jeśli miałabym jakiś powód, mogłabym się wyprowadzić z tego mieszkania za godzinę i nigdy do niego nie wrócić. Nie oznacza to, że go nie lubię. Po prostu uwielbiam wyjeżdżać, być za granicą. Byłam teraz w Monaco, w Nicei, w Cannes, na Riwierze. Jak się potem tutaj wraca, to tylko leki antydepresyjne, kołdrę na głowę i strach. Ludzie tam są jak ptaki rajskie, a u nas kury i to nawet nie nioski.

Ale pani nazwisko jest tam nadal znane, wiele pani tam osiągnęła.

Wiele osiągnęłam, ponieważ byłam młoda. Teraz to już nie te siły. Gdybym miała w tym momencie 30 lat, to też inaczej byśmy rozmawiały.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ