Angelina Jolie z dziećmi

„Kobiety zabierają małe dzieci na wesela, żeby się pochwalić” – spór o dzieci na weselu, tak czy nie?

Wesele to radość, romantyczne i wzruszające momenty, ale i masa pracy, wielkie zaangażowanie, jak i… problemy. Za jeden z nich uznawane są… dzieci! Które plątają się nam pod nogami, podczas wesela. Chociaż co do tego zdani są dosyć podzielone…
Ewa Chodakowska obchodzi 4. rocznicę ślubu
 
„Jeśli matka-wariatka otrzymuje zaproszenie na ślub/wesele z dopiskiem 'prosimy o niezabieranie dzieci do lat 12′ kabelki w jej mózgu – tak zwane styki – przestają łączyć i zaczyna się prawdziwy koszmar. Jak to do ch… jasnego bez MOJEGO dziecka?” – napisała Ela – matka dwójki dzieciaków, na swoim fanpage’u – „Okiem Elizabed”. To dosyć mocne słowa. Z których łatwo wywnioskować, że Ela nie jest zwolenniczką zabierania swoich pociech, na ceremonię zaślubin i wesela. Dlaczego? Bo skutecznie mogą ją zepsuć. Wpis ten, oczywiście spotkały się z niemałą falą krytyki. Zdania jednak były podzielone – zdarzały się również te pozytywne komentarze.

Ja osobiście nie mam nic do dzieci – za czasów szkolnych, czy studenckich, zarabiałam na swoje samodzielne wakacje, opiekując się nimi. Do dzisiaj wspominam moją ulubienicę – Olę. Bardzo rezolutną 8-latkę (wtedy), której komentarze rozkładały mnie na łopatki, a dziwne pytania nieraz wprawiały w zakłopotanie, i dawały do myślenia na następne dwa dni. Gorzej bywało z tymi młodszymi dzieciakami, które płakały – zawsze nie wiadomo z jakiego powodu, z którymi nie wejdziesz w żadną ciekawą dyskusję. Twoje nogi za to wejdą ci do… każdy wie gdzie. Bo nadążyć za takim brzdącem, to wyzwani – niemałe wyzwanie. Sprawność fizyczna, jak i refleks, są tu mile widziane. Bowiem, minuta nieuwagi może poskutkować potrzaskanym tabletem, rozlaną zupą, czy marchewką na ścianie… True Story Bro. W związku z powyższym wiem, że prawdą jest, że dzieciaki – głównie te najmłodsze, na tego typu uroczystościach, to niezły armagedon i zamieszanie. Wiecie, takie dzieci wiecznie szukają atencji, w związku z czym pląta się między stołami, albo między nogami młodej pary – bywało, o zgrozo, że i podczas pierwszego tańca. A to dosyć kiepskie jego wspomnienie… Każdy wie, i ma na uwadze fakt, że to bezbronne, małe, często słodkie i zabawne dziecko, pomimo to potrafi mocno zirytować – głównie samych zainteresowanych – państwa młodych. W końcu to ich (jak to się często mówi) najważniejszy dzień w życiu. Takie dzieciaki potrafią zirytować także weselnych gości, którzy chcieliby się skupić na weselu, ale nie mogą… Umorusane bobasy są spoko – na chwilę.

„Skoro on ma 2 latka i chce potiniać na weselu, najlepiej podczas pierwszego tańca pary młodej, ładując się im pod nogi, psując cały nastrój i rwąc młodej sukienkę, ja matka Polka mam mu zabronić? Nie wziąć?! Po Waszym trupie, moi drodzy! No i chyba wiadomo, że w wyżej wymienionych sytuacjach, mamusia jedyne, co robi, to bije brawo i nagrywa swojego zabawnego syncia. Wszyscy, cała sala, czuje zażenowanie zaistniałą sytuacją, tylko nie mamusia przekonana o geniuszu swojego dziecka (…) A najlepiej jak już ten cyrk z Dejwidkiem zacznie się w kościele, młodzi, wiadomo w stresie, mają wyznać sobie miłość, połączyć się węzłem małżeńskim, piękny moment, byś rzekł. Niestety, do akcji znowu wkracza nasze cudne dzieciątko, które uznało, że marzy mu się bajka, najlepiej świnka Pepa, i żeby ją dostać, drze się z całych swoich małych sił. Młodzi przed ołtarzem nie słyszą nawet własnych myśli, a co dopiero k…, słowa księdza, a mamusia co? „Och no synku, zrozum, mamusia chce zobaczyć ten piękny moment, więc siądź sobie tu na ławeczce i w spokoju wyrzuć swoje negatywne emocje.” Serio k…? Jesteś w stanie niszczyć najpiękniejszą chwilę w życiu tych młodych ludzi tylko dlatego, że uważasz swoje dziecko za geniusza?” – pisała dalej Elizabed, powołując się także na stan alkoholowy gości, którego dzieciaki zwyczajnie nie powinny oglądać. Elizabed dochodzi także do wniosku, że matki zazwyczaj pragną się pochwalić swoimi dziećmi. W końcu dla każdej z matek, jej dziecko uznawane jest za „najlepsze, najpiękniejsze i najbardziej zabawne”. Przez co wiele z kobiet – a raczej matek-wariatek, nie zwraca uwagi na to, co tego dnia powinno być najważniejsze – parę młodą i ich wolę (co do obecności małych pociech na sali).

Wybór, że małych dzieci ma nie być na sali, jest wyborem indywidualnym. Niektórzy po prostu sobie tego nie życzą – i trudno się dziwić. Nie ma też co oceniać tego typu ludzi na zasadzie egoizmu, ignorancji, czy nienawiści. Zazwyczaj chodzi tu przede wszystkim o komfortem pary, jak i wszystkich gości. Poza tym, jako organizatorzy, mają absolutne prawo do ustalenia swoich zasad. 

Ja jednak uważam, że obecność dzieciaków na sali, nie musi od razu być skazaną na porażkę i niepowodzenie, katastrofą. Tak naprawdę większość zależy tutaj od postawy rodziców. Oraz tego, czy pozwolą na zrujnowanie tak ważnego dnia dla państwa młodych.

A wy? Co wy sądzicie na ten temat? Jesteście zwolennikami dzieci na weselu? Czy raczej stoicie po tej drugiej stronie, sądząc, że dziecko tego dnia powinno zostać w domu, pod opieką babci, czy niani. Tym samym pozwalając rodzicom i parze młodej na komfort i brak obaw – chociaż w tej kwestii.

https://www.ofeminin.pl/dziecko/mam-dziecko/mamuski-nie-zabierajcie-dzieciakow-na-wesela-wiadomo-ze-chcecie-sie-tylko-nimi/03pjsp0?utm_source=onetsg_fb&utm_medium=social&utm_campaign=onetsg_fb_ofeminin_30d&fbclid=IwAR11z12SlBo5HbNTchM16p6JE6zyfSqMqE_yB2jd0-kcNksXQxUHXbonmVM

Zobacz także:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ