Teoria życia Stephena Hawkinga

Stephen Hawking to astrofizyk i kosmolog, u którego w wieku 21 lat rozpoznano stwardnienie zanikowe boczne. 3o stycznia do kin trafił film w reżyserii Jamesa Marsha, który opisuje jego życie. Czy jest równie wybitny jak postać, o której mówi?

www.space.comDzieło Marsha, które opiera się na zapiskach Jane Hawking nie jest ani przesadnie ckliwe i wzruszające, jak często zdarza się w filmach biograficznych, ani monotonne. Pomimo tego, że traktuje na temat życia miłośnika czarnych dziur i grawitacji kwantowej. Akcja utworu rozpoczyna się w chwili pierwszego spotkania Jane i Stephena, kończy ją moment rozpadu ich małżeństwa. Teoria wszystkiego jest przede wszystkim historią ich niełatwej miłości.

Pierwsza część obrazu, stworzonego przez Marsha, posiada romantyczny, wręcz bajkowy charakter. Idylliczne sceny, przedstawiające wspólny udział pary w majowym balu, jazdę na rozświetlonej karuzeli, pierwszy pocałunek i spotkania na świeżym powietrzu, stwarzają pozory narodzin wyjątkowego uczucia, które jest w stanie pokonać wszelkie przeszkody. Wrażeniu szczególnie może ulec widz, który nie zna zbyt dobrze biografii Stephena Hawkinga. Upór głównej bohaterki, jej pewność, dotycząca tego, że chce spędzić życie z uzdolnionym chłopakiem, pomimo jego poważnej choroby, potwierdzają owe założenie. Dzieło brytyjskiego reżysera pokazuje jednak, że życie weryfikuje trwałość uczucia miłości i jest dla niego największym sprawdzianem. Pomimo tego, że Jane i Stephen go nie zdali, Marsh ukazał ich losy nie tylko od strony związanej z cierpieniem i trudem życia codziennego, któremu musiała podołać pani Hawking. Motyw ten został częściowo złagodzony obrazami, które przedstawiały chwile radosne – obronę doktoratu przez Stephena, ojca trzymającego na kolanach nowonarodzone dzieci, a później bawiącego się z nimi, wypad nad morze z Jonathanem. Na koniec natomiast, doniosły moment, w którym Hawking wydał swoją książkę.

Zarówno Felicity Jones, która zagrała Jane Wilde, jak i Eddie Redmayne w roli Stephena Hawkinga, stanęli na wysokości zadania. Młoda odtwórczyni roli udowodniła już niejednokrotnie, że swój zawód wykonuje z pasją i dużym oddaniem. Niektórzy zapewne pamiętają ja z Breathe in, w którym zagrała Sophie – uczennicę z zagranicznej wymiany oraz Opactwa Northanger, gdzie urzekła rolą Catherine Moreland. Charakteryzuje ją ogromna dojrzałość aktorska, naturalna, niewymuszona gestykulacja. Sam wyraz twarzy odtwórczyni roli Jane jest w stanie odzwierciedlić więcej niż kwestie dialogowe, które wypowiada. Jones w filmie jest zakochana, zdeterminowana do poświęcania, stopniowo zniechęcona, zmęczona a na koniec rozżalona i zła. Wyraźnie widać to na przykładzie jednej z końcowych scen, kiedy opiekunka Elaine po pierwszym spotkaniu z Hawkingiem informuje Jane, że powinna być dumna z męża, który jest jej najzdolniejszym pacjentem. Pani Hawking z twardym wyrazem twarzy wypowiada mniej więcej następujące słowa: „jeszcze zobaczymy jak to będzie”. Świetnie odegrany został także moment, kiedy widzi się z mężem pierwszy raz po operacji. W jej wyniku Stephen nie może mówić. Z całej postaci Jane aż się unosi nieznośne napięcie i wyczerpanie sytuacją, do tego stopnia, że pojawia się wrażenie, iż kobieta za chwilę wybuchnie. Tak się jednak nie dzieje.

Choć z założenia jest to film o życiu Stephena Hawkinga, nie da się zaprzeczyć, że opowiada w takim samym stopniu o Jane Wild, ich wspólnym losie, który był determinowany przez wyniszczającą chorobę. W filmie poświęcono kobiecie także sceny, przedstawiające jej późniejsze uczucie do Jonathana, chwile razem spędzone. To głównie ona była narratorem opowieści, ale oczywiście przyczyna tego leży w oparciu fabuły obrazu filmowego o notatki żony Hawkinga. Mimo wszystko myślenie, że postać drugiego bohatera zeszła na drugi plan jest zdecydowanie błędne. Eddie Redmayne pokazał Hawkinga jako niezwykle dowcipnego mężczyznę, którego trudne doświadczenia nie zdołały złamać. Nawet, kiedy nie może mówić, a jego postać przypomina nieruchomy posąg, zachowuje radość życia, którą czerpie przede wszystkim z rozwoju naukowego. Rzadko kiedy Marsh zdecydował się pokazać sekwencje przedstawiające Stephena zrezygnowanego. Jego cierpienie dosłownie obrazuje jedna ze scen końcowych. Stephen siedzi na scenie na wózku inwalidzkim w otoczeniu dziennikarzy, środowiska akademickiego, bliskich i znajomych. W pewnym momencie widzi jak kobiecie z pierwszego rzędu upada długopis, czego ona sama nie zauważa. Oczyma wyobraźni widzi jak wstaje ze swojego miejsca podchodzi do dziewczyny, podnosi długopis, następnie podaje go jej…

Kompozycja przestrzeni w dziele filmowym przeważnie jest otwarta. Często wykorzystywane są plenery ukazujące piękne, wiekowe budynki Cambridge oraz ujęcia nad morzem. Dominuje jasna, optymistyczna kolorystyka, jak gdyby reżyser starł się podkreślić tym radosny charakter Stephena Hawkinga. Oczywiście trudno stwierdzić, czy jest taki w rzeczywistości, gdyż prawda przedstawiona w filmie jest prawdą Jane Hawking, opiera się na jej wspomnieniach. Być może zamiarem Marsha było po prostu stworzenie filmu interpretującego życie jako ulotną, bardziej radosną niż smutną chwilę, nawet jeżeli w rzeczywistości jego większa część to trudna walka. We współczesnym kinie panuje tendencja do pokazywania wszystkiego co brzydkie, bolesne, drastyczne. Im więcej cierpienia i szokującej ohydy tym bardziej ambitny film. Przeważnie tak się przyjęło, ale trochę to już „przejedzone”. Poza tym, czy nie jest bardziej ambitnym zadaniem przedstawienie historii również w aspekcie tego, co w niej piękne? Piękne nie musi oznaczać hollywoodzkie i tandetne. Myślę, że Jamesowi Marshowi się to udało.

Marta Nagórka

ZOSTAW ODPOWIEDŹ