Magia w blasku księżyca – recenzja

Laureat czterech Oscarów i 20 nominacji do tej prestiżowej nagrody – Woody Allen, właśnie zaprezentował swój najnowszy film. 15. 08 w kinie Atlantic odbył się pierwszy pokaz „Magii w blasku księżyca”. Ta genialna komedia przenosi nas w lata 20. do pięknej Francji.

 

{youtube}nzcPdGxuewU|600|450|0{/youtube}

 

Akcja dzieje się na Lazurowym Wybrzeżu, co wpływa na piękno obrazu i przyjemniejszy odbiór całego filmu. Modne kluby, piękne plaże, szczęśliwi ludzie, ogromne posiadłości – to wszystko jest kwintesencją tego miejsca.

Wei Ling Soo to najsłynniejszy iluzjonista na świecie. Ale kto kryje się za sceniczną maską? To arogancki Anglik, racjonalista jakich mało – Stanley Crawford. W tę rolę wcielił się doskonały Colin Firth. Crawford kieruje się wyłącznie rozumem i wszystko, co nie jest wytłumaczalne naukowo jest brednią. Szczególnie denerwują go spirytyści.

Po jednym z występów dowiaduje się od swojego przyjaciela o rodzinie Catledge, która spędza wakacje na południu Francji. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że towarzyszy im młoda kobieta, podająca się za medium. Sophie Baker, w tej roli Emma Stone, czyta w myślach, rozmawia z duchami i zna sekrety ludzi… Czy arogancki Anglik zdemaskuje piękną Sophie? Czy uwierzy, że w życiu również jest odrobina magii?

Choć osobiście nie przepadam za Woodym Allenem to ten film wywarł na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Genialna komedia, która nie zasypuje nas wymuszonymi żartami na każdym kroku, z doskonałą oprawą muzyczną i oczywiście obsadą. Warto tutaj wspomnieć o uroczej Emmie Stone, której uroda i subtelność robią piorunujące wrażenie. Na uwagę zasługuje filmowa ciotka Colina Firtha, którą zagrała Eileen Atkins. Rola pełna humoru, kpiny i sarkazmu. Do tego wszystkiego mocno stąpający po ziemi, przystojny mężczyzna. Czego chcieć więcej?

Film jest powrotem do „starego” Woody’ego Allena. Dwuznaczność dowcipu, rewelacyjne dialogi – bez bajerów, lukrowania i innych wypełniaczy.

Patrycja Ceglińska

ZOSTAW ODPOWIEDŹ