Krzysztof Małkiński

Reportaże ślubne Krzysztofa Małkińskiego — zaczynał od zera, dziś trzyma w salonie kilkumetrowego węża

“…wiedziałem, że to wypali. Nie wiem skąd. Po prostu wiedziałem, że człowiek da rade.” — Krzysztof Małkiński o blaskach i cieniach pracy reportażysty ślubnego.

Marcin Karbowiak: Cześć Krzysiek. Dziękuję, że zgodziłeś się ze mną porozmawiać. Powiedz, proszę, czym zajmujesz się na co dzień?

Krzysztof Małkiński: Wideofilmowanie, fotografia ślubna.

Marcin: Jest weekend, a to w twojej branży najbardziej pracowite dni w tygodniu. Co robisz w domu?

Krzysztof: O, kurde, haha. Weekend? Co robię? Sezon martwy jak na razie.

Marcin: A kiedy otrzymujesz najwięcej zleceń?

Krzysztof: Zaczyna się od kwietnia. Od kwietnia do listopada, powiedzmy, jest największy ruch. Teraz też są zlecenia, ale nie co sobotę. Ludzie chętnie decydują się na piątki, większość usług jest wtedy tańsza z perspektywy pary młodej. Sale można taniej załatwić, orkiestrę i foto-wideo. Każdy daje upusty na piątki.

Często przy wolnym piątku, ludzie decydują się na wesele w czwartki. Takie sytuacje również się zdarzają.

Marcin: Nie będę pytał, czy da się wyżyć z wesel, to oczywiste. Powiedz mi, ile wydajesz na sprzęt?

Krzysztof Małkiński

Krzysiek: Uuu, cały sprzęt wymieniam co trzy, czasem co pięć lat. Boję się zużycia urządzeń, które mogą nawalić w najmniej odpowiednim momencie. Pięć lat to maksimum, jeśli chodzi o trzymanie przeze mnie sprzętu. Nieraz jest to rok, dwa. Sprzedam, wymieniam na coś świeższego, lepszego.

Marcin: Rozumiem, a jak chronisz sprzęt przed zniszczeniem w trudnych warunkach pracy. Polskie wesela są trudnymi warunkami pracy.

Krzysztof: Jak chronię? Na pewno wszystko trzymam w plecakach i torbach. Teraz wszystko jest ładne, również sale. Jak zaczynałem parę lat temu, powiedzmy dwanaście lat temu, te sale były starsze, powiedzmy remizy, takie rzeczy. To się kurzyło masakrycznie, naprawdę.

Marcin: Ile razy zdarzyło ci się przypadkowe uszkodzenie sprzętu?

Krzysztof: Nie zdarzyło mi się. Nie ma zbytnio na salach, gdzie teraz odkładać sprzętu. Nie ma specjalnego stolika na to przeznaczonego. Najczęściej to jest parapet. Gdzieś, kto mi nie wejdzie, nie kopnie nogą. Nieraz nie ma miejsca jako takiego… cóż — wtedy podłoga, najlepiej blisko swojego stolika, krzesła, by nikt tego nie zniszczył. Nie zdarzyło mi się, aby coś spadło, coś roztłukło. Zawsze dbam.

Marcin: Jakich używasz zestawów?

Krzysztof: Kamery to praktycznie od samego początku Sony, kiedyś — raz — miałem Panasonica. Tak to Sony. Aparat fotograficzny to Nikon akurat. Nie mam nic do Canona, bo to dwie, wiadomo, najbardziej znane marki. Jak już raz się usiądzie na coś, to przeważnie chodzi o MENU. Człowiek nieprzyzwyczajony jest do zmiany. To zawsze Nikon, a obiektywy Sigma. Tak leżą mi bardziej. Jeszcze Tamron kiedyś miałem.

Marcin: Wszystko to stałki? Obiektywy stałoogniskowe.

Krzysztof: Wcześniej trochę zoomów używałem, ale to się nie sprawdza. To znaczy, używają, ale ja wole stałoogniskowe. Mam kilka takich wiadomo. Chodzi również o koszt. Tym bardziej, że niedawno wyszły od, powiedzmy 18 do 30 mm, w tym samym świetle obiektywy. Trochę kosztują, ale to jest też dobre. Wtedy, dwa, trzy obiektywy mam w jednym. To nie do pełnych klatek z tego, co pamiętam. Dlatego nie mam. Znajomi używają, ale nie do pełnej klatki.

Marcin: Gdzie przechowujesz kopie zapasowe nagrań?

Krzysztof: Zgrywam na główny komputer. Później mam drugi taki, który miałem sprzedać. Pamięć została mi z poprzednich, bo miałem sporo dysków. Tam zgrywam i jeszcze na zapasowym zewnętrznym. To jest najważniejsze jednak.

Marcin: Zdarzyło Ci się przypadkowo usunąć materiał?

Krzysztof: Usunąć nie. Karta się zepsuła. Starsze karty mam już dłuższy czas. Chodzą. Ta pechowa była użyta może piąty raz. Musiała jakąś wadę mieć. Bo później te karty, te same, co kupiłem, to nic się nie działo. Odzyskałem dane. Nie powiem — niemało to kosztowało, ale wiadomo, da się.

Marcin: Jakie trudności napotykasz podczas rejestrowania wydarzeń?

Krzysztof: Trudności? Nie mam żadnych trudności.

Marcin: Czy w trakcie pracy spotykają Cię zabawne sytuacje, z których ciężko wybrnąć? Goście pod wpływem alkoholu bywają nazbyt otwarci.

Krzysztof: Może kiedyś takie sytuacje zabawne bywały. Raz uciekałem samochodem z wesela, dosyć dawno to było. Goście zaczęli się bić na parkingu. Drugi samochód był mój i jak się bili, to obijali się o pojazdy. Wiadomo, coś się rodzinie może przypomniało po latach. Spotkali się no i wiadomo. Ja — szybko po kluczyki i wyjechałem z parkingu. Inny samochód mocno ucierpiał.

Czasami młode pary powiedzą coś nie tak, przeinaczą przysięgę, jakiś jest śmiech. Wiadomo. Raczej nie widuję, żeby ktoś się przewracał.

Krzysztof Małkiński

Marcin: Masz w domu węża — nie rozprasza Cię podczas montażu reportaży?

Krzysztof: Nieee (haha), absolutnie. Już 10 lat jest ze mną.

Marcin: Czy ucieka?

Krzysztof: Nie ucieka. Trzeba pilnować takiego stworzenia tylko. Zadomowił się dobrze i jest członkiem rodziny. Można to zaliczyć do fajnych sytuacji. Kiedy przyjadą klienci, rozmawiamy, rozmawiamy i nagle, kiedy wąż się poruszy… ludzie potrafią wręcz wybiec z pokoju. Czasami występuje zamrożenie przez kilka sekund. Wiadomo, pies czy kot byłby normalny, a to jest jednak takie egzotyczne stworzenie. Dzięki niemu szybko zmienia się temat. Wesele schodzi na dalszy plan. Muszę opowiedzieć całą historię o nim.

Dziesięć minut mija, bo pojawia się lawina pytań, o to, co je, dlaczego. Panie to są przerażone tym, że dusi szczury i połyka całe, czy króliki. Przerażenie, przez które odbiegamy rozmową od tematu wesela.

Marcin: Jak zdobywasz zlecenia? Kwestia poleceń zadowolonych klientów? Może masz inny magiczny sposób, na przyciągnie do siebie ludzi?

Krzysztof: Zaczynałem dawno temu. Dwanaście lat temu nie było internetu. Jak ja zaczynałem, to było jechanie do Nowego Dworu Mazowieckiego, do gazety. To były dopiero początki internetu. Po prostu tego nie było. Rozwieszałem ulotki na tablicach w wielu miejscowościach. Drukowałem materiały. Gazety dostarczały mi sporo zleceń. Po pierwszych “dobrze” zrobionych materiałach oparłem działalność o polecenia zadowolonych klientów. Wtedy przestałem dawać ogłoszenia do gazety. Następnie wszedł internet. W tej chwili stanowi on jakieś 30–40 proc. zleceń.

Marcin: Skąd czerpiesz inspiracje do sesji plenerowych? Wiem, że zajmujesz się nie tylko nagrywaniem reportaży, ale również zdjęciami.

Krzysztof: Wydaje mi się, że samemu. Wiadomo, każdy ogląda też prace innych. Tylko tak naprawdę muszę powiedzieć, że zbytnio nie mam na to czasu. Kiedyś, może te pierwsze jakieś tam wesela człowiek patrzył. Tak jak teraz na mnie patrzą to, jak ja zrobię teledysk i puszczę na YouTube, to nawet z firm konkurencyjnych się odzywają i pytają, czy mogę przesłać na przykład audio. Wiadomo, człowiek musi to siedzieć i długo robić, ale ja nie jestem jakiś tam, żeby nie wiem. Ja zrobiłem, ty męcz się dalej. Często spełniałem prośby.

Kiedyś zdarzyło mi się, że ktoś podesłał mi swój materiał, żebym ja jemu zrobił ten materiał. Kamerzyście po prostu.

Marcin: Gdzie nauczyłeś się fachu?

Krzysiek: Sam. Wszystko sam. Żadnych szkół, bo nic nie skończyłem takiego w tym kierunku. Myślę, że jakaś pasja. W sumie nie wiem tak naprawdę, skąd mi się to wzięło. Nagrywanie wesel. Kiedy zaczynałem, na rynku było tego bardzo mało. Zobaczyłem, że to nie są małe pieniądze, nie ma dużej konkurencji.

Pierwszą kamerę, jaką kupiłem, to wiedziałem, że jeśli to nie wypali, będę nagrywał dzieci. Będzie dla mnie. Dookoła wszyscy myśleli, że to nie wypali. A ja wiedziałem, że to wypali. Nie wiem skąd. Po prostu wiedziałem, że człowiek da rade. Dla mnie nie było to jakieś trudne. Działałem praktycznie na żywioł. Pierwsze wesela to wiadomo — swoje człowiek obejrzał. Kogoś z rodziny się oglądało. Tak pomyślałem, że nie jest to tak trudne. Ale to może być błędne.

Marcin: Masz jakieś rady dla osób stawiających w branży swoje pierwsze kroki? Na co powinni uważać, do czego dążyć?

Krzysztof: “Cóż to jest, pójdę i nagram”. Ludzie myślą, że to nie jest trudne, a tak naprawdę to… to nie jest łatwe. Kiedy człowiek się uczył, były inne czasy. Ludzie nie zwracali uwagi na jakość. Kiedy zobaczyli materiał, zobaczyli siebie, byli w siódmym niebie. Starzy kamerzyści, wiadomo jak to nagrywali. Kiedy zaczynałem, to były jeszcze VHS kamery. Praktycznie kiedyś nie było montażu. Ja wpadłem w moment, w którym kończyły się VHS-y, a zaczynały się nagrania cyfrowe. Od razu kupiłem kamerę cyfrową, tylko że kupiłem program do tego. Prosty program, łatwy w nauce. Kamerzyści nagrywający kamerą VHS… rzadko kiedy ktoś montował to na jakimś mikserze. Nie raz tylko na kamerze dodawali napisy i oddawali od razu.

Krzysztof Małkiński

Kiedyś członek orkiestry opowiedział mi, że zdarzało się, że kamerzysta wyjmował kasetę na weselu i rozliczał się z młodymi. Wiadomo, że cyfrowa kamera ma dużo lepszą jakość niż ta VHS. Jeśli obrobię to na komputerze, jakość będzie lepsza. Tak właśnie było. Wiadomo — człowiek chodził, nabierał doświadczenia. A teraz zacząć byłoby naprawdę ciężko. Technika, obraz — łatwo to zepsuć. Wszystko poszło niewyobrażalnie w górę. Ja od razu interesowałem się sprzętem, starałem się korzystać ze statywów, nagrywać płynnie. Nie chciałem, żeby obraz drgał, jak u konkurencji. Ja od początku stawiałem na to, aby wszystko wyglądało w miarę płynnie.

Miałem znajomego, który nagrywał moje wesele, właśnie w VHS. Odwiedził mnie, kiedy miałem za sobą trzy reportaże. Kiedy włączyłem mu to, co sam nagrywam — on siedział jak w hipnozie. Wpatrzony w ten telewizor. Był przerażony, że “taka jakość”. Nagrywałem kamerą trzy przetwornikową. Wtedy nie było jej nawet w Polsce. Znalazłem kogoś, kto jeździł do Niemiec i sprowadzał te kamery. Wtedy dałem za nią jakieś 4 500 złotych. To były duże pieniądze. Człowiek zarabiał około 800 złotych pensji, nawet na weselu. To był Panasonic — pamiętam. U nas w Polsce ta sama kamera kosztowała ponad 10 000 złotych.

Tak to wtedy wyglądało. Dziś jest ciężej. Nie będzie łatwiej.

Marcin: Dzięki za rozmowę.

Krzysztof: Dzięki.

Z pracami Krzysztofa możecie zapoznać się na jego Facebooku oraz Stronie Internetowej. Pamiętajcie, że sprzęt fotograficzny możecie kupić również w naszym sklepie internetowym.

Foto: Własne, Pixabay

ZOSTAW ODPOWIEDŹ