Przeklęta zielona kropka przy moim nazwisku!

Dziś o mediach społecznościowych, o monitorowaniu nas 2 4 na dobę i… frustracji!

W erze Facebooka i sieci niewiele da się ukryć – i nie pomoże tu żadne RODO, ani inne zaostrzenia przepisów dotyczących naszych wrażliwych danych. Podobno co raz było w sieci, zostanie już w niej na zawsze. A my, umówmy się… jesteśmy w niej ciągle. Taki Facebook pomaga nam nawet w pracy. Często staje się komunikatorem twojego działu w korpo, potrafi zjednoczyć w jednym „miejscu” ludzi o tych samych zainteresowaniach, a nawet poprzez Facebooka, pracodawca może prowadzić ukrytą rekrutację. Więc ustalmy, dobrze tam być, może zbyt wiele Cię ominąć, zresztą… podobno gdy nie ma cię na Facebooku – nie istniejesz. Smutne. Ale sama kiedyś, gdy naszło mnie na głębokie rozkminy apropo tego, jakie płytkie jest życie w sieci, złapałam się na haczyk. Postanowiłam usunąć Facebooka – pomijając fakt, że wcale nie było to takie łatwe, bo mój profil został zawieszony, nie usunięty (co wiąże się z tym, że w każdej chwili mogłam się na niego zalogować… ale ułatwienie). Już w drugim dniu odwyku od Facebooka odczułam jego brak. I nie dlatego, że nie miałam co zrobić z czasem, który pewnie poświęciłabym na obczajanie walla i cichego śledzenia życia towarzyskiego moich znajomych, bądź nieznajomych – czyt.osób, które poznałaś na kolejnej piątkowej domówce u Tomka, zamieniliście ze sobą jedno słowo, albo wcale, ale już zdążył zaprosić cię do znajomych. Sad but true. Nie, nie dlatego, a dlatego, że dopadła mnie brutalna rzeczywistość. Szybko poczułam się wykluczona z mojego życia zawodowego. Nie wiedziałam co dzieję się na mojej grupie, która zrzesza moich współpracowników – nie byłam na bieżąco – nie byłam wcale. Szybko dostałam sms-y od zaniepokojonych, zawodowych znajomych – co jest ze mną? Dlaczego nie wzięłam udziału w ankiecie, w której pytają o jakieś, całkiem mało znaczące dla mojego życia, (nawet zawodowego) rzeczy. No ale… na tamten czas nie wiedziałam czego tyczy ankieta i po co. Wiecie, ciekawość – pierwszy stopień do piekła. No i odpaliłam tego głupiego Facebooka, by zobaczyć ta głupią ankietę… No i już nigdy więcej raczej nie wpadłam na pomysł odwyku od fejsa. A moje zielona kropka ciągle świeci. No i doszliśmy do sedna sprawy.

A więc mamy już tego „niezbędnego do życia” Facebooka i Messengera i… jesteśmy ciągle na tapecie, nawet gdy tego bardzo nie chcemy. Wyzerowanie swojego Facebookowego minutnika dostępności, graniczy niemalże z cudem. Umówmy się, bez ściemy – są dni kiedy jesteś, ale tak jakby cię nie było. Co mniej – więcej oznacza tyle, że nie masz ochoty na kontakt ze światem, cały dzień chodzisz w dresie, jesz chipsy a dobra alternatywą dla oglądania sufitu, czy TV, w której klasycznie, nic nie ma, jest przeglądanie Facebooka i video relacji twoich ziomków. A ostatnią rzeczą na jaką masz ochotę to tłumaczenie się komukolwiek z tego, dlaczego cały sobotni wieczór spędzasz w domu w tych brzydkich, za dużych dresach, zamiast szaleć na parkiecie, jakiegoś famous, warszawskiego klubu, w szałowej, obcisłej kiecce. Pomimo tego wszystkiego – nie ukryjesz się przed neo światem. Każdy widzi, że siedzisz na fejsie.

Fakty są takie, że od pewnego czasu, pomimo, że twoja zielona kropka nie świeci się cały czas, w nijaki sposób nie da się ukryć czasu od Twojego ostatniego logowania. To dosyć irytująca ingerencja w Twoje życie prywatne. Sama byłam świadkiem kilku paranoi, w jakie ludzie wpadają przez… głupią zielona kropeczkę! Bez zbędnych szczegółów, ale można tu przytoczyć sytuacje, prawdopodobnie znajomą każdemu z nas. Związki – no dobra, taka inwigilacja partnera jest przydatna osobą, które muszą trzymać kontrole nad drugim człowiekiem… Ale, doprowadzić może do totalnej paranoi! Taka sytuacja – macie gorszy czas, on zostaje u siebie w domu, ona wychodzi na damski wieczór (dodajmy, że to sobotni wieczór). On doskonale wie, że poszła się bawić z koleżankami. I ten fakt nie stresuje go tak bardzo, jak ta zielona kropka, lub jej brak, przy jej ładnym profilowym. Czemu? Bo nawkręcaliśmy sobie, że ta kropeczka może nam więcej powiedzieć, niż osoba z którą jesteśmy. No więc on siedzi na tym Mess i patrzy w tą kropeczkę, jak w zaklętą, jakby miała przemówić. No i mówi – do godziny 22 pojawiała się co jakiś czas, i jej kropka świeciła się na zielono. Od godziny 22:24 nie jest dostępna, a minęły już 3 godziny! Na pewno wypiła za dużo alko, poznała kogoś, dobrze się bawi i zapomniała o całym świecie, zapomniała o mnie! Nie było jej pół nocy na Facebooku, pojawiła się o 5 rano – czyżby dopiero wracała z melanżu… A może od kogoś? Tak to mniej – więcej wygląda. Fantazja działa, w głowie milion myśli, wizualizacji i pytań – co robiła, gdzie była, z kim była, i czy bawiła się aż tak dobrze, by nie wejść na Facebooka, na którym normalnie siedzi cały czas, ani na chwile?! Na pewno kogoś poznała i spędziła z nim całą noc… Czasem posuwamy się do najgorszych wniosków – na pewno mnie zdradziła! Dziś argument „nie kłam, bo nie było Cię na fejsie 5h. Co robiłaś?”, to argument zjadający wszystko. Facebook Cię sprzedał. Stał się wyznacznikiem twoich myśli i… twojej fantazji, która w takich sytuacjach serio wariuje. Nie patrząc na rozsądek, nie patrząc na nic, tylko jednotorowo – na naszą wersje i brak zielonej kropki! A przecież tych wersji mogło być całe mnóstwo – padł jej telefon (nie, bo zawsze ma ze sobą powerbanka) , siedziała z koleżankami i urządziły sobie damskie pogaduchy (nie, bo jej koleżanki jakoś były dostępne, podczas gdy ona nie – tak, to też sprawdził), poszła spać (ona nie chodzi tak wcześnie spać, i przede wszystkim nie wstaje o 5 rano). Facebook – bezpłatny detektyw każdego z nas.

Kolejnym przykładem może być paranoja w jaką wpadamy wobec naszych pracodawców – jesteśmy na L4 i boimy się ujawnić na Facebooku (nie mówiąc już o różnego rodzaju relacjach na Insta czy Snapchatach). No bo jak to wygląda… Jestem przecież chory, płacą mi za to 80% miesięcznej pensji. Za co? Za to, że skroluje tablice na FB? Może wyglądać to słabo.

Słyszałam też o innych sytuacjach (notorycznych sytuacjach), gdzie jednostka A nie wchodzi na Facebooka przez długi czas, tylko po to by zobaczyła to jednostka B, i zaczęła się martwić. Serio? A więc zielona kropka może nam służyć także do emocjonalnej prowokacji. Taka niepozorna, a tyle może…

Sama zresztą doświadczyłam zabawnej sytuacji gdy moja mama postanowiła pójść z duchem czasu i założyć Messengera. Dostałam wtedy oczywiście milion kochanych wiadomości. Niekiedy jednak byłam zbyt zabiegana by na wszystkie odpisać. I tak pewnego dnia, zwyczajnie, zdarzyło mi się zapomnieć. Wtedy też odebrałam telefon od mamy, która zaczęła słowami – „Widziałam Cię, byłaś dostępna i mi nie odpisałaś”! No tak… Podczas gdy nie spotykałyśmy się na Facebooku zawsze mogłaś powiedzieć, że nie odpisałaś na sms-a bo nie miałaś przy sobie telefonu. Ale w tym wypadku i mama i kropka wiedzą najlepiej!

Niestety opcje tą przejęły inne apki i komunikatory – na Insta i Snapie, którego już dawno wyrzuciłam ze swojego życia, też widać kiedy jesteś aktywny… Więc, w zasadzie nigdzie już nie możesz posiedzieć i podglądać życia innych, niezauważony. A pamiętacie stare, poczciwe „Gadu-gadu”? Tam istniały opcje statusów, moim ulubionym był „niewidoczny”. W zasadzie nie pamiętam bym korzystała z innego statusu (no chyba, że widziałam, że ktoś na kim mi bardzo zależy – jeśli wiecie co mam na myśli – był w opcji „dostępny”. Wtedy celowo też chciałam być zauważalna, by miał pretekst żeby do mnie pierwszy napisał – czasem działało). Zazwyczaj jednak, chciałam w spokoju poklikać na niewidoku – przynajmniej nie byłam narażona na klikanie z kimś na kogo totalnie nie mam ochoty, no i nikt się na mnie nie obraził za siedmiogodzinny brak reakcji na jego wiadomości do mnie. Jak więc widzicie, Mark Zuckerberg mógłby się czegoś nauczyć od tego staruszka.

Bo te kropki zdecydowanie są problematyczne. Czasem masz dać komuś odpowiedź, ale wciąż nie rozważyłeś, która będzie właściwa i najlepsza, więc potrzebujesz jeszcze chwilki. No i słabo pojawić się na Messengerze, siedzieć sobie w sieci i świecić na zielono i nie dawać tej odpowiedzi! Co pomyśli druga strona? Może czuć się obrażona. Zresztą to działa w dwie strony. Co myślimy my, gdy piszemy do kogoś, ktoś jest w trybie active now, odczytał naszą wiadomość i nie odpisał? Albo jeszcze gorzej – wcale jej nie odczytuje! Pierwsza myśl – olewa mnie.

Ciągle odświeżamy stronę by zobaczyć czy ktoś odczytał, jest dostępny, albo kiedy jego zielona kropka ostatni raz świeciła się na zielono. Wnioski? Facebook, z którego mieliśmy korzystać dla przyjemności i, który miał nam ułatwiać życie, generuje w nas dziwne fiksacje i zachowania.

Active now czy wyloguj?

Wyloguj.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ