Pomagać trzeba umieć

PAH pomaga cywilom w objętej konfliktem zbrojnym Syrii, 2013. Fot. Maciej Moskwa / TESTIGO Documentary

Pomoc humanitarna aktualnie udzielana przez PAH jest pomocą absolutnie profesjonalną, która ma umożliwić ludziom przetrwanie w krótkim okresie od nastąpienia jakiejś katastrofy humanitarnej. Czasem są to katastrofy złożone, tak jak wojna w Syrii, która trwa od kilku lat i ludzie, nie mając dostępu do wody, żywności i opieki medycznej, potrzebują ciągłego dostarczania tego typu wsparcia. Natomiast głównie koncentrujemy się na takiej pomocy, która pozwala społeczności dotkniętej skutkami jakiejś katastrofy humanitarnej wrócić do swojej zdolności samopomocy i samoorganizowania się. W Sudanie Południowym i Somali zapewniamy dostęp do wody – to wpływa na zdrowie i edukację ludzi oraz przede wszystkim daje im możliwość produkowania żywność również w okresie suchym. Żeby udzielać takiej pomocy, organizacja musi rozwinąć pewne zdolności zarówno kadrowe, jak i organizacyjne. To, że nasza pomoc polega na dostarczaniu ludziom wody, żywności i opieki medycznej, nie znaczy, że zbieramy tu puszki i zawozimy je do Syrii. Sfinansowaliśmy tam uruchomienie kilku piekarni, które w tej chwili dostarczają chleb dla ok. 2,5 tys. rodzin. Nie przywozimy z Turcji chleba, my go wypiekamy na miejscu, a właściwie robią to koordynatorzy lokalni, którzy również zajmują się dystrybucją. Podobnie jest z wodą. Ludzie, którzy musieli opuścić swoje domy, ponieważ zostały zniszczone lub znajdowały się na terenach na tyle bombardowanych, że było tam niebezpiecznie, chronią się w bardzo prowizoryczne miejsca. Często są to starożytne ruiny, groty i piwnice. Tam ustawiamy zbiorniki na wodę, do których dowozimy ją cysternami. Jeżeli coś rozdajemy, to zazwyczaj są to ciepłe ubrania, śpiwory i buty na zimę oraz środki czystości. Ale nie przywozimy tego z Polski, bo to by było bardzo kosztowne, kupujemy te rzeczy najczęściej w Turcji.

Brak wyobraźni?

Ludzie w tej dziedzinie z wielu rzeczy nie zdają sobie sprawy. Proszę sobie wyobrazić, że jest pani w obozie dla uchodźców, ma pani dwoje malutkich dzieci, z których jedno jest jeszcze niemowlakiem. Dostaje pani od jakiejś polskiej organizacji żywność dla dzieci. Są to na przykład mleko w proszku i odżywki. I teraz pani, jako Syryjka, próbuje z tych polskich liter wyczytać, ile łyżeczek wody musi pani dodać i czy to jest mleko dla niemowlęcia, czy już dla tego starszego dziecka. W ten sposób można wręcz komuś zaszkodzić. Bardzo mocno podkreślamy, że ludziom, którym pomagamy w przetrwaniu, musimy dostarczać takie produkty, które oni znają, a dodatkowo są one łatwe w użyciu. Wobec tego nie kupujemy jakiegokolwiek mleka w proszku tylko na przykład takie, które da się rozpuścić w nieprzegotowanej wodzie.

Ludzie też zadają nam czasem pytania: a czemu te kobiety nie karmią? Otóż kobiety syryjskie karmią swoje dzieci. Tylko matka, która jest niedożywiona, żyje w ogromnym stresie, nie wie co się dzieje z jej mężem i ma gromadkę dzieci, z którymi żyje w jakiejś grocie, rzadko kiedy ma pokarm. Już na przykładzie takiej pomocy doraźnej widać jak wiele elementów może sprawić, że pomoc zostanie źle udzielona. To samo jest z lekami. W Syrii zaopatrujemy szpitale polowe i mamy dwie mobilne kliniki– są to wyposażone ambulanse z higienistką, pielęgniarką i lekarzem. Jeżdżą po wioskach obsługując mniej więcej 300 pacjentów tygodniowo w miejscu, gdzie w ogóle nie ma dostępu do lekarza. Dostarczamy tam leki i środki medyczne, które mieszkańcy znają.

W takim razie Polacy nie rozumieją również jak duża odpowiedzialność ciąży na pracownikach humanitarnych.

Nasi pracownicy muszą przestrzegać lokalnych zwyczajów, chodzić odpowiednio ubrani i żyć trochę tak, jak żyją ludzie w miejscu, w którym dostarczają pomoc. Do tego dochodzą zasady bezpieczeństwa. Pomoc humanitarna jest najczęściej udzielana tam, gdzie z jakiegoś powodu jest niebezpiecznie. Filipiny akurat takim miejscem nie są, ale już Syria, Sudan Południowy i Somalia – są. Warunki bezpieczeństwa wymagają od pracownika humanitarnego pewnego rodzaju dyscypliny. W ubiegłym roku zleciliśmy przeprowadzenie ankiety, w której pytano ludzi o to, kim jest pracownik humanitarny. Niestety ten zawód najczęściej kojarzy się z takim trochę wariatem, który ma dobre serce. Jedzie gdzieś daleko, żeby nosić dzieci na rękach albo kopać studnie. Ludzie uważają, że żadna fachowa wiedza nie jest potrzebna do udzielania pomocy, wystarczy dobre serce. Budujemy świadomość tego, kim jest pracownik humanitarny. Uruchomiliśmy razem z Uniwersytetem Warszawskim studia podyplomowe z pomocy humanitarnej. Dążymy do wpisania tej profesji do katalogu zawodów oraz do tego, żeby ludzie byli kształceni w tym kierunku.

W Polsce traktujemy pomoc jako odruch serca. A pomoc musi być mądra, musi pozwolić się człowiekowi rozwinąć i usamodzielnić. Ten stereotyp wynika pośrednio z tego, że częściej pomoc ma pozytywny skutek dla pomagającego, a nie dla tego, kto potrzebuje wparcia. Pomagać trzeba umieć. Danie afrykańskiemu dziecku cukierka, nie rozwiąże jego problemów. To rozwiąże jedynie mój dylemat związany z tym, że wobec takiej nędzy czuję się źle, bo ja mam wszystko. A czy w pomaganiu chodzi o to, żeby ulżyć sobie, bo czyjaś bieda mnie uwiera? Jeżeli naprawdę uwiera mnie ta bieda to powinnam zrobić coś, żeby rozwiązać problemy tych ludzi. Ich problemy rozwiązują takie organizacje jak nasza – organizując dostęp do wody, pomagając w rozwijaniu rolnictwa, budując szkoły, szkoląc nauczycieli itd. Ludzie bardzo często mówią, że woleliby pomagać bezpośrednio. Bezpośrednio pomóc możemy swojemu sąsiadowi, bo dobrze znamy jego sytuację i naszą pomoc możemy dostosować do jego potrzeb. Natomiast bezpośrednio pomóc rodzinie w Sudanie Południowym lub Syrii może taka organizacja jak nasza.

Mówiąc, że my Polacy jesteśmy tacy czy inni, nie mówię tego krytycznie. Mam świadomość tego, że Polska do grupy organizacji humanitarnych dołączyła późno. Nasze społeczeństwo nie jest przyzwyczajone do pewnych form pomocy. Generalnie, zaufanie do fundacji i organizacji pozarządowych nie jest zbyt duże, a jest to cały czas spadek po komunizmie. Jako PAH mamy poczucie, że budujemy nową rzeczywistość, która już stała się faktem. Jeżeli Polacy byli gotowi, żeby przekazać tyle pieniędzy na pomoc dla Japonii, to o czymś to świadczy. Mój optymizm jest uzasadniony, choć nasza świadomość byłaby bardziej rozwinięta, gdyby media trochę inaczej pojmowały swoją misję.

Media karmią się złymi informacjami. Czy wobec przytłaczającej ilości tych przykrych obrazów ze świata, ludzie nie obojętnieją?

Trudno jest mi to ocenić, ale powiedziałabym, że chyba nie. Opieramy się głównie na wsparciu od ludzi, których grono systematycznie się powiększa. Natomiast liczba ta rośnie zbyt wolno, na co moim zdaniem duży wpływ ma brak feedbacku w mediach. Jeżeli na podstawie programu w telewizji przekazałam pieniądze na Filipiny, a potem już się nie dowiaduję, co się z tymi pieniędzmi stało, to siłą rzeczy będę w mniejszym stopniu skłonna ponownie okazać finansowe wsparcie. My oczywiście utrzymujemy kontakt z naszymi ofiarodawcami, informujemy ich o tym, na co przekazane zostały zebrane środki głównie za pomocą naszej strony internetowej, czy mediów społecznościowych. Niemniej byłoby niezwykle pomocne, gdyby media częściej informowały o skutkach nie tylko katastrof i kryzysów, ale także niesionej pomocy.

Mam takie wrażenie, że pomaganie stało się modne. Podobno gwiazdy i celebryci robią ostatnio dwie podstawowe rzeczy – piszą książkę i zakładają fundacje. Czy to rozdrobnienie ośrodków udzielających pomoc i obnoszenie się z działalnością charytatywną działa na korzyść takich organizacji jak PAH, czy wręcz przeciwnie, bo już zbyt wiele osób wyciąga rękę prosząc o wsparcie?

Polacy mają ogromny potencjał, który moim zdaniem jest wciąż niewykorzystany. Jurek Owsiak pokazuje jak wielkie możliwości w nas drzemią. Ja uważam, że granicą nie jest tutaj ilość organizacji, które zajmują się pomaganiem. Polacy są skłonni dać z siebie o wiele więcej, tylko trzeba do nich umiejętnie dotrzeć. Mówiąc szczerze, nie bardzo wierzę w pomoc udzielaną przez celebrytów, co nie znaczy, że od tego nie ma wyjątków. Dla mnie celebryta spełnia bardziej rolę informacyjną. Czasami, on prędzej poruszy wyobraźnię ludzi niż ja, choć prawdopodobnie wiem więcej. Pomaganie opiera się nie tylko na wiedzy, ale również na emocjach. Rola celebryty, jeżeli ogranicza się do służenia swoim wizerunkiem przy zbieraniu funduszy przez godną zaufania organizację i jest to zrobione zgodnie z zasadami etyki, jest czymś dobrym. Jeżeli jednak służy to tylko budowaniu popularności celebryty, to jest to naganne. Gwiazdy takie jak Bono czy Angelina Jolie, pojawiając się w danym miejscu pokazują pewien problem. Prawda jest taka, że oni jedynie pozują do zdjęć, a tej bezpośredniej pomocy udzielają tacy wyrobnicy jak my. Organizacje i ludzie, którzy są tam na miejscu, mieszkają w trudnych warunkach i znają lokalne potrzeby.

Rozmawiała Hanna Gajewska

ZOSTAW ODPOWIEDŹ