Pomagać trzeba umieć

Nie zawsze silna fizycznie, za to o nieugiętej sile psychicznej, empatii i inteligencji. Kobieta instytucja i inspiracja. Zmieniła świadomość Polaków i życie tysięcy potrzebujących na całym świecie. Z Janką Ochojską, założycielką Polskiej Akcji Humanitarnej, rozmawiałam o tym, czy jeżeli czegoś nie ma w telewizji, to znaczy, że nie ma tego w ogóle?

Janina Ochojska wraz z kobietami przy studni. Sudan Południowy, 2011. Fot. Bart Pogoda

Hanna Gajewska: Pozarządowe organizacje pożytku publicznego, takie jak PAH, działają w oparciu o darowizny indywidualne. W jaki sposób informacje, które docierają do nas z mediów przekładają się na fundusze, jakie udaje wam się zebrać?

Janina Ochojska: Ta relacja jest absolutnie bezsporna. Nasza organizacja, która pomaga ofiarom wojen, kataklizmów i długotrwałego ubóstwa finansuje działania dzięki pieniądzom, które przekazują nam ludzie chcący wesprzeć potrzebujących. Bez mediów, które informują o skutkach kataklizmu lub wojny i robią to jeszcze w sposób właściwy, ludzie skłonni pomóc czasem nie wiedzieliby o takiej potrzebie lub o tym, że jest organizacja, która wspiera ofiary. Faktem jest, że po tylu latach działalności, w przypadku pewnych wydarzeń, wielu naszych ofiarodawców wie, że na pewno podejmiemy działania. Jeżeli jednak nie jest to wspierane akcją medialną, od razu przekłada się to na wynik zbiórki.

Co Pani rozumie przez właściwy sposób informowania?

Mamy do czynienia z wojną w Syrii, której głównymi ofiarami są cywile – dzieci, kobiety i ludzie starsi. Niestety, ten konflikt w polskich mediach jest pokazywany od strony militarnej i politycznej lub w momencie, gdy dochodzi do porwań dziennikarzy. Bardzo niewiele mówi się o skutkach tej wojny dla ludności cywilnej. Mało pokazuje się, jak to wpływa na życie mieszkańców tego kraju – warunki życia w obozach dla uchodźców i na terenach ogarniętych wojną.

Zresztą ta wojna już trochę przycichła, zapominamy o niej.

Ona przycichła tylko w mediach, ale dalej toczy się w Syrii pochłaniając kolejne ofiary, a obozy dla uchodźców puchną od uciekinierów, których jest już ponad 2,5 mln. Jeszcze czasami pokazują się jakieś informacje, ale już całkowicie znikają, gdy mamy jakąś aferę polityczną w naszym polskim światku. Jeżeli nie pokazuje się wprost jak cierpią ofiary wojny (głównie kobiety i dzieci), ile ich jest i w jaki sposób można im pomóc, to ludzie mogą nie mieć wystarczającej wyobraźni, która skłoniłaby ich do przekazania pomocy. Zresztą to normalne, żyją w bezpiecznym świecie i tylko informacje „stamtąd” mogą im uświadomić, jak bardzo cierpi ludność cywilna. W związku z takim przekazem informacji o konflikcie w Syrii w polskich mediach, zebraliśmy bardzo mało pieniędzy. Otworzyliśmy tam misję ponad dwa lata temu i przez ten czas udało nam się zebrać 800 tys. złotych. Jest to bardzo mało, więc nasze działania finansujemy głównie ze wsparcia różnych organizacji zagranicznych. Jesteśmy jedną z niewielu organizacji działających nie w obozach dla uchodźców, a w samej Syrii. Zwłaszcza w porównaniu z cyklonem na Filipinach w 2013 lub głodem w rogu Afryki w 2011 roku, gdy media były pełne informacji o tym, jak bardzo na skutek tych katastrof ucierpieli ludzie, zebrane przez nas fundusze na pomoc Syryjczykom wypadają mizernie. Po tragedii na Filipinach czy w Somalii pokazywano osoby, które straciły domy, umierające dzieci i marsze ludzi przez pustynię w poszukiwaniu wody. To robiło ogromne wrażenie na Polakach. W efekcie, na Somalię w przeciągu dwóch miesięcy zebraliśmy 3 mln złotych, a na Filipiny 1,7 mln złotych – dzięki tej ostatniej kwocie zbudowaliśmy prawie 1000 domów i kończymy budowę szkoły. Za pieniądze zebrane na Somalię otworzyliśmy misję i głównie zapewniamy tam dostęp do wody.

Jeszcze bardziej drastycznym przykładem tego, jak informacje w mediach wzmacniają odzew społeczeństwa polskiego, jest Japonia. Po trzęsieniu ziemi i tsunami w Japonii postanowiliśmy zorganizować zbiórkę na rzecz ofiar tego kataklizmu. Miała to być zbiórka symboliczna, ponieważ wyobrażaliśmy sobie, że niewiele osób będzie chciało przekazać pieniądze na pomoc bogatej Japonii. Błyskawicznie zebraliśmy 1,3 mln złotych. Dlaczego? Ponieważ media szczegółowo pokazywały, jak ta tragedia odbiła się na mieszkańcach Japonii. Odbudowaliśmy za to dwa przedszkola w Kesennumie. Gdyby nie media, nigdy nie udałoby się nam zebrać takiej kwoty.

Dlaczego jedne kryzysy humanitarne są medialne, a inne nie? Najbardziej medialną katastrofą było tsunami z 2004 roku, natomiast niedawna powódź w Afganistanie przeszła kompletnie bez echa.

Prawie bez echa przeszła również powódź na Bałkanach. Gdy się zaczęła, w Polsce było zagrożenie powodziowe, a później wybory do Parlamentu Europejskiego. Zebraliśmy zaledwie 500 tys. złotych. Trudno mi jest powiedzieć, co wpływa na to, że katastrofy takie jak powódź w Afganistanie nie spotykają się z odzewem w mediach. Wydaje mi się, że po pierwsze jest to spowodowane tym, co akurat dzieje się w Polsce. Gdy w Polsce, tak jak teraz, mamy do czynienia z kolejną aferą polityczną, media nie znajdują miejsca na informację o tym, co dzieje się w odległych zakątkach świata. Po drugie, wcześniej informacje w mediach o Afganistanie dotyczyły głównie akcji wojskowych albo śmierci naszych żołnierzy. Informacji o tym jak żyją Afgańczycy, z jakimi problemami się borykają i jak można im pomóc, było niewiele. I pewnie stąd również brak zainteresowania skutkami tamtejszej powodzi.

To powoduje bardzo nieprawdziwy obraz świata u Polaków. Wojna w Syrii jest postrzegana jako coś, co nas nie dotyczy. Wzmaga obojętność Polaków, którzy mówią: jak muzułmanie się biją, to niech się biją. Tylko trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że w tracie takich konfliktów cierpią ludzie tacy jak my. Nie wyobrażam sobie, żeby można było tych ludzi pozostawić samym sobie. Tym bardziej, że są oni skazani wyłącznie na pomoc zewnętrzną. Nie służy to również budowaniu wizerunku Polski jako kraju solidarnego, który gotów jest podzielić się z innymi. A wydaje mi się, że dzisiaj jest to wizerunek bardzo ważny. Tym bardziej, co chcę podkreślić z całą mocą, Polacy chętnie wspierają taką pomoc, muszą tylko wiedzieć o skutkach tragedii i o tym, że ktoś tę pomoc organizuje. Dla nas, jako organizacji, która bezpośrednio jest zainteresowana pokazywaniem świata takim, jaki on jest, media mówią za mało o tym jakie są skutki wojen i katastrof, i jak ważna jest solidarność międzynarodowa. A jeżeli nawet mówią dużo w niektórych przypadkach, to rzadko znajdzie pani informacje o tym, co organizacje, które zbierały pieniądze, z nimi zrobiły.

Czy w takim razie PAH przeznacza jakieś środki na informacje medialne?

Nie stać nas na artykuły sponsorowane czy sfinansowanie stworzenia jakiegoś materiału filmowego, nie mówiąc już o zapłaceniu za jego emisję. Natomiast oczywiście działamy w miarę naszych możliwości. Mamy nasze materiały filmowe i zdjęcia. Rozwijamy własne źródła informacji, korzystając z wszystkich dobrodziejstw Internetu. To, co jesteśmy w stanie robić, choć też niezbyt często, to finansowanie wyjazdów dziennikarzy do krajów, w których pomagamy. Na przykład o Somalii powstały świetne materiały filmowe. Pojawiamy się w mediach, ale zdecydowanie za rzadko. Chciałabym być dobrze zrozumiana –rozumiem jakimi mechanizmami rządzą się media i nie wymagam, żeby mówiły tylko o PAH. Jedynie chciałabym, żeby więcej mówiło się o tym, co się dzieje na świecie. Nie tylko o katastrofach. Po prostu uważam, że nie tylko plotki i polityczne afery mają znaczenie.

Czy Polacy rozumieją jak skomplikowanym logistycznie przedsięwzięciem jest pomoc humanitarna?

Absolutnie nie. Przy katastrofie na Filipinach zebraliśmy sporo pieniędzy, ale przy okazji musieliśmy wielokrotnie tłumaczyć, dlaczego nie zbieramy darów rzeczowych. Katastrofa humanitarna, czymkolwiek byłaby spowodowana, Polakom przede wszystkim kojarzy się z przekazaniem żywności albo ubrań. A to jest najmniej chętnie używana forma pomocy. Zdaję sobie sprawę, że do tego stereotypu przyczyniliśmy się sami w okresie organizowania konwojów do Bośni czy Czeczenii, ale od czegoś trzeba było zaczynać. Na początku działalności organizowaliśmy wyłącznie konwoje i do dzisiaj, mało zorientowanym dziennikarzom zdarza się zadać pytanie: to kiedy wyjeżdża konwój do Sudanu?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ