Krewetka w moro
Ania zajmuje się modą – szyje, projektuje, stylizuje. Prowadzi bloga z outfitami w stylu retro – wyszperanymi w second handach lub samodzielnie wykonanymi ciuchami. Wygrała program „Moda z bloga”, odbyła staż pod okiem samej Doroty Williams. Teraz otworzyła własną firmę, zajmującą się szyciem pod nazwą „Krewetka w moro”. Jest mamą z niełatwymi przeżyciami, a i sama zmaga się z rzadką chorobą. Jednak nie poddaje się, rozwija swe pasje, tworząc ciekawe projekty dla siebie i innych.
Monika Łazuga: Od dawna zajmujesz się szyciem?
Anna Onopiuk: Właściwie już od dzieciństwa. Podglądałam babcię, choć ona szyła zupełnie inne rzeczy i nauczyła mnie samych podstaw. Na początku, jeszcze przed nauką z babcią, szyłam ręcznie torebki i przerabiałam ubrania – ze spodni szyłam spódnice.
Skąd wzięła się u Ciebie fascynacja stylem retro i ciuchami rodem z babcinej szafy?
Trudno powiedzieć, skąd się wzięło u mnie zainteresowanie takim stylem, po prostu dobrze się czuję w takich fasonach. Teraz w modzie jest taka różnorodność, że dość łatwo dopasować ją do siebie, znaleźć coś odpowiedniego i zgodnego z naszym gustem. Choć trzeba to robić umiejętnie, a nie ślepo podążać za trendami, na przykład modne ostatnio legginsy w galaktyczny wzór – o nie, to nie mój klimat i na pewno nie dla mojej figury!
Zwykle pokazujesz na swym blogu stylizacje z użyciem wyszperanych gdzieś na strychu, w szafie czy w second handzie „perełek”. A co sądzisz o modzie na vintage – celowo poprzecierane dżinsy, obdarte koszulki, stylizowane stroje?
Generalnie wolę autentyczne rzeczy retro, z klimatem, z przeszłością, z tak zwaną duszą. Jednak jeśli spotykam coś ciekawego, odpowiadającego mi stylem, a jednocześnie nowego – to też tym nie pogardzę.
Jak sama często podkreślasz, w Twojej szafie nie ma ani jednej pary spodni. Nie przydałyby się czasem do jakichś domowych zajęć?
To prawda, nie mam ani jednej pary spodni. Nawet remont przeprowadzałam w sukienkach. Tak samo radzę sobie ze sprzątaniem, na rowerze także da się jeździć w odpowiednich spódnicach. Mam trudny typ figury, a spodnie podkreślają to, czego nie mam ochoty pokazywać, bo nie są to moje atuty. Zdarza się, że klientka podczas sprawdzania jej wymiarów westchnie: „ Pani to ma fajną figurę, biodra ok…”. Wtedy mierzę swoje bioderka i wychodzi ukryta pod spódnicą prawda. Czasem to nawet 15 cm różnicy pomiędzy wymiarem bioder moich a wzdychającej.
Nadal buszujesz w lumpeksach i przerabiasz ubrania tam upolowane, czy raczej głównie sama szyjesz sobie ciuchy?
Ostatnio brakuje mi czasu na wycieczki do second handów. Raz na kilka miesięcy kupuję w nich około 10 ubrań, które potem przerabiam albo tylko skracam czy zwężam. Teraz częściej chodzę w ciuchach uszytych przez siebie.
W początkowej fazie istnienia Twego bloga nie zawsze spotykałaś się z miłymi komentarzami, ludzie w Internecie piszą różne rzeczy, a krytyka zawsze boli. Ty jednak nie kasowałaś kąśliwych uwag i złośliwości. Jak sobie z tym radziłaś?
Zakładając bloga nie liczyłam na żadne odwiedziny, z czasem zaczęło zaglądać na niego coraz więcej osób. Blog był wtedy tylko moim hobby, a zdjęcia robione zwykłym, tanim aparatem cyfrowym nie powalały jakością. Najbardziej bolały mnie komentarze odnośnie tego, na ile lat wyglądam. Już wtedy wiedziałam o swej chorobie, ale nie miałam postawionej konkretnej diagnozy i nie chciałam o tym pisać. Wyglądałam na 40lat, a czułam się wręcz jakbym miała ich z 60.
A dlaczego zmieniłaś nazwę? Pamiętam, ze na początku była zupełnie inna – chciałaś się od czegoś odciąć?
Tak, na samym początkiem nazwa bloga to był zlepek w zasadzie nic nie znaczących słów: „lilaanaa”. I pojawił się problem z wymówieniem nazwy na różnych spotkaniach, w świecie blogerów, z którym zaczęłam nawiązywać coraz szersze kontakty. Dlatego, dla ułatwienia życia sobie i innym zmieniłam nazwę na mało wymyślną. Teraz jest po prostu: „annaonopiuk”.