Jak to jest z tymi podobieństwami i przeciwieństwami w związku?

Jak działa siła przyciągania?

Wiosna w pełni, więc temat całkiem aktualny. Podobno wiosna sprzyja zakochanym. A jeśli o zakochaniu mowa… spada ono na nas jak grom z jasnego nieba – zazwyczaj nagle. Nie musimy rozwiązywać skomplikowanych równań matematycznych, na zakochanie nie ma wzoru. Nie ma logiki, czy listy za i przeciw. Działa ono podświadomie i intuicyjnie, trochę jakby poza nami. Albo kogoś lubimy, dużo bardziej niż całą resztę, albo nie. Nie wybieramy sobie swojej miłości mówiąc – w niej się zakocham! To tak nie działa. Jeżeli cokolwiek w życiu dzieje się samo, to jest to właśnie to – zakochanie. Od zakochania do miłości często długa droga, ale jeszcze częściej prosta droga. Miłość to coś innego. I ciężko tu o jakąkolwiek definicje, dlatego na to silić się nie będę. Ile ludzi, tyle definicji miłości. Więc niech każdy pozostanie przy swojej. Wróćmy jednak do tego najlepszego etapu – zakochania, kiedy łączy się ze sobą dwójka, zupełnie obcych sobie ludzi. Podobają się sobie nawzajem, widzą, że mogliby związać z daną osobą przyszłość – nie zadają pytań, nie zastanawiają się dlaczego, i nie szukają logicznych uzasadnień. Ich zresztą nie ma. Przy pierwszym kontakcie doznajemy dziwnego wrażenia, które pozwala stwierdzić, że chcemy bliżej poznać daną osobę. W skrajnych przypadkach – tych zakochania od pierwszego wejrzenia, wiemy, że to ta osoba, z którą chcemy iść przez resztę życia. Intuicja, przez którą dokonujemy takich a nie innych wyborów, dzieli się na dwa czynniki – psychologiczny i chemiczny. Czynnik psychologiczny tworzy nasz system wierzeń. Natomiast czynnik chemiczny, odpowiedzialny jest za, nieuzasadnione przyciąganie.

„Spotkanie dwóch osób jest spotkanie się dwóch substancji chemicznych: jeśli zachodzi reakcja, to obie się zmieniają.”

Chemia miłości to procesy hormonalne, oraz aktywacja neuroprzekaźników (przy okazji kontaktu fizycznego). Według teorii instynktowej nie da się zakochać w każdym. Jednak według psychologa – Arthura Arona, który przygotował test składający się z 36 pytań, jesteśmy się w stanie zakochać w nieznajomym, w około 45 minut. Właśnie poprzez zadawanie sobie nawzajem, opracowanych przez niego pytań. Sens eksperymentu polega na stworzeniu się stopniowego i wzajemnego zrozumienia z drugą osobą. Zresztą tak też skonstruowane są pytania – stają się one coraz bardziej prywatne i intymne, przez co pozwalają nam na lepsze poznawanie tej drugiej osoby, w delikatny, ale nieco wnikliwy sposób. Skutkiem eksperymentu i przeprowadzonej, osobistej „rozmowy”, ma być pojawiające się uczucie intymności, które ma prowadzić do zakochania. Wydaje się być to sztucznie napędzanym uczuciem, ale ostatecznie może coś w tym jest – w końcu nic nie zbliża bardziej niż rozmowa i odkrywanie przed drugą osobą najskrytszych zakamarków nas samych.

Ja jednak wole zostać przy koncepcji intuicyjnej. Jest ona bardziej tajemnicza, i …romantyczna? Poza tym nie wszystko musi być poparte nauką. Pomimo, że dokonujemy świadomego wyboru, czy chcemy być z daną osobą, to jednak kierują nami silne mechanizmy, niekoniecznie zależne od nas. Zapytani o to, jaki powinien być idealny partner, mamy w zanadrzu całą górę wymagań. Przecież musi być odpowiedzialny, lojalny, kochany, opiekuńczy, a najlepiej żeby miał nie mniej niż 180 cm wzrostu i zielone oczy. A potem pojawia się zupełne przeciwieństwo twojego wyimaginowanego ideału i nie wiedzieć czemu – przepadasz!

Nurtuje mnie natomiast jeden problem – dlaczego przepadasz? Co ma na to wpływ i czy faktycznie „przeciwieństwa się przyciągają”. Często powtarzamy to znane powiedzenie, jednak ile ma ono wspólnego z prawdą? Mam swoją teorie na ten temat. A analiza różnych publikacji, tylko mnie utwierdza w trafności moich spostrzeżeń.

Minus i plus faktycznie się przyciąga?

W momencie gdy jesteście jak ogień i woda – fakt, życie może nabrać nowych barw, i być nieznaną ci dotąd przygodą. To w końcu, nieustanne odkrywanie tej drugiej osoby, nowego, nieznanego nam świata, i patrzenie na drugą osobę z zaciekawieniem i pożądaniem – w końcu jest tak różna od nas samych. Co może podsycać ogień między partnerami. Wzajemne zarażanie się pomysłami, pasjami i stylem życia, może być wciągające. Tutaj faktycznie nie możemy mówić o nudzie, i rutynie. Jednak, te plusy, tyczą się głównie początku związku. Kiedy jesteśmy zafascynowani drugą osobą i dopóki staramy się ją rozumieć. Co z czasem staje się naprawdę trudne – ciężko zrozumieć podejście do życia, zupełne inne niż nasze. Brak wspólnych poglądów, może być siłą napędową do konfliktów i nieporozumień. Taka walka może trwać w nieskończoność, i prowadzić do ciągłego ścierania się – w końcu nikt nie chce zrezygnować ze swojego zdania i w zasadzie… ze swojego życia. A życie z zupełnym przeciwieństwem jednak wymusza na nas pewne kompromisy. Z czasem, te fascynujące różnice, mogą doprowadzić nas do skrajnych emocji – i raczej nie chodzi o te pozytywne emocje. I pomimo tego, że niejednokrotnie szukamy w partnerze cech, które u nas wydają się wybrakowane, żeby jakoś się uzupełnić, to duża ilość przeciwieństw staje się toksyczna. A szczególnie w momencie, gdy w grę wchodzą poglądy takie jak – religia, rodzina i przyszłość.

Z kolei, jeśli chodzi o podobieństwa…

„Jednym z najsilniejszych wyznaczników sympatyczności danego człowieka jest jego podobieństwo do nas”

Podświadomie wybieramy osoby, zbliżone do nas wiekiem, pochodzeniem, miejscem zamieszkania, wykształceniem, czasem nawet rasą, narodowością i religią. Jednak równie często przyciągają nas do siebie osoby podobne osobowościowo. Ten sam styl życia, poglądy i ta sama codzienność, dają nam pewne bezpieczeństwo i stabilizację. Dzięki temu nasze życie wydaje się być bardziej uporządkowane. Wspólna zajawka i podobne upodobania co do spędzania wolnego czasu – podobny gust muzyczny czy kulinarny, potrafi scalić związek. W takim związku łatwiej również o codzienne funkcjonowanie i wypracowanie pewnych norm. W końcu najważniejsze jest patrzenie w jednym kierunku, wspólne cele, poglądy i wartości – mogą one być spoiwem związku. Wspólnota osobowości sprawia, że czujemy się, jakbyśmy znaleźli bratnią dusze. Podobieństwa pozwalają na zwykłą przyjaźń, która także jest mega ważna w związku.

Oczywiście jest ryzyko, że do takiego związku wkradnie się nuda, przewidywalność czy rutyna, co jak wiemy, zabija związek. Grunt, to nie dać się złapać w tą pułapkę, gdy nasze wspólne życie traci dynamikę. Zresztą… podobno „w miłości jak na wojnie” – nigdy nic nie wiadomo.

Ważne, by zachować właściwe proporcje, między podobieństwami, które pozwalają nam się dogadać w najistotniejszych tematach. Nikt nie jest taki sam – jakieś różnice muszą się więc pojawić, i to całkiem zdrowe, że smutas z natury, chce się spotykać z wiecznym wesołkiem. Istotne jest byśmy się rozumieli w kwestii strefy wartości i takich samych oczekiwań co do przyszłości i wspólnych norm. Jednak w czymś musicie się uzupełniać – partner nie musi być twoim odbiciem, ale musi cię rozumieć. Zresztą… nie ma na to wszystko reguły i odpowiedzi – niektóre rzeczy chyba powinny zostać bez jednoznacznej odpowiedzi, najważniejsze byśmy odczuwali komfort bycia, właśnie z tą, a nie inną osobą. Trzeba ją zwyczajnie lubić i szanować.

Ja jednak zostaje przy opcji:

„Kręci mnie to samo, co ją, bawi mnie to samo, co ją
Rusza mnie to samo, co ją (…) czuję Amor Amor”

Z moich doświadczeń wynika, że przeciwieństwa, pomimo, że na początku mają ogromną siłę przyciągania – ostatecznie mają taką samą siłę odpychania. Z podobieństwami natomiast, chyba można fajnie żyć. Zresztą, gdzieś przeczytałam, że naukowo faktycznie udowodniono, że to osoby do siebie podobne, mają większe szanse na zbudowanie trwałej relacji. Podświadomie, często, na naszych partnerów życiowych (a także przyjaciół), wybieramy osoby, które są podobne do nas. W końcu to oni posiadają cechy, które tak szanujemy. A jak wynika z waszych doświadczeń? Przeciwieństwa czy podobieństwa?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ