Jak ogarnąć Instagram? Po pierwsze: nie kłam.

Jak ogarnąć Instagram? Po pierwsze: nie kłam.

Na koniec roku w okresie świątecznym i przed przygotowaniami do hucznego powitania Nowego Roku, chcielibyśmy dać Wam jeszcze jedną radę dotyczącą rozwijania profilu na Instagramie. Radę ważną, choć niby oczywistą. Doświadczenia zebrane jednak w 2019 roku pokazują, że nie dla każdego jest to rzecz jasna. Dlatego dziś w naszym cyklu napiszemy o tej ważnej zasadzie. Jak ogarnąć Instagram? Po pierwsze: nie kłam.

Jak ogarnąć Instagram? Po pierwsze: nie kłam.
Fot. Pixabay

Jak ogarnąć Instagram? Po pierwsze: nie kłam.

Powiedzenie „Kłamstwo ma krótkie nogi” jest na pewno wszystkim doskonale znane. Mamy dla Was niusa: w przypadku Instagrama działa ono dokładnie tak samo, jak w prawdziwym życiu. Oczywiście Instagram jest jedynie zbiorem wycinków z naszego życia i to bardzo skrupulatnie wyselekcjonowanych, dopieszczonych, ułożonych i z zastosowanym filtrem.

Nie chcemy tutaj namawiać do pokazywania brudów w łazience czy piętrzących się po gotowaniu garów w kuchennym zlewie, co przecież zdarza się w każdym domu. Nawet największy pedant robi bałagan przy gotowaniu i każdy ma w łazience kosz na brudną bieliznę, która czeka w nim na moment prania. 

Zupełnie nie w tym rzecz. Instagram w końcu po to jest, żeby pokazywać na nim ładne kadry. 

Jest jednak kilka kwestii, które zasługują na uwagę, a które są pewnym wyznacznikiem tego, jak prowadzić konto, aby obserwujące nas osoby nie odchodziły.

Podstawowe zasady Instagramera

Przejdźmy zatem do kilku podstawowych zasad, których powinien trzymać się każdy Instagramer planujący związać się z tym medium społecznościowym na dłużej. Bo wiąże się to z budowaniem społeczności, a w takim wypadku nie ma wyjścia: trzeba być wobec swoich obserwatorów uczciwym. Po prostu. Żadna to większa filozofia, a dla wielu osób na Instagramie wydaje się jednak być czarną magią…

Po pierwsze: nie przesadzaj z Photoshopem!

Nie mamy tu na myśli fotografii krajobrazów, na które nakładasz dodatkowe warstwy, wklejasz zwierzątka i mgłę czy kubków, w których pływa las, co ostatnimi czasy jest bardzo modne. Chodzi nam o photoshopowanie samego siebie. Wygładzanie twarzy do przesady, wyszczuplanie, prostowanie zębów, powiększanie ust czy biustów… Pamiętaj, że nawet jeśli nie obserwuje Cię nikt z Twoich prawdziwych znajomych, to ktoś kiedyś w końcu gdzieś Cię spotka, a już na pewno jeśli planujesz rozwijać swoje konto i dążyć do tego, żeby było jak największe. Jasne, można nieco poprawić dzieło Matki Natury i dodać nieco rumieńca czy wygładzić skórę, jeśli widać na niej jakieś niedoskonałości. Wszyscy jesteśmy ludźmi i wszyscy chcemy dobrze wyglądać na zdjęciach. Przesada jednak nie jest niczyim przyjacielem, a nie dość, że możesz wyjść ostatecznie jak własna karykatura, to jak ktoś kiedyś zobaczy, jak daleko odbiega Twój internetowy obraz od rzeczywistości, stracisz na wiarygodności. Instagram nie jest już tylko aplikacją ze zdjęciami, ale medium społecznościowym, w którym liczą się relacje. A ludzie z natury nie lubią tych, którzy ich oszukują. I nie daj boże ktoś gdzieś opublikuje Twoje prawdziwe zdjęcie i dopiero będzie wtopa! 

Po drugie: nie kupuj obserwujących!

Ten proceder wciąż można zaobserwować na zastraszającej ilości kont… Mieliśmy ostatnio przyjemność obserwować jedno konto, które w ciągu dwóch-trzech miesięcy urosło z niecałych pięciu tysięcy obserwujących do ponad trzynastu. Ilość polubień pod zdjęciami przekracza ilość polubień osiąganych przez konta, które mają po trzydzieści tysięcy obserwatorów… Owszem, na tym koncie znajdują się ładne zdjęcia, ale takie, jakich setki tysięcy już znajduje się w serwisie. Wiecie: tu kawusia z góry, tam jakiś bokeh… Jest to estetyczne, ale nie ma w tych zdjęciach nic, co mogłoby sprawić, że byśmy uwierzyli w to, że liczba polubień jest faktycznie adekwatna do jakości publikacji. A kiedy już wiedzeni ciekawością weszliśmy w listę obserwatorów… No, cóż – powiedzmy, że zupełnie nie byliśmy zaskoczeni, że znaczną większość stanowią tam zagraniczne konta. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież na Instagramie nie ma granic i może nas obserwować tysiące kont z innych krajów. Zgadza się, tyle że jeśli ktoś tworzy posty jedynie w języku polskim to jednak konta zagraniczne będą stanowiły mniejszą, a nie większą część tej społeczności. 

Kupowanie obserwujących może przynieść chwilowe korzyści w postaci zwrócenia na siebie uwagi firm szukających infduencerów do współpracy. Jednak finalnie jeśli ktoś ma wątpliwości co do prawdziwości obserwujących na jakimś koncie, to… będzie o tym mówić innym. Ci powiedzą kolejnym osobom i tak dalej, i tak dalej. Ostatecznie kupno obserwatorów może się odbić czkawką…

Kolejną rzeczą, po której można zacząć podejrzewać, że ktoś kupuje obserwujących jest staż konta i ilość postów. Jakoś ciężko uwierzyć w to, że ktoś na stu dziewięćdziesięciu siedmiu postach wywindował swoje konto do trzynastu tysięcy obserwujących. Przykro nam, ale nie w dzisiejszych czasach, kiedy duże profile borykają się z ogromnymi spadkami zasięgów, a co dopiero te mniejsze.

Po trzecie: nie reklamuj czegoś, czego nie używasz albo co Ci się nie spodobało.

Znowu wracamy do tematu wiarygodności. Otrzymanie czegoś za darmo od jakiejś firmy zawsze cieszy. Doskonale o tym wiemy. Gifty są zawsze na propsie, a już zwłaszcza wtedy, kiedy jest to pełnowymiarowy produkt. Sam fakt pochwalenia się na instastories, że się otrzymało coś od jakiejś marki, jest już wystarczającym powodem, by wiele osób zgadzało się na byle jakie współprace. Ludzie często nie zwracają uwagi na to, że finalnie nie będą tego produkty używać, więc właściwie nie mają z tego żadnych korzyści, jednak chęć pokazania, że „ja też dostaję!”, jest silniejsza. Ta sytuacja dotyczy głównie tych mniejszych kont, które dopiero nawiązują pierwsze współprace, chociaż trafiliśmy na kilka przypadków, gdzie osoba prowadząca profil powyżej pięćdziesięciu tysięcy obserwujących, reklamowała produkt, o którym kilka miesięcy wcześniej wspominała, że go nie lubi…

Wiarygodność jest bardzo ważna na Instagramie. Przyjrzyjcie się tym dużym profilom, które mają zaangażowaną społeczność i zwróćcie uwagę na to, że te profile mają nie tylko spójną tematykę i edycję zdjęć, ale spójność także króluje w ich przekazach. Wyciągnijcie z tego lekcję dla siebie.

Po czwarte: nie kupuj polubień postów!

Temat podobny do kupowania obserwatorów, ale w ostatnim czasie tak popularny, że postanowiliśmy umieścić go jako osobny punkt. Bo ludzie się trochę wycwanili i wiedzą, że samo kupienie obserwatorów to za mało. W końcu jak ktoś ma dwadzieścia pięć tysięcy obserwujących i dwieście polubień pod zdjęciami, to od razu widać, że coś jest nie tak. 

I teraz można spotkać konta, które mają siedem tysięcy obserwujących, a pod zdjęciami po trzy, cztery, a nawet więcej tysięcy polubień.

Jeśli znacie takie profile, czym prędzej przestańcie je obserwować, bo jesteście nabijani w butelkę i robi się z Was idiotów. Przy dzisiejszych algorytmach Instagrama nie ma najmniejszych szans, żeby ktoś, kto ma kilka tysięcy obserwujących, otrzymywał pod każdym postem po kilka tysięcy polubień. Owszem, przy wyjątkowo ładnym zdjęciu i dobrze dobranych hasztagach, może się trafić taki „złoty strzał”, że zasięg wyskoczy w górę, a lajki się będą sypać – szczególnie, jeśli jakieś konto udostępniające udostępni taki post. Ale takie działanie również ma swoje ograniczenie. Nie wierzcie, że osoba z sześcioma tysiącami obserwujących nagle ma pod zdjęciem (serio, z życia wzięte!) ponad dwadzieścia tysięcy polubień i że jest to pozyskane „legitnie”, bo kilka kont udostępniło jej zdjęcie. A jeśli tak twierdzi, to… to akurat można sprawdzić. Wielkie konta repostujące ZAWSZE tagują właściciela postu na zdjęciu. Wystarczy więc wejść na profil takiej osoby i zamiast w jej siatkę zdjęć, wejść w galerię obok, czyli w zdjęcia, na których ta osoba została oznaczona. W przypadku, o którym piszemy, owszem, kilka kont udostępniło wspomniane zdjęcie, ale każde z tych udostępnień zebrało co najwyżej po kilkadziesiąt polubień. Wniosek: właściciel konta jest po prostu zakłamanym oszustem. 

Nie powtarzajcie takich błędów, bo zawsze znajdzie się osoba, która będzie drążyć, aż dojdzie do tego, że faktycznie kłamiecie. Po co Wam to? Lepiej powoli, ale sukcesywnie dążyć do obranego celu, niż pójść na skróty i zostać przez kogoś publicznie wytkniętym palcem. Weźcie sobie tę radę do serca i w Nowym Roku zamiast kombinować, jak szybko przyciągnąć firmy do współpracy za pomocą nieuczciwych praktyk, zajmijcie się porządną pracą nad swoim profilem. Nauczcie się robić jeszcze lepsze zdjęcia. Testujcie hasztagi. Oznaczajcie na zdjęciach marki. Bierzcie udział w instagramowych wyzwaniach. Ale, na Boga, nie kłamcie. Ani to Wam nie przyniesie satysfakcji na dłuższą metę, ani nie przyniesie zaangażowanej społeczności, która zaraz będzie miała znacznie większe znaczenie niż liczba polubień czy obserwujących. 

Trzymamy za Was kciuki!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ