Antyfeministyczna Lana Del Rey?

 

Dużo mówi się o tym, że teledyski współczesnych piosenkarek opierają się głównie na epatowaniu obrazami rodem z softporn. Ważny głos w tej dyskusji zabierają feministki, które bojkotują taki wizerunek kobiecego ciała. Jednak nagie pośladki i wyeksponowane biusty to nie jedyny problem, który widzą feministki. Obraz kobiet, który nie zgadza się z ich poglądami to również inne aspekty piosenkarskich karier.

Źródło: billboard.com

Jedną z atakowanych przez feministki artystek jest Lana Del Rey. Czym sobie na to zasłużyła? Przede wszystkim tekstami swoich utworów oraz komentarzami o tym, że nie uważa feminizmu za istotną kwestię. Biorąc pod uwagę tylko to, od razu można założyć, że płyty Lany Del Rey powinny spłonąć na feministycznych stosach.

I trudno się dziwić. W swoich piosenkach Lana prezentuje nam obraz kobiety, która swoje życie uzależnia od mężczyzny. I to mężczyzny, który nie zawsze jest księciem na białym koniu – raczej wręcz przeciwnie. Teksty utworów to historie kobiet, które nie potrafią poradzić sobie bez ukochanego i zrobią dla niego wszystko. Mało współczesny i popularny wizerunek.

Kwestia nie jest jednak tak prosta jak mogłoby się wydawać. Problem z Laną polega na tym, że nie do końca wiadomo, kim w ogóle jest i skąd się wzięła. Wiemy na pewno, że Lana Del Rey to pseudonim artystyczny, a jej właściwe imię to Elizabeth Woolridge Grant.

Wersje jej biografii są liczne, niespójne i obrośnięte dziwną legendą. Sama zainteresowana opowiada o swoim niezwykle awanturniczym życiu. Młoda Lana miałaby pochodzić z dobrego domu, ale ostatecznie skończyć jako bezdomna, bezbronna dziewczyna, która jeździ po kraju z gangiem motocyklistów i potrzebuje silnego mężczyzny przy swoim boku. Prawdziwy topos „good girl gone bad”. Nietrudno jednak zauważyć, że taka historia to powtarzany od lat stereotyp biografii gwiazd Hollywood złotej ery. Dziennikarze twierdzą, że piosenkarka skleiła swój życiorys z historii takich gwiazd, jak Billie Holiday czy Marylin Monroe. Zdaje się więc, że wszystko to tylko fantazja, a buntowniczka ze skłonnością do samobójstwa to tylko produkt. Osoba, którą Lizzy zawsze chciała być.

Piosenkarka twierdzi również, że przez wiele lat występowała w nowojorskich klubach, gdzie ostatecznie wypatrzył ją znany producent i zaproponował jej nagranie płyty. Bardziej wiarygodna jest jednak wersja, która mówi o tym, że Lanę Del Rey pomógł jej stworzyć bogaty ojciec. Zapłacił za operacje plastyczne, speców od PR-u i studio nagraniowe. A to, że projekt ‘Lana Del Rey’ nie jest debiutem muzycznym piosenkarki, potwierdzają pogłoski o jej wcześniejszych próbach muzycznych. Wiadomo o dwóch wcześniejszych płytach Elizabeth Woolridge Grant. I pomimo że przed wydaniem krążka „Born to Die” próbowano zatrzeć po nich ślady – Internet nigdy nie zapomina.

Warto jednak zwrócić również uwagę na to, że jeśli chodzi o Lanę Del Rey to trudno powiedzieć, żeby mogła być bohaterką każdej ze swoich piosenek. Z tego co śpiewa wynika, że musiałaby być niepoprawną grzesznicą, która jednocześnie ufa Bogu oraz współczesną wyzwoloną kobietą, która nie potrafi jednak przetrwać dnia bez swojego silnego mężczyzny. Do tego jeszcze alkoholiczką, narkomanką i dziewczyną z dobrego domu. Ciężko to wszystko pogodzić…

Stąd płynie prosty wniosek, że Lana Del Rey to kreacja sceniczna, nie prawdziwa osoba. W dodatku wizerunek, na którym w głównej mierze bazuje, to kobieta sprzed wielu dekad – z czasów kiedy taki wzorzec postępowań nie były niczym niezwykłym. Trudno jest więc brać całkowicie na poważnie sens słów utworów Del Rey czy jej wypowiedzi. Zdaje się, że wszystko to wynika ze swego rodzaju nostalgii za tamtymi czasami, a nie z osobistych przekonań.

Jedyny grzech, który popełnia Lana Del Rey to promowanie takich wzorców. Ciężko sobie jednak wyobrazić, żeby współczesna dziewczyna, która słucha płyt artystki zapragnęła nagle znaleźć sobie zaborczego męża i zostać nastoletnią alkoholiczką. A nawet gdyby chciała – nikt jej tego nie zabroni…

Aleksandra Supryn

ZOSTAW ODPOWIEDŹ