Big Mac za 25 tysięcy
Kto tylko mógł i jest sentymentalny, pobiegł wczoraj na Świętokrzyską i zaopatrzył się w zestaw z McDonalda. To był jego ostatni posiłek w tym miejscu, w tym fast foodzie. Lokal zostanie rozebrany, a w miejscu budynku powstanie nowoczesny biurowiec. Wygląda na to, że bardzo lubimy w Polsce pozbywać się kamienic…
Otwarcie McDonalda w 1992 r. było znakiem rewolucji, gościli na nim m.in. Jacek Kuroń, który przecinał uroczystą wstęgę, Agnieszka Osiecka i Kazimierz Górski. Ustawiła się monstrualnie długa kolejka. Uwieczniła to kolorowa i jedna z ostatnich kronik filmowych puszczanych w kinach przed projekcją filmów. Kasjerzy niemal mdleli, obsługując tysiące klientów. Hamburgerów nie zabrakło.
Wydarzenie odbyło się z wielką pompą. „Restauracji” McDonald strzegła zwarta i silna grupa ochroniarzy, zaopatrzona w krótkofalówki i pilnie obserwująca wejście. Nic dziwnego, do środka mogli dostać się tylko wybrani, prawdziwa elita z zaproszeniami. Na nich czekały już wielkie tace z hamburgerami, jak na tamte czasy jedyny powiew mitycznej Ameryki w posocjalistycznej Polsce. W stołecznym McDonaldzie ceny wahają się od 6 tysięcy za kawę, do 25 za obfitego w dodatki hamburgera.
Nie obyło się bez kontrowersji i zawodów. Szybko okazało się, że hasło reklamowe firmy, jakoby w każdym punkcie na świecie serwowano jedzenie tej samej jakości, było stworzone na wyrost. Jedzenie przy słynnym Sezamie przypominało bardziej moskiewskie standardy: mały, cienki i wybitnie suchy kotlet wołowy, bez żadnych dodatków poza cieniutkim plasterkiem konserwowego ogórka i ketchup spod lady. Samo menu było powodem wielu rozczarowań. Polacy nie byli przyzwyczajeni do wielkich restauracji, w których serwuje się jedynie buły z mięsem i frytki. Luksusowy bar szybkiej obsługi wprowadził społeczeństwo transformacji w niemałe zakłopotanie. Gdzie sałatki, ciasta, zupy? Recenzenci grzmieli i studzili zapał mieszkańców stolicy, polecając im inne miejsca z gastronomią.
Katarzyna Mierzejewska