Życie po talent show: Sabina Jeszka

funpage artystki K.S.: Ta nagroda od Apartu dała Ci takiego przysłowiowego „kopa” do pracy, że warto, że ktoś chce mnie słuchać? Wtedy tak naprawdę uwierzyłaś, że chcesz śpiewać?

S.J.: To, że chcę i będę śpiewać, wiedziałam już po castingach. Kiedy już weszłam na tę scenę to stwierdziłam, że chcę na niej zostać jak najdłużej. Wtedy poczułam, że to jest to, co chcę robić. Każdy kolejny etap utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Wiedziałam, że moja ukochana turystyka i praca w biurze podróży musi zejść na dalszy plan.

K.S.: A przed programem zdarzało Ci się śpiewać publicznie?

S.J.: Był organizowany szkolny Idol w Rybniku. Moja ukochana Pani od angielskiego kazała mi tam pójść, więc poszłam, w nadziei, że będę mieć lepszą ocenę (śmiech).

K.S.: Jest to jakaś motywacja.

S.J.: Ale oczywiście, i to wielka. Udało mi się wygrać i to też była dla mnie jakaś abstrakcja. W nagrodę dostałam gitarę, na której do dziś nie nauczyłam się grać. Dałam ją cioci. Ona gra, więc mam nadzieję, że mnie kiedyś nauczy. Najważniejsze, że instrument został w rodzinie. Wtedy jeszcze nie myślałam, że mogłabym się tym zajmować. Traktowałam to jako przygodę.

K.S.: Czemu wybrałaś akurat „Mam talent”, program, w którym nie tylko wokaliści biorą udział? Przecież programów stricte muzycznych nie brakuje.

S.J.: Ja zawsze byłam przeciwnikiem wokalistów w programie „Mam Talent”. I teraz wypadałoby się z tego wytłumaczyć (śmiech). To było tak, że kiedy rozpoczynała się III edycja programu, nie było żadnego innego show stricte muzycznego. Zaraz po „Mam Talent” okazało się, że jest „X-factor”. Byłam wściekła, bo czym innym jest porównywanie pomiędzy wokalistami, a wokalisty z innymi talentami.

Oglądałam wcześniejszą edycję i pomyślałam, że może bym tak spróbowała w kolejnej. Zapytałam rodziny. Usłyszałam coś w rodzaju: – Gdzie tam, jeszcze na Ciebie nakrzyczą, powiedzą coś negatywnego, zamkniesz się w sobie. Stwierdziłam więc, że nic im nie powiem i poszłam na pre-casting. Dowiedzieli się już po fakcie, jak dostałam się do etapu jurorskiego.

Gdyby były te wszystkie programy muzyczne, które są teraz, to byłoby zupełnie inaczej. Jakbym miała wybór: „Mam Talent” czy „X-factor”, to wybrałabym ten drugi tylko po to, by porównywano mnie z innymi wokalistami. To jest wtedy fair.

K.S.: Na listach przebojów królują obecnie wykonawcy, którzy startowali w talent show: Enej, Lemon, Ewelina Lisowska, Rafał Brzozowski, Dawid Podsiadło i inni. To jest obecnie najprostszy, najszybszy sposób, aby zaistnieć w tej branży?

S.J.: Nie wiem czy najszybszy, ale to jest na pewno dobre wyjście. W momencie, kiedy się wie, czego się chce (ja idąc na pre-casting tego kompletnie nie wiedziałam), to dobrze jest pójść i się po prostu sprawdzić. Tak jak np. Kamil Bednarek. On przychodząc do programu miał już gotowy materiał. Spodobał się, od razu wyszła płyta. I tak to powinno wyglądać. Tak samo było z Eweliną Lisowską i z Enejem. To są ludzie, którzy mieli już jakieś swoje piosenki. Enej od początku miał pomysł na siebie i konsekwentnie dążył do wyznaczonego celu. Tak samo z Lemonem. To jest mega fajny zespół, z tych wymienionych najbardziej do mnie przemawia. Również Dawid Podsiadło wydał znakomitą płytę. Ważne jest to, aby po programie nie dać o sobie zapomnieć i w miarę możliwości jak najszybciej wydać płytę.

Moja edycja „Mam Talent” skończyła się 2,5 roku temu. To dość dawno, więc ja ciągle muszę o sobie przypominać. W międzyczasie ukazały się single, ale gdybym miała swoje piosenki wcześniej, to pewnie i krążek byłby już na rynku.fot. Jagienka i Robert Stefanowicz 1

K.S.: Teraz ta nasza scena muzyczna wygląda trochę tak, że są „dinozaury” oraz ci, którzy zaczynali swoje kariery w talent show.

S.J.: Troszkę tak. Jest też tak, że piosenki tych „dinozaurów” są ponadczasowe, śpiewają je kolejne pokolenia, a ci, którzy się pojawią, czasem równie szybko znikają, są takimi gwiazdkami jednego sezonu, jednego przeboju. To trochę smutne, ale takie są realia.

K.S.: Nie odnosisz wrażenia, że talent show w naszym kraju oznacza „obciach”, powiedzenie „startowałeś w talent show” cały czas jest odbierane pejoratywnie.

S.J.: To jest właśnie najsmutniejsze.

K.S.: W trakcie programu zarówno Kuba Wojewódzki, jak i Marcin Prokop, w swoich opiniach często odwoływali się do Twojej urody. Nie peszyło Cię to?

S.J.: Pewnie, że mnie to peszy, nie wiem jak mam się zachować i wolałabym, aby zawsze oceniano moje umiejętności wokalne, a nie wygląd. Jednak showbiznes rządzi się takimi, a nie innymi prawami i to po prostu trzeba zaakceptować. Nie rosną mi skrzydła, kiedy ktoś mi powie, że ładnie wyglądam, zdecydowanie bardziej wolę usłyszeć „ładnie śpiewasz”.

K.S.: We wspomnianym już programie DDTVN mówiłaś o filmie Ryszarda Zatorskiego „All Inclusive”, w którym miałabyś zagrać oraz wykonać wiodącą piosenkę. Póki co efektów nie widać.

S.J.: Niestety nie widać, wszystko się przedłuża. Mogę powiedzieć tylko tyle, że film będzie. Ja też muszę czekać. Chciałabym być już po zdjęciach, bo jestem ciekawa, jak się w tym sprawdzę. Najistotniejsza dla mnie sprawą jest to, że będę śpiewać piosenkę filmu i na to się najbardziej cieszę.

K.S.: Czytasz komentarze na swój temat?

S.J.: Oj nie, zrobiłam to po półfinale. Byłam wtedy bardzo szczęśliwa, że dostałam się do finału. Byłam zadowolona ze swojego występu, atmosfera była świetna, wszystko się zgadzało, więc stwierdziłam, że jak poczytam komentarze, to będzie jeszcze fajniej. Weszłam i było zupełnie na odwrót (śmiech). Jasne, wiedziałam, że pojawią się też te negatywne opinie, każdemu się nie dogodzi, ale niektóre były takie, że pomyślałam, gdzie ja żyję, dlaczego ci ludzie są pełni takiej „bezinteresownej nienawiści”. I nie wiem. Może to jest związane z tym, że robią coś, co nie sprawia im przyjemności. Nawet nie chcę się nad tym zastanawiać. Pamiętam natomiast, że wtedy mnie to bardzo zabolało. Teraz tego nie robię. Stwierdziłam, że nie mogę, bo oszaleję.

Każdy ma swój target i ja też go mam. To jest cudowne, że nie śpiewam tylko dla siebie w łazience, tylko mogę się tym dzielić i są osoby, które naprawdę pozytywnie to przyjmują. Dla mnie to jest najważniejsze.

K.S.: Masz gdzieś z tyłu głowy, że może się nie udać?

S.J.: Gdyby zaczęły pojawiać się w mojej głowie takie myśli, to chyba bym wróciła do swojego rodzinnego Rybnika i zajęła się tym, co robiłam wcześniej. Myślę, że nie można dać za wygraną, za wszelką cenę. Trzeba próbować. Jeden upadek dużo więcej uczy niż jedno zwycięstwo. Wiadomo, czego nie robić lub spróbować jeszcze raz, bo tamten moment nie był dobry. Oczywiście, zdarzają się momenty depresyjne, „załamki”, ale potem przychodzi myśl: co Ty robisz, weź się w garść, zajmij się pracą (śmiech). Także na razie nie mam takich myśli. Nie ma opcji, żebym teraz się cofnęła.

Rozmawiał Krzysztof Sobczak, fot. 1.; 3. Mateusz Bodio; 2.; 6. Jagienka i Robert Stefanowicz; 4.; 5. Funpage artystki

ZOSTAW ODPOWIEDŹ