Zrozum to jak chcesz

Z pozornego chaosu wyłaniają się dźwięki, słowa i obrazy, tworząc absurdalnie spójną formę i dobrze przemyślaną treść. W kotle interpretacji, każda historia nabiera wielu znaczeń. Z Tomkiem, Jaśkiem i Krzyśkiem z grupy Robodrom w rozmowie o komercji, „kiepskiej” muzyce i poszukiwaniu drugiego dna.

 fot. Mai Tran

Patrycja Wieczorkiewicz: Jak to się wszystko zaczęło i skąd pomysł na taką konwencję muzyczną?

Tomek: Zespół założyłem ja, razem z Grześkiem Drojewskim, którego już nie ma w zespole, zrezygnował. Zaczęliśmy we dwóch, chcieliśmy napisać serial animowany, spotykaliśmy się w celu napisania jakiejś fajnej historii. W końcu uznaliśmy, że krótka forma wychodzi nam o wiele lepiej i tak zaczęliśmy pisać piosenki. A jeśli chodzi o konwencję, w naszej muzyce jest trochę elektroniki, więc chyba głównie z lenistwa. Jeśli chce się mieć zespół rockowy to trzeba wozić ze sobą perkusję, a mając zespół elektroniczny wozi się laptopa.

A jeśli chodzi o teksty, skąd bierzecie pomysły?

Tomek: Zainspirować można się wszystkim. Czytasz książkę, oglądasz film, przeżyjesz coś zabawnego albo pójdziesz z kimś dziwnym do łóżka. To są takie małe rzeczy, których się chwytasz, a potem dobudowujesz resztę. Ciągi skojarzeń są naprawdę rozmaite, a każdy ma własną interpretację.

Krzysiek: Kiedy na przykład myślę o „Francis” wyobrażam sobie rozmowę starego taty-diabła z młodszym. Gdyby taka dowolność była akceptowana w szkołach…

Jasiek: To dzieci nie zdawałyby matury. Do naszych tekstów nie ma klucza i to jest fajne.

Kiedy mówiłam znajomym, że mam się z Wami spotkać, słyszałam „zapytaj ich, co biorą”.

Tomek: Bierzemy życie pełnymi garściami! Nikt nigdy nie pomagał sobie w inny sposób. A jeśli ktoś słucha nas „pod wpływem” to cóż, na pewno lepiej słyszy bas.

Jasiek: Nie tylko bas, na pewno mocniej odbiera całość.

Krzysiek: W każdym razie, teksty są absolutnie sensowne. W Krakowskiej Szkole Teatralnej z niektórych naszych utworów robiono egzamin. Bardzo się zdziwiłem, że studenci śpiewali „Artura”.

Niedawno wystąpiliście na festiwalu Fama, a Wasza popularność na Youtube’ie znacznie podskoczyła. Chcielibyście przejść z niszy do mainstreamu? Marzą wam się ścianki, darmowe drinki, telewizje śniadaniowe?

Tomek: Darmowe drinki to dobre drinki, nie będziemy się przed tym bronić. Ale masz rację, liczba wyświetleń ostatnio wzrosła, co jest dziwne, bo na Famie nie było tłumów.

Krzysiek: Najwięcej wyświetleń ma chyba „Maria Antonina”, na koncertach ten utwór jest wisienką na torcie, wszyscy na niego czekają.

Tomek: A jeśli chodzi o telewizję śniadaniową, to chyba wolelibyśmy jednak wieczorną. Na śniadanie leci smooth jazz.

Dla kogo gracie? Do kogo może trafić wasza muzyka?

Tomek: Gramy dla ludzi z przedziału 25-30, z czego 60% to kobiety. Tak mi dzisiaj powiedział facebook. A tak naprawdę gramy dla wszystkich, których bawi to tak, jak nas.

Krzysiek: Moja mama też nas słucha, a jest z przedziału 45-60. Na koncercie w Świnoujściu była spora grupa młodzieży gimnazjalnej, która doceniła – nie wiem co, czy bit czy tekst, ale dobrze się bawili.

Co ludzie mogą w tej muzyce znaleźć? Warto szukać drugiego i trzeciego dna?

Tomek: Nie możemy nikomu mówić, co może w naszej muzyce znaleźć, bo możemy tym sposobem zniszczyć jakieś fajne odkrycie. Jeśli ktoś znajdzie w niej coś, czego my nie widzieliśmy, to tym lepiej. A drugiego i trzeciego dna zawsze warto szukać.

Krzysiek: A sens często jest ukryty, teksty są skomplikowane. Sam jeszcze wszystkich nie zinterpretowałem. Przed koncertami słucham tych piosenek po kilka razy, staram się wyłapać coś nowego. I wcale mi się to nie nudzi.

Tomek: Cudze utwory nudzą się szybciej. Nasza muzyka jest dla nas jak masturbacja – nigdy się nie nudzi.

Jasiek: Tak, to dokładnie to samo.

Tomek: To są bardzo przemyślane konstrukcje tekstowe, muzyczne – trochę mniej. Wszystko wynika z wszystkiego.

W przypadku „Królowej śniegu” tytuł wskazuje na co innego, niż można wyczytać z tekstu.

Tomek: W tym przypadku tytuł tytułem, a fabuła fabułą. To nie piosenka o kokainie, ale o człowieku, który próbuje odebrać sobie życie. Nie wiemy co go do tego pchnęło. Ale nie chcemy niczego zanadto interpretować, by nie zdjąć z tego fajnej otoczki tajemniczości, nie zepsuć bajki. Ja też jestem odbiorcą tych tekstów. Najpierw je z siebie wypluwam, a potem odbieram i wyobrażam sobie daną rzecz. Nie chce żeby ktoś sobie wyobrażał to, co ja. Nie chcę nikomu odbierać przyjemności z dotarcia do własnych wniosków.

Na ile poważnie traktujecie zespół? Macie jakiś plan B, C? Z tego co wiem Krzysiek kończy Warszawską Szkołę Aktorską.

Krzysiek: Tak, w tym momencie jestem w trakcie pisania pracy magisterskiej, więc jestem jedną nogą „po”.

Tomek: Na pewno chcielibyśmy, aby to się rozwijało, traktujemy to absolutnie poważnie.

Krzysiek: Postaramy się trafić do jak największej liczby odbiorców. Mówi się, że to muzyka niszowa, ale chcielibyśmy, żeby stała się bardziej powszechna.

Tomek: Ale jeśli pytasz o „normalną” pracę to owszem, nie zajmujemy się tylko muzyką.

Co powstaje pierwsze – muzyka, tekst, obraz? Jak wygląda proces tworzenia?

Tomek: Obraz powstaje na końcu. Jeśli chodzi o samą piosenkę to nie ma reguły, czasem najpierw powstaje tekst, czasem muzyka, a czasem powstają jednocześnie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ