Disco Polo – skończ się wstydzić!
Znienawidzone przez jednych, kochane przez drugich – disco polo towarzyszy Polakom od ponad dwudziestu lat i ma się coraz lepiej. Lata dziewięćdziesiąte były do szpiku przesiąknięte tymi prostymi rytmami, a w większości polskich domów można było od rana słyszeć charakterystyczne „Disco Polo Live”, dobiegające z telewizorów.
Dwudziesty pierwszy wiek przyniósł zmiany tego nastawienia, zaczęto odcinać się od disco polo, ponieważ był to symbol kiczu. Nie zmieniło to faktu, że na zdecydowanej większości wesel i zabaw najlepiej bawiło się właśnie do piosenek takich zespołów jak Bayer Full, Boys, Akcent czy Skaner. Od kilku lat można obserwować nie tylko wychodzenie tego rodzaju muzyki z popowego cienia, ale przebijanie się na same szczyty: list przebojów, sprzedaży czy ilości koncertów. Dobitnym potwierdzeniem potężnego zainteresowania naszą rodzimą muzyką rozrywkową, jest utworzenie przez Zbigniewa Benbenka kanału Polo TV.
Potentat rynku rozrywkowego w Polsce rozkręcił w ten sposób program telewizyjny, który jest najpopularniejszy w Polsce, a wpływy z reklam są niewiele mniejsze od TVN24. W towarzyskich rozmowach coraz częściej zdarza się, aby ktoś przyznawał się do słuchania disco polo, jednak istnieje bardzo duża liczba „ukrytych” fanów tej muzyki. Skąd ta pewność? Serwis youtube podsuwa kolejne argumenty za tą tezą: filmy zgromadzone na kanale zespołu Weekend zostały oglądane łącznie prawie 130 milionów razy, z czego zdecydowana większość tych wejść została zdobyta dzięki hitowi „Ona tańczy dla mnie”. Zespoły takie jak Effect, MIG czy wokaliści Tomasz Niecik i Marcin Siegieńczuk nie odnieśli tak doniosłego sukcesu w sieci jak Weekend, co nie zmienia faktu, że paromilionową ilością wyświetleń każdej swojej piosenki, przebijają lub dorównują wynikom Dody, Brodki, Budki Suflera czy Perfectu. Ta liczba wyświetleń nie nabiła się przecież sama. Wnioski są proste: kochamy disco polo.
Internetowe wyniki oglądalności pokazują dokładnie czego ludzie chcą słuchać i do jakich piosenek wracają sami. Dlatego tak bolesną sprawą dla wielkich koncernów muzycznych są sukcesy zespołów disco-polowych i … rapowych. Oba nurty muzyczne mają obecnie dużo wspólnego: płyty wydawane są własnym sumptem lub z pomocą małych wytwórni, materiał muzyczny nagrywany jest niezależnie – we własnym studiu, większość artystów osiąga lepsze wyniki sprzedażowe niż zespoły, w które wielkie firmy pakują pieniądze, licząc na łatwy zarobek. Do tego dochodzi ogromna ilość koncertów, wykonywanych przez artystów reprezentujących rap i disco polo. Lider zespołu Bayer Full przyznaje, że kiedyś zdarzało im się grać po kilka koncertów dziennie, a dziś (po podpisaniu kontraktu na 67 milionów płyt w Chinach), ograniczają się do dwóch.
Podobnie w nieprzerwanej trasie koncertowej jest od kilku lat raper Donguralesko, który ma własną wytwórnię płytową Szpadyzor Records i firmę odzieżową El Polako. Stawianie na własne umiejętności bardzo się opłaca: piosenkarze polskiego disco mają najczęściej zajęty każdy weekend w miesiącu, śpiewają cały rok, a czasami suport przed ich występami grają grupy pokroju słynnych Skaldów. Imponujący sukces Braci Figo Fagot, nie byłby możliwy gdyby nie internetowa promocja ich twórczości, stąd prosty wniosek: sieć to obecnie najważniejsze medium, dzięki któremu można dotrzeć do fanów.
I naprawdę nie mamy się czego wstydzić, kiedy tłumy ludzi na świecie zostają porwane przez nasze rodzime disco, bo czy amerykanie czują wstyd za Justina Biebera, Miguela, Chrisa Browna czy Miley Cyrus? A przecież często jedynie różnice językowe kontrastują naszych rodzimych disco-polowców i amerykańskie popowe gwiazdki. Szczerze życzę sobie tego, aby obok wódki, Lecha Wałęsy i papieskich kremówek, disco-polo było kolejnym przedmiotem kulturowym, z którym będziemy kojarzeni na świecie. Być może wtedy obraz Polaka złodzieja lub Polaka chama, zostanie zastąpiony obrazem polaka cieszącego się życiem, bawiącego się grupowo do polskiego disco i popijającego w międzyczasie polską wódkę. Tym bardziej, że jest element naszej tradycji kulturowej, pozostałej po czasach panowania Słowian. Kiedy zawodzą nasi piłkarze, Prezydent popełnia błędy ortograficzne, podatki rosną i wychodzi kolejna „zabawna” polska komedia romantyczna, to może zamiast dołować się w domu, chodźmy tańczyć?
Mateusz Śmigielski