Uczestnik pierwszego „Big Brothera”- „Ustawek nie było” [WYWIAD]
Udział w „Big Brotherze” był zaskakujący, intensywny, a dla mnie również przełomowy – mówi w rozmowie z Life4style Piotr Lato, uczestnik I edycji reality-show.
Oglądałeś ostatniego, reaktywowanego po latach „Big Brothera”?
Zerkałem.
Jakie wrażenia?
Wydaje mi się, że dla widza zaznajomionego z tematem nie ma tu już zbyt wiele ciekawego, choć producenci starali się rozkręcić program, dostrzegłem nawet wiele pomysłów ze swojej edycji (śmiech). Dla uczestników z pewnością będzie to jednak bardzo pamiętne przeżycie.
Dzisiaj startuje kolejna edycja, zasiądziesz przed telewizorem?
Z sympatią spoglądam na ten program, ale w tej chwili skupiam się na akcji crowdfundingowej i jej potencjalnym efekcie, czyli mojej debiutanckiej płycie, więc będę musiał wyłączyć telewizor. Może jednak będzie okazja zagrać jakąś pieśń w ogrodzie uczestników nowej edycji, bądź na dachu (śmiech).
Do Twoich planów muzycznych jeszcze wrócimy. Od debiutu „Big Brothera” minęło w tym roku 18 lat. Jak po tak długim czasie wspominasz swój udział w programie?
Udział w programie zawsze wspominać będę dobrze. Mam z nim związanych wiele dobrych wspomnień, miejsc, które odwiedziłem po programie, a przede wszystkim ludzi, których poznałem. Sam udział w „Big Brotherze” był zaskakujący, intensywny a dla mnie również przełomowy.
Przełomowy, bo…?
Przełomowy, ponieważ jedną z przesłanek, które mi przyświecały idąc do tego programu była walka ze swoją chorobliwą nieśmiałością. I na tym polu odniosłem spory sukces, stawiając się bądź co bądź pod ścianą. Kiedy już po kilku castingach, testach psychologicznych, rozmowach z detektywem (miał przed programem zbadać wiarygodność i karalność uczestników) dowiedziałem się, że wchodzę, dopiero wówczas zacząłem się na serio zastanawiać (śmiech). W sumie po trzech dniach zadałem sobie jedno pytanie – będziesz się bał?
Poszedłem również dlatego, iż mam wbudowaną w system ciekawość rzeczy, nowych i starych, generalnie wszelakich. To zjawisko było czymś kompletnie nowym. Takie sytuacje mnie fascynują. I z punktu widzenia socjologii, mediów czy psychologii – to było piękne pole doświadczalne. A wszystko co działo się po programie z pewnością utrudniało powrót do normalnego życia. Jednak powiedziałem sobie, jako młody idealista, że choćby nie wiem co się działo, choćby złote góry przesłaniały słońce, to będzie tylko przygoda, doświadczenie i tyle. Miałem fajne życie przed i z dużą satysfakcją, powoli do niego wróciłem.
„W sumie mógłbym wygrać”
Miewasz czasem myśli, że mogłeś być zwycięzcą tej pierwszej historycznej edycji? Przypomnijmy czytelnikom, że odszedłeś z programu nie dlatego, że widzowie cię nie chcieli, a za złamanie regulaminu…
O to powinieneś zapytać mojego brata (śmiech). On przychylałby się bardzo do tej teorii i miał do mnie pretensje – oczywiście w żartach – że musiałem sobie „pogadać” z Sebastianem Florkiem…
…Sebastianem Florkiem, który tuż po opuszczeniu programu został posłem (byliśmy wtedy tak jak teraz w finale kampanii wyborczej). Wyjaśnijmy może o co chodziło…
Chodziło wówczas o któreś z kolei nominacje. Któryś z nas, Sebastian lub ja, miał opuścić dom podczas niedzielnego programu na żywo. Podczas pakowania przyznałem mu się, że trzykrotnie go nominowałem do odejścia. On powiedział mi to samo. To było takie zwyczajne pożegnanie kumpli. Ostatecznie to Sebastian opuścił wtedy program i niechcący powiedział o tym na wizji, nie mając oczywiście nic złego na myśli. Ale producenci wykorzystali to do stworzenia zamieszania wokół tej sytuacji (śmiech). Zasadą było, że nie wolno rozmawiać o nominacjach, żeby nie było konszachtów, umawiania się, knucia etc. To oczywiście nie była taka sytuacja, ale litera prawa była bardzo wyraźna! (śmiech).
Pamiętam, że dzień po tym jak zostałeś usunięty z programu o niczym innym nie rozmawiano na szkolnych korytarzach mojego liceum. Dominowało przekonanie, że gdybyś pozostał, to wygraną miałbyś w kieszeni…
Przyznam, że miewałem takie myśli po programie, że w sumie mógłbym wygrać. Z tygodnia na tydzień ze skrytego, cichego studenciaka – takiego trochę underdoga – otwierałem się przed mieszkańcami i widzowie chyba stopniowo lubili mnie coraz bardziej. Ale to nigdy nie zaprzątało mi myśli zbyt długo. Było co było i było ok (śmiech). Miałem 20 lat, wyjście w tych okolicznościach jeszcze podgrzało sympatię widzów i generalnie miałem bardzo dobre przyjęcie. A po programie sporo się działo.
„Szalony czas”
To prawda, że fanki przychodziły do Ciebie pod blok?
Owszem (śmiech). Po programie mieszkałem chyba w trzech różnych miejscach, we wszystkich trzech spotykałem rozmaitych sympatyków programu. Wówczas nie było zresztą innej opcji. To w ogóle były bardzo fajne spotkania, rozmowy i zdarzało się, że niektóre kontakty przetrwały wiele lat. Spotykałem też sympatyków – powiedzmy – bardziej zaangażowanych (śmiech). Znajdowałem pod drzwiami kartki, listy, a czasami nawet prezenty, głównie od dzieciaków. Mam gdzieś walizkę pełną listów, która przetrwała kilka przeprowadzek. Jestem ciekaw co się u tych ludzi pozmieniało, jak teraz na to patrzą (śmiech). Ale umówmy się, to był szalony czas. Ten program uderzył we wszystkich z dużą mocą a do tego z zaskoczenia. Nie wiem czy ktoś, poza producentami, się tego spodziewał.
Producenci chcieli pójść za ciosem i szybko powstały dwie kolejne edycje, zdecydowanie mniej udane, zarówno pod względem oglądalności, jak i popularności samych uczestników (uczestnicy debiutanckiej edycji stali się gwiazdami, uczestnicy kolejnych szybko popadli w zapomnienie). Dlaczego Twoim zdaniem nie udało się powtórzyć tego sukcesu?
Z zasadą, iż pierwsze jest NAJ nie da się specjalnie walczyć. To po prostu kwestia ludzkich emocji i przywiązywania się do pewnych rzeczy czy zjawisk.
Czy sytuacje, które oglądaliśmy w programie były ustawiane przez produkcję?
Nie, żadnych ustawek nie było.
Pytam, ponieważ Jarosław Jakimowicz przyznał publicznie, że w edycji, w której brał udział zdarzały się wyreżyserowane sytuacje, a nawet dochodziło do dubli.
Nie wiem, w której edycji był Jarek Jakimowicz, może produkowała ją jakaś inna firma i nie przywiązywali wagi do zasad i czystości gry…
…to była celebrycka edycja, za jej produkcję odpowiadał wtedy TV 4.
Brzmi to dość niewiarygodnie, ale wszystko jest możliwe. W mojej edycji zasady były przestrzegane aż nazbyt surowo, czego najlepszym przykładem jestem ja (śmiech).
„Idol był czymś skromniejszym”
Kilka lat po udziale w „Big Brotherze” wystąpiłeś w „Idolu”. Jakbyś porównał udział w tych, co by nie mówić najpopularniejszych programach telewizyjnych początku XXI wieku?
Udział w „Big Brotherze”z perspektywy czasu był czymś przeogromnym, mówię tu zarówno o samym programie, ale też o tym co się działo po wyjściu. A to co się działo przekracza to, co sobie można wyobrazić i z pewnością taki rozmiar zamętu medialnego jest już dziś nieosiągalny, z racji mnogości oferty, internetu, innych czasów. „Idol” był czymś skromniejszym, bardziej wyspecjalizowanym i związany z czymś, co mnie bardzo interesuje od dziecka – muzyką. Z pewnością wiązał się z większym stresem, ponieważ byłem tam bodaj jedynym amatorem (śmiech). Odczuwałem też na barkach ciężar „Big Brothera”. Wydaje mi się, że za dużo wtedy ode mnie wymagano (śmiech).
Znalazłeś się w finałowej dziesiątce, zajmując ostatecznie piąte miejsce. Jurorzy nie zostawiali na tobie suchej nitki, ale mogłeś liczyć na głosy widzów…
Wynik miałem całkiem dobry, ale dziś ufam sobie wokalnie, muzycznie i producencko wiele bardziej.
Zbiórka na płytę
Co się dzieje u Ciebie muzycznie?
Muzycznie działo i dzieje się sporo, choć jeszcze nie w przestrzeni medialnej. Może wkrótce to się zmieni. Zachęcam do zerknięcia na portal – odpalprojekt – www.odpalprojekt.pl/p/piotrlato. Razem z Wojtkiem Ciszkiewiczem przygotowałem filmik do akcji crowdfundingowej. Aktualnie dla swoich znajomych, przyjaciół i ludzi, którzy pamiętają mnie i programy „Big Brother” czy „Idol” nagrywam i wydaję płytę. Będzie do dostania tylko w ramach tej akcji, jak na ten moment. Czekałem na nią 18 lat, wierz lub nie (śmiech). Nie znam takiej historii i nie przypominam sobie modelu budowania kariery w postaci 18- letniego nagrywania płyty, ale dobrze wiedzieć, że i tak można (śmiech).
https://www.instagram.com/p/B2MS_rnCkzJ/
Co usłyszymy na Twojej płycie?
Nagrywałem ją z 35 muzycznymi przyjaciółmi, każdy utwór z innym składem. Piękne doświadczenie. Myślę, że powinna przypaść do gustu ludziom, którzy lubią się w muzę wsłuchać, lubią Grunge, Folk, Blues. A w ogóle to bardzo polecam posłuchać jej nocą. Zdecydowanie najlepszy dla niej klimat (śmiech).
Życzę Ci w takim razie, by płyta szybko ujrzała światło dzienne i dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Radosław Święcki