Wielka Defilada Niepodległości

Uczestniczyłem w Wielkiej Defiladzie Niepodległości. Euforia tłumów, burdel w MON

100 lat odzyskania niepodległości świętuje cała Polska przez cały 2018 rok. Kulminacją była Wielka Defilada Niepodległości, do której zostałem zaproszony i pokażę ją od zaplecza.

Pomysł by tak jak w 1966 roku zaprezentować historię oręża polskiego narodził się ponad rok temu. Wtedy co najmniej ja dostałem wiadomość, że rycerze będą potrzebni. Ministerstwo Obrony Narodowej nie chciało bowiem wykorzystywać żołnierzy i powierzyło tę rolę rekonstruktorom. Następne miesiące to prawdziwe czary wokół list – każda chorągiew z Bitwy pod Grunwaldem otrzymała bowiem przydział miejsc, który szybko się zmieniał – obcinany przez MON. Ostatecznie jednak wyszedłem jako przedstawiciel Chorągwi Gończej i przeżyłem kilkunastogodzinną przygodę, którą będę wspominał długo. Ale zacznijmy ab ovo.

Skoszarowani

Przygotowania do imprezy zaczynają się dzień wcześniej. Rekonstruktorzy zostają skoszarowani w Akademii Obrony Narodowej na warszawskim Rembertowie. Rejestracja, odbiór akademika – dwuosobowe pokoje bez łazienki prezentują się całkiem nieźle, szczególnie biorąc pod uwagę, że… musimy je zdać do godziny 7 rano, ale o tym za chwilę.

Pierwsza rzecz, która się rzuca w oczy to nieogarnięcie żołnierzy, a właściwie brak wytycznych. Co szybko zauważamy większość z mundurowych działa hm… dość specyficznie. Co prawda byłem w roczniku, gdzie pobór jeszcze obowiązywał, ale studia pozwoliły mi uniknąć wcielenia do służby zasadniczej. Czasem tego żałuję, chociaż po defiladzie coraz mniej. Specyficzny klimat, przywołujący na myśl czasy słusznie minione, panował aż do końca imprezy. Brak samodzielności i mgliste wytyczne natomiast to to co spowodowało chaos w przygotowaniach. No i planistyka godna tytułu debila roku.

Wielka Defilada Niepodległości

Obiad i kolacja pierwszego dnia

Po przyjeździe jednak nie wiedzieliśmy co nas czeka. Szybka kolacja – całkiem smaczna i powrót do pokoi by podczyścić zbroję. Potem kurs do sklepu i piwo przed wejściem do akademika. Plan następnego dnia brzmi jednak srogo: 5.30-6.30 pobudka, 6.30-7.00 w sprzęcie i bez rzeczy cywilnych do autokaru i zdanie pokoju do tego czasu. Wnoszone o 20 godzinie rzeczy cywilne już o 5 rano lądują z powrotem w samochodach. Ten kto przyjechał komunikacją musi prosić swoich znajomych.

Wielka Defilada Niepodległości

Ostatnie poprawki i czyszczenie sprzętu

Kilka zaledwie godzin snu nie zniechęca nas przed wypiciem „po dwa piwka”. Co rusz do ławki przed akademikiem AON przychodzą znajomi, witamy się i „kręcimy bekę”. Temat nr. 1 – pytamy nowo przybyłych czy też przyszli wspierać „politykę historyczną reżimu” oraz kto pod szatkę na zbroję założy koszulkę „Konstytucja” i rozepnie tunikę tuż przed Andrzejem Dudą. Do tego inne, ostre żarty. Lubimy się bowiem i znamy od wielu lat i również przemarsz jest możliwością do spędzenia czasu ze znajomymi. I chociaż wielu z nas nie popiera polityki partii rządzącej to możliwość uczestniczenia w obchodach 100-lecia ojczyzny dla każdego była nobilitacją. Za dwa dni pracy przy defiladzie otrzymamy po niecałe 200 zł, co w zasadzie jest zwrotem kosztów dojazdu dla wielu z nas. Ludzie przybywają bowiem m.in. z Gdańska, Tolkmicka, Łodzi, Kielc, Orzesza. 

Wielka Defilada Niepodległości

Świadectwo „melanżu” kilkudziesięciu osób. Punkt honoru – by piramida z butelek i puszek się nie rozsypała. Od 22 panuje pełna prohibicja. 

Na śniadaniu dostajemy również obiad w formie suchego prowiantu, jest m.in. konserwa z łopatki. Pytanie jednak kiedy to zjeść, skoro przez bramki nie przechodzą żadne plastiki. Podobnie z wodą, która będzie później naszą „piętą achillesową”.

Nuda, nuda, nuda

Organizacja. To słowo klucz do mojego komentarza Wielkiej Defilady Niepodległości. Masa niedociągnięć, brak informacji dla mundurowych i ich bojaźń przed podjęciem samodzielnej decyzji są masakryczne. Przed ósmą rano trafiamy na trawnik przy PKOL. Nasz udział w defiladzie zacznie się grubo po 14, ale my już w zbrojach i ubrani. Podobno tu ma być sprawdzanie sprzętu przez ABW, policję czy Bóg raczy wiedzieć jeszcze kogo.

Wielka Defilada Niepodległości

Wielka Defilada Niepodległości

Nuda, nic się nie dzieje…więc do głowy przychodzą głupoty

Okazuje się, że na placu stoi 6 przenośnych toalet, pilnują nas policjanci i żandarmi i… nikt nic nie wie. Spędzamy na placu bezsensownie trzy godziny zastanawiając się po co był budzik nastawiany na 4:50 by się wyrobić. Większość rekonstruktorów w tym czasie zdejmuje część zbroi – zostawiając tylko nogi płytowe. Niektórzy kimają na trawie, inni palą papierosy, robią zdjęcia – szeroko pojęta „nuda, nic się nie dzieje”. Wreszcie pada komenda – do wyjścia – zakładamy więc już cały rycerski „outfit” i stawiamy się na bramkach, gdzie sprawdzają nas… wykrywaczami metalu. Mi policjant kazał wyjąć tylko rękawice z hełmu. To nic, że pod napierśnikiem schowałbym uzi i kilka granatów – zabezpieczenia w naszym przypadku są… dość śmieszne. Z drugiej strony wcześniej podana była lista pesel uczestniczących i nie były to osoby w ruchu anonimowe. Tym niemniej sytuacja z wykrywaczami metalu rodzi kolejną lawinę żartów. Potem… pakujemy się z powrotem do autokaru i jedziemy na miejsce startu na Wisłostradzie. Odtąd będziemy siedzieli na asfalcie w przelotnym deszczu i 29 stopniowym upale. Tu kolejna uwaga – ponieważ przez bramki nie mieliśmy wnosić niehistorycznych rzeczy mnóstwo paczek z prowiantem zostaje na placu pod PKOL. Nie cierpię marnowania żywności.

Wielka Defilada Niepodległości

Sprawdzanie… wykrywaczem metalu

Moc, patriotyzm, endorfina 

https://www.instagram.com/p/BmfcHENgf7e/

Sam przyjazd wywołuje jednak sporą dawkę optymizmu. Czołgi, wozy bojowe i inne wzbudzają zainteresowanie, podobnie żołnierze „jarają się” naszymi zbrojami. Idąc wzdłuż sprzętu zaczepiają nas rumuńscy żołnierze – chcą fotki na pamiątkę dla swoich rodzin. Obok polskie wojska specjalne robią sobie zdjęcia z kolegami. Uśmiechy, rozmowy o wadze sprzętu – pełna integracja i zabawa. I to wszystko w otoczeniu sprzętu wyglądającego naprawdę nieźle. Czułem się jak dziecko w sklepie z zabawkami!

Wielka Defilada Niepodległości

Dowódcy naszych chorągwi szybko jednak przerywają sielankę. Trzeba się ustawić – nasze miejsca oznaczamy tarczami – sami jesteśmy w pełnych zbrojach, bez hełmu i rękawic. I znów następuje długie czekanie. Nogi płytowe wbijają się w ciało gdy próbujemy siadać.. na Wisłostradzie. Nagrzana powierzchnia jezdni nie jest przyjemna, ale wszystko lepsze od stania na słońcu. Szkoda, że w MON nie pomyśleli o specyfice naszych zbroi i już przed siódmą rano musieliśmy ją przywdziewać. Nie było też opcji na dojechanie inną komunikacją niż wojskowe autokary.

– Chcesz Malborka? – słyszę w tłumie pytanie.

Malbork okazuje się popularną marką papierosów, co wywołuje u mnie uśmiech.  Nie znałem tego określenia, a widząc rycerzy stojących na Wisłostradzie brzmi ono dość specyficznie.

Tymczasem na defiladę nadjeżdża prezydent Duda i wszystko jest już gotowe w 100 procentach, łącznie z ciężkimi hełmami. Do naszego wymarszu zostaje jeszcze 1,5 godziny męczarni na ulicy. W końcu jednak ruszamy – i szok! Tłumy nieprzebrane pozdrawiają nas, klaszczą i wiwatują. Siedem godzin w pełnej zbroi się opłacało!

Entuzjazm tłumów, powiewające biało-czerwone flagi, wszystko to sprawiło, że czuliśmy się wyjątkowo. Nie było łatwo, ale nagrodą była „rundka honorowa” po Warszawie. Każdy z nas jest w mniejszym lub większym stopniu pasjonatem historii i uśmiech dzieci oraz perspektywa „złapania bakcyla” przez rozentuzjazmowanych najmłodszych naprawdę jest dla nas najlepszą nagrodą za ciężki dzień.

Czułem się trochę jak… Myszka Mickey w Disneylandzie – machając pozdrawiałem tłumy, czasem przybijałem „piątki”. Fajnie, że ludzie potrafią się autentycznie „jarać” historią. No i defilada przed trybuną honorową. Tego punktu, muszę przyznać, obawiałem się najbardziej. Nie należę do miłośników partii rządzącej. Uśmiech prezydenta Dudy był jednak… ujmujący.  Może dlatego będąc politykiem „drugiego garnituru” został prezydentem. Naprawdę miło jest gdy głowa państwa przybiera szczery uśmiech i śmieje się do ciebie też oczami. Dość jednak o tym, niezwykłe dla nas było też to, że kombatanci z trybuny honorowej również nagradzali nas brawami i… robili fotki (cyfrowymi aparatami, tabletami etc).

Sama defilada okazała się nie tak męcząca jak oczekiwanie. Po 40 minutach dotarliśmy do autokarów, gdzie w pełnych zbrojach wracamy prawie… dwie godziny. Policjantka pilnująca ruchu nie została bowiem poinformowana, że z zamkniętej ulicy będą wyjeżdżały autokary i trzyma nas niemal 30 min, zaś później okazuje się, że nie ma trasy ustalonej przez zamknięte miasto przez MON. Wojskowy kierowca po ponad godzinie przyznał… że nie jest z Warszawy i nie może się połączyć z Google Maps. Oczywiście miły pan nie pomyślał by nam to powiedzieć. Gdy już wszystko wychodzi na jaw, wydostajemy się w 30 min do Rembertowa. Największą bolączką nie jest jednak kierowca, lecz brak wody… w autokarze większość „poluje” na każdą kropelkę, nogi płytowe znów się wgniatają w ciało. Napijemy się jednak dopiero po powrocie do Akademii Obrony Narodowej.

Około 17 jesteśmy wreszcie rozebrani z opancerzenia. Przeszywane kaftany spod zbroi są mokre na wylot, zapach jest też… rycerski. W końcu nogi płytowe mam założone od 6.40, zaś całą zbroję niewiele później. Kilkunastogodzinna przygoda pt. Wielka Defilada Niepodległości dobiegła końca.

Czy warto było? Z jednej strony obawiałem się o… sprzyjanie propagandzie partii rządzącej. Z drugiej 100-lecie ojczyzny jest wyjątkowym wydarzeniem i warto pomagać w dziele uczczenia tejże rocznicy. Szczególnie jak widzi się radość na twarzach dzieci. Szkoda tylko, że sposób organizacji imprezy przez MON nie stał na wysokim poziomie. Spotkanie przyjaciół i możliwość uczestniczenia w czymś wyjątkowym jednak skutecznie rekompensowały ten fakt.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ