„Burzymy własne granice…”

W dniach 1-6 lipca 2015 roku w Warszawie odbędzie się VI edycja Międzynarodowego Festiwalu Tanecznego Kontakt Improwizacji Warsaw Flow. Festiwal jest organizowany przez Fundację Artystyczną PERFORM. Co czeka każdego uczestnika imprezy? Z pewnością spotkania z wybitnymi tancerzami o międzynarodowej sławie, interesujące zajęcia, ciekawi ludzie, a z drugiej strony wielka niewiadoma… To właśnie ona stanowi największą atrakcję i powód, dla którego tak wiele osób pragnie uczestniczyć w festiwalu. Udział w tej zabawie pozwala bowiem odkryć w każdym z nas siły i zdolności, o które nigdy się nie podejrzewaliśmy.

Fot. Rafał NowakKontakt improwizacja jest dziedziną tańca, która opiera się na zasadach tańca współczesnego, ale łączy w sobie różne formy pracy z ciałem. Można do nich zaliczyć jogę, medytację, techniki rozciągające, a nawet akrobatykę. Najważniejszym elementem kontakt improwizacji jest styczność z drugą osobą. W zależności od zdolności psychofizycznych, ciało człowieka, będące w ruchu, stanowi element komunikacji. Kontakt improwizacja opiera się na założeniu, że każdy z nas posiada predyspozycje taneczne, które może rozwijać. Więcej informacji na temat kontakt improwizacji i całego festiwalu udzieli nam jedna z jego współorganizatorek – Ewelina Stasiuk. Ewelina jest dyplomowaną choreografką i instruktorką technik tanecznych. Kilkakrotnie zdobyła Mistrzostwo Polski w tańcu modern, była również finalistką Mistrzostw Świata IDO.

Marta Nagórka: Jesteś współorganizatorem tej edycji Festiwalu Warsaw Flow?

Ewelina Stasiuk: Jestem współorganizatorem tej edycji, ale głównie odpowiadam za promocję. Razem z koleżanką tworzę biuro prasowe tego festiwalu. Sama także brałam udział w warsztatach Warsaw Flow, bodajże w 2011 roku. Od 2014 roku zaczęłam się angażować w organizację tego wydarzenia. Działania promocyjne, jakie koordynujemy, nie polegają tylko na komunikacji z mass mediami, wspieramy je różnego rodzaju flash mobami, jamami, materiałami filmowymi. Organizujemy również nabór wolontariatu w ramach festiwalu.

Jak powstała inicjatywa tego festiwalu?

O tym musiałaby powiedzieć główna organizatorka – prezes Fundacji Artystycznej PERFORM – Paulina Święcańska. Ja natomiast wiem tyle, że festiwal jest przede wszystkim inspirowany szeroko pojętą kontakt improwizacją. To dziedzina, która jest rozpowszechniona w innych krajach, a w Polsce jeszcze 6 lat temu – a więc zanim festiwal miał tu miejsce – bardzo mało znana. Ludzie kojarzyli ją jako jakiś odłam tańca współczesnego. W tamtym roku, przy okazji jubileuszowej edycji odwiedziła nas Nancy Stark Smith, która tańczyła w pierwszych spektaklach kontakt improwizacji w 1972 roku ze Steve’em Paxtonem i jego współpracownikami. Pod wpływem przełomowego Judson Dance Theater, działającego od 1960 roku w Nowym Jorku, stała się jedną z kluczowych osób rozwijających ten nurt jako tancerka, pedagog, performerka i pisarka. Inicjatorzy Warsaw Flow Festival 6 lat temu zaczęli poszukiwać nowych form tańca, powstały małe grupki praktykujące kontakt improwizację w Warszawie. Te osoby podglądały różnego rodzaju festiwale zagraniczne i zaczerpnęły stamtąd inspiracje. Pomyśleli, że dlaczego nie zorganizować czegoś podobnego tutaj? Festiwal ma w nazwie słowo Warsaw, ponieważ jest to aspekt promocji naszego miasta. Kulturotwórczy charakter wydarzenia ma jednocześnie za zadanie pokazać, że Warszawa nie odbiega od Europy i reszty świata.

Tegoroczna edycja będzie wzbogacona dodatkowym projektem. Czy mogłabyś zdradzić, na czym będzie polegał?

Festiwal będzie poprzedzony specjalnym projektem, skierowanym do tancerzy – SKIN, podczas którego nauczyciele: Daniela Schwartz i Eckhard Müller wraz z uczestnikami postarają się odnaleźć odpowiedź na pytanie: „Jak osiągnąć najwyższy stan gotowości improwizacji i pełną obecność podczas akceptacji nieznanego? Jak uzyskać dostęp do wszystkich jego możliwości?”. Warsztaty, trwające od 27 do 30 czerwca, zakończą się wieczornym performancem pierwszego dnia Festiwalu, czyli 1 lipca 2015.

Jaki charakter ma festiwal? Jest nastawiony na edukację, a może na zabawę?

To zależy. Festiwal zrzesza zarówno amatorów, jak i zawodowców. W poprzednich edycjach miał on charakter bardziej społeczny i edukacyjny. W tym roku skupiamy się na aspekcie performatywnym działań. Oprócz tego, że będą odbywały się warsztaty i laboratoria, towarzyszyć im będą performance, spektakle i różnego rodzaju flash moby. Tak więc w tej edycji aspekt performatywny jest na pierwszym planie. Natomiast istnieje jedna wspólna idea wszystkich edycji. Oprócz praktyki koncentrujemy się na aspekcie teoretycznym i podejściu badawczym. W festiwalu biorą udział osoby o różnych zainteresowaniach np. jogini, osoby, które uprawiają pilates, osoby, które tańczą, które są programistami, grafikami, fotografami, urzędnikami, a więc zarówno ze świata artystycznego, jak i korporacyjnego, jeśli można to tak ująć. Ta druga grupa bardzo rzadko ma kontakt ze swoim czy innym ciałem, co też upośledza w jakiś sposób nasz rozwój jako gatunku ludzkiego – empatyzującego. I to jest też jedna z idei festiwalu – skoncentrować w jednym miejscu osoby o podobnej filozofii życiowej lub takiej poszukujących. Urzędnikowi czy tancerce pozbawionym empatii trudno byłoby się tu odnaleźć. To jest tak naprawdę jedyne kryterium. Uczestnicy znajdują się w miejscu zupełnie pozbawionym sztywnych ograniczeń. Dla obu wspomnianych przeze mnie grup jest to interesujące. Formy festiwalu nie należy rozpatrywać jako prób do stworzenia spektaklu, są to bardziej takie laboratoria, polegające na wymianie doświadczeń i spostrzeżeń. Często też warsztaty wyglądają tak, że połowa z nich to rozmowa. Każdy z uczestników proponuje jakieś ćwiczenie, w którym chciałby zobaczyć innych. Niektórzy uczestnicy wchodzą w to i wtedy widzimy, w jaki sposób każdy dane polecenie interpretuje ruchem. Mamy tutaj kwintesencję demokracji, bo każdy kto jest na tym festiwalu, musi (ale to taki przymus wynikający z naturalnej potrzeby) się wypowiedzieć, jest otwarty na krytykę, sam nie boi się krytykować, proponować rozwiązań, myśleć poza schematami i skonfrontować tego z innymi. Tak naprawdę wszystko tam może się wydarzyć. Wiem, widziałam. To jest też niesamowite dla potencjalnych obserwatorów. Niektórzy mają piękne, mocne, wysportowane ciała, inni są delikatni i nieśmiali – powstają ciekawe rzeczy z tych kontrastów! Nie ma rzeczy niemożliwych, nie ma rzeczy wstydliwych, celowo otwieramy się na błędy. Improwizacja jest takim polem, które stanowi rodzaj poszukiwań.

Fot. Rafał Nowak


Czyli polega to na odnajdywaniu swoich predyspozycji do jakiegoś tańca, poznawaniu swojego ciała?

Dokładnie. Jednocześnie na pełnowymiarowej eksploatacji swoich umiejętności. Ludzie sprawdzają swoje umiejętności percepcyjne i sensoryczne, to w jaki sposób otwierają się na drugiego człowieka. Tutaj mają możliwość podejścia do każdego. Idea jest taka, że z każdym można się spotkać. Czasami zupełnie się nie dogadujemy, nie wyczuwamy, to jest trudne, ale jednocześnie jest powodem do tego, aby myśleć poza schematami, aby zacząć inny dialog.

Czy każdy może tam się odnaleźć? Zarówno baletnica, jak i hiphopowiec? Nie ma różnicy z jakiego środowiska tanecznego się pochodzi?

Nie ma różnicy. Właśnie o to chodzi, żeby była duża różnorodność. Wiele zależy oczywiście od typu osobowości, bo każdy z nas jest w innym stopniu zamknięty. Jeżeli ktoś jest – tak, jak mówisz – hiphopowcem i nie jest w stanie zatańczyć z baletnicą, nie jest w stanie jej poprowadzić, albo dać się prowadzić, to nie jest to rzecz dla niego. Chodzi tu o wyjście z naszej strefy komfortu. Myślimy, że wszystko może się wydarzyć, burzymy własne granice.

Fot. Rafał Nowak

Czyli to bardzo fajna sprawa…

Tak, bardzo fajna. Dla amatorów to jest większa dawka wiedzy, ale z drugiej strony to zawodowcy są też często pozamykani w swoich dziedzinach. I dla nich takie doświadczenie to też dodatkowy rozwój – czasem wystarczy jeden ruch, jeden gest innej osoby, aby odblokować szereg nowych pomysłów u takiego zawodowca. Często też takich pomysłów, jakich by się po sobie nie spodziewał.

A jak to wygląda od strony praktycznej? Ten hiphopowiec i ta baletnica sami tworzą choreografie, czy ktoś nimi kieruje?

Różnie. Ale raczej oni sami. Są ćwiczenia, kiedy dosłownie dajemy się prowadzić (nawet z zamkniętymi oczami) innej osobie, ale nadal nasza wyobraźnia i świadomość ruchu musi być mocno rozbudzona i kontrolować to, co się dzieje. Często prowadzący wyznacza zadania w trakcie warsztatów, typu: postaraj się wykorzystać jakiś aspekt grawitacji lub emocji albo np. kontakt z podłogą, postarajcie się wyobrazić sobie „coś” itp. Dużo działamy z wyobraźnią, wyobrażamy sobie np., że nasze ciało jest lekkie, plastyczne, wtedy tylko na tej jakości ruchu bazujemy. Każdy ma inną granicę tej lekkości, inaczej to widzi, ale wszyscy tańczą wtedy na dany temat. Ja jestem raczej zwolenniczką ograniczania improwizacji, bo uważam, że gdy nada się pewnego rodzaju ramy, to jesteśmy w stanie stworzyć ciekawsze choreografie. Zgodnie z zasadą „mniej znaczy więcej”. Jeżeli wrzucimy wszystko do jednego worka to trudniej się otworzyć, znaleźć coś oryginalnego, jakąś ciekawie połączoną wiązkę pomysłów. A ile głów, tyle pomysłów i tyle samo ograniczeń. Przypomina mi się jedno ćwiczenie, polegające na tańczeniu w maskach – ciekawe było to, jak taka maska wpływa na nasze zachowanie, ciało, ruch i choreografię, która staje się w końcu pewną opowieścią.

Jesteś nie tylko współorganizatorką festiwalu, ale również tancerką i brałaś udział w festiwalu. Jak to wygląda od drugiej strony?

Tak, brałam udział w 2011 roku. Ale kontakt improwizacja nigdy nie była mi obca. Jestem choreografem tańca współczesnego i wykorzystuję kontakt improwizację, chociaż nie tak często. Kontakt improwizacja, już na scenie, pokazuje bardzo fajne zależności – czy to cielesne, duchowe czy osobowościowe. Dla mnie udział w festiwalu to doświadczenie przede wszystkim dlatego, że były tam osoby z rożnych środowisk. Czasami myślałam, że dana osoba rzuca pomysł, którego ja nie jestem w stanie w ogóle zaakceptować, a w momencie kiedy już zaczęłam się ruszać, zobaczyłam, że zrodziło to we mnie nowe pomysły. Ja jako choreograf mogę to wszystko przekazywać dalej. To jest ważne – być codziennie tą samą osobą, ale z innymi pomysłami, pokazywać, że możliwości działań w tańcu są nieskończone.

Fot. Rafał Nowak

Czy występy są w jakiś sposób oceniane? Np. podczas spektaklu na scenie?

Nie, nie jest to w żaden sposób oceniane formalnie – bo rozumiem, że o to pytasz. Jeżeli możemy w ogóle mówić o „spektaklach” kontakt improwizacji w ramach dotychczasowych edycji festiwalu, to mogą to być działania w przestrzeni, kiedy pojawialiśmy się czasami w Warszawie i próbowaliśmy wtopić się w środowisko. Wszystko było w jakiś sposób ustalone: kto, kiedy i jak ma zareagować, i ogólnie jaką performance ma mieć narrację, ale to, co wydarzy się w międzyczasie jest niewiadomą. Nigdy nie wiadomo, jak zareagują przechodnie, jak zmieni się architektura od momentu kiedy oglądamy przestrzeń do momentu performance’u. Np. ktoś zaplanował sobie, że zacznie swoje „solo” od jakiegoś punktu, którego okazuje się, już nie ma. W tamtym roku również miał miejsce performance organizowany przez Nancy Stark Smith – Global Underscore. 23 czerwca 2014 roku (a więc w dniu przesilenia letniego), dokładnie o godzinie 20.00 w Centrum Sztuki Współczesnej Zamku Ujazdowskim, jak i w innych miejscach na całej planecie wszyscy miłośnicy CI tańczyli, dzieląc się wspólną energią. Underscore to narzędzie integracji CI z szerszym spektrum improwizowanych praktyk tanecznych, służy rozwijaniu większej swobody ruchu w przestrzeni sferycznej, integruje kinestetyczne i kompozycyjne elementy podczas improwizacji. Obejmuje on zarówno niewielką, wewnętrzną aktywność, jak i bardzo energetyczny taniec w interakcji z innymi. Performance ma swoją ustaloną strukturę, w ramach której każdy swobodnie tworzy własne ruchy, dynamikę i relacje – ze sobą, z innymi, z grupą, muzyką i otoczeniem. Tancerze wykonywali improwizację do muzyki tworzonej na żywo przez Mike’a Vargasa.

Czy w tym roku będą organizowane działania w przestrzeni publicznej?

Tak, na pewno. Warto obserwować stronę www.polandcontactfestival.com – tam umieścimy harmonogram Festiwalu.

Czyli każdy będzie mógł przyjść i zobaczyć to na żywo?

Tak. Takie działania są bliskie fundacji PERFORM – organizatorowi festiwalu. Fundacja organizuje różne ciekawe projekty, w ramach których takie działania w przestrzeni miejskiej odbywają się naprawdę często. Ostatnio np. jednym z miejsc był Dworzec Centralny, gdzie tancerze starali się wejść w tłum i sprawdzić, w jaki sposób ludzie reagują na ten performance. Okazało się, że niektórzy wchodzili w interakcje, niektórzy zupełnie się oburzali, tak jak to zazwyczaj bywa. My nie jesteśmy jeszcze na tyle otwartym społeczeństwem, ale np. w mediach społecznościowych spotyka się to z bardzo dużym uznaniem. Warto, żeby ilość like’ów zaczęła się przekładać na rzeczywiste działania – po raz kolejny – to zadzieje się, kiedy ludzie wyjdą ze swoich stref komfortu, zaczną sobie stawiać wyzwania, nie będą tworzyć jedynie wirtualnej rzeczywistości, co jest przecież sporym zagrożeniem w dzisiejszym świecie. Chcemy wyjść temu naprzeciw.

Performance jest rodzajem przedstawienia, którego ideą jest sprzeciw, bunt wobec czegoś. Czy wy – tancerze buntujecie się? Można określić taniec rodzajem buntu, sprzeciwu wobec czegoś? Czy inni powinni odbierać wasze performance jako sprzeciw wobec postawy zamkniętej na drugiego człowieka, na kontakt z nim, a może chodzi o coś więcej?

Dokładnie tak, jak powiedziałam wcześniej. Można tak to rozumieć. To jest jednak szerzej rozumiana definicja „buntu”. Nie jest to na pewno ten romantyczny bunt dla samej idei i poświęcenia. Nasz bunt odzwierciedla się w działaniach, jest burzeniem granic swojej strefy komfortu. Idąc tym myśleniem – zachęcamy w takim razie do buntu wobec samego siebie.

Sądzisz, że jest jakaś granica wiekowa, której przekroczenie przekreśla szanse na zostanie zawodowcem? Nie wiem, czy kojarzysz Misty Copeland? Dziewczyna należy do zespołu American Ballet Theatre, a zaczęła tańczyć w wieku kilkunastu lat, co przeczy teorii, że trzeba zacząć tańczyć do 10 roku życia, jeśli chce się zostać baletnicą.

Ja jestem zwolenniczką żeby zaczynać tańczyć od czwartego roku życia. Wtedy tancerza można sobie wychować, nauczyć walki z własnym ciałem i ograniczeniami, które stwarza w procesie dalszego rozwoju. W momencie, kiedy na zajęcia przychodzi kilkunastolatek, to jest mu trudno. Najgorzej, gdy jest duży, nigdy się nie ruszał. Jeśli jego aktywność ograniczała się do lekcji WF-u, to trochę ciężko jest to ciało uelastycznić na tyle, żeby zostać zawodowcem. Wszystko jednak zależy od indywidualnych predyspozycji i nastawienia psychicznego, ponieważ decydując się na zawodową karierę tancerza w dość późnym wieku, potrzeba poważnej determinacji. Pina Bausch zaczęła tańczyć jako dziecko, ale już Marta Graham zaczynała bardzo późno – w wieku dwudziestu lat. Ja myślę również o tańcu jako o głowie, myślenie przekłada się na ciało, to jak się poruszasz jest w mózgu. Twoje zdrowie psychiczne, predyspozycja psychiczna wpływa na to, jak będziesz tańczyć. Dzięki temu zdrowiu, predyspozycjom, determinacji i świadomości swoich ograniczeń oraz możliwości można nauczyć się tańczyć bardzo dobrze, będąc wcześniej tylko amatorem. Poszłam kiedyś na zajęcia z tańca współczesnego do mojej koleżanki i tam była taka dziewczyna, o której pomyślałam – baletnica. Robiła wszystkie szpagaty, perfekcyjnie wykonywała elementy techniczne. Kiedy powiedziałam jej, że chyba ma to w genach, odpowiedziała, że doszła do tego w przeciągu trzech lat. Wcześniej nic nie robiła, nie ruszała się i trudno jej było usiąść w szerokim rozkroku. Myślałam, że ma to w genach. A ona doszła do tego pracą i pewnością, że chce to robić – na zajęciach była bardzo skupiona. Oczywiście do zawodowca było jej daleko. Ale to przecież dopiero 3 lata ćwiczeń. Za kolejne 3 może być drugą Marthą Graham.

Marta Graham zajmowała się też psychologią, prawda?

Bardziej neurologią – jej ojciec był neurologiem. Rola układu nerwowego w motoryce człowieka była dla niej niewątpliwie silnym aspektem w myśleniu o tańcu. Co do psychologii – bardziej nazwałabym to psychosomatyką. Ruch zawsze musiał wyrażać u niej emocje, uczucia i inne stany psychiczne człowieka. Powinien on być jednak niebezpośrednim uzewnętrznianiem tych wrażeń, ale próbą uzyskania zobiektywizowanych form, które te stany by wyrażały. Ona nie bała się szpetności, szorstkości ruchów, co miało wyzwolić tzw. ruch naturalny. To, że w kontakt improwizacji nie boimy się błędów, jak to wcześniej ujęłam, oznacza, że tutaj też szukamy ruchu naturalnego, bez względu na jego formę. Coś, co może wydawać się „brzydkie”, dla nas posiada po prostu taką, a nie inna estetykę. Im więcej tych estetyk, tym ciekawsze dialogi w przepływie ruchu między osobami.

Czy uważasz, że w pewnym sensie można uznać ją za prekursorkę kontakt improwizacji?

To za dużo powiedziane. Prekursorką tańca współczesnego, będącego jej podwalinami – tak. Natomiast to już Steve Paxton od lat 60. w USA prowadził sesje kontakt improwizacji.

Jesteś zdania, że warsztat taneczny można wypracować, czy wszystko tak naprawdę zależy od zdolności człowieka?

Potrzebna jest ta głowa, o której wspomniałam. Trzeba też znaleźć pasję w tym, bo jak nie ma w Tobie pasji, to zawsze będziesz elementem choreografii. Żeby być tancerzem czy nauczycielem tańca, trzeba mieć pasję. Czasami nawet nie jest ważne to, czy wszystko jest perfekcyjne technicznie, czy kręcimy kilkadziesiąt fouettes i stajemy w silnie wykręconej pierwszej pozycji. Myślę, że ważne jest stałe odnajdywanie w sobie na nowo pasji.

Czujesz się bardziej tancerką czy choreografem?

Raczej wolę kreować swoje rzeczy i teraz nazwałabym siebie choreografem. Ogromną radość sprawia mi odnajdywanie „tego czegoś” w ludziach. Jak widzę, że ktoś ma zdolności, to staram się podchodzić do tej osoby bardziej indywidualnie. Jeżeli ktoś nie ma osobowości, to jest ryzyko, że zginie całkowicie i to się też wcześniej czy później przełoży na jego technikę. Ta osoba widzi, że nie ma siły przebicia, zniechęca się. Zaczyna brakować jej energii, bez której nawet najlepszy rzemieślnik taneczny nie podniesie nogi wyżej niż 90 stopni lub podniesie ją wysoko, ale na odbiorcach wywrze to mniejsze wrażenie niż gdy osoba tańcząca z pasją podniesie tę nogę niżej. Oczywiście ja często jestem od tego, żeby ten indywidualizm wydobyć – bo on często jest po prostu ukryty. W takich momentach choreograf musi mieć pomysł nie tylko na siebie, ale i na innych. To jest ciekawe.

Fot. Piotr Wiernikowski

Czy uważasz, że taniec w Polsce rozwinął się, ewoluował przez ostatnie kilka lat?

Oczywiście, że tak. Teraz mogę to powiedzieć bez żadnych wyrzutów sumienia. Bo trzy lata temu, jak zdawałam choreografię sceniczną w Krakowie, podchodziłam do tego faktu zbyt entuzjastycznie. Myślałam, że w Polsce jest bardzo dużo osób i instytucji specjalizujących się w tańcu współczesnym, szkolących się zagranicą, przynoszących te nowinki do nas. Sądziłam też, że choreografami chcą zostać osoby z naprawdę solidnym doświadczeniem tanecznym, pierwszymi doświadczeniami choreograficznymi – szczerze mówiąc, trochę obawiałam się, że będę w trakcie kursu odstawać z tego powodu, że nie mam za sobą szkoły baletowej. Okazało się, że nie do końca tak jest. Często w takich miejscach w Polsce szkolą się ludzie, którzy po prostu interesują się tańcem od lat, gorzej im idzie w innych dziedzinach, dlatego robiąc tzw. „papier”, mogą już zacząć pracować. Stają się za jednym zamachem instruktorami, choreografami – niekoniecznie w oparciu o poprzednie doświadczenie. Uczą w szkołach, domach kultury, prywatnych klubach tanecznych. Przy okazji jednego ze swoich projektów, w moich zajęciach uczestniczyły osoby, które były po studiach tanecznych. Nie byli na takim poziomie, jak to sobie wyobrażałam. Uważam więc, że jest ogromna przepaść między szkołami baletowymi – kształcącymi na najwyższym poziomie, ale jednak nadal według starych metod, a szkołami alternatywnymi, które miały być odpowiedzią na potrzebę rynku – potrzebę rozwoju w tańcu współczesnym, improwizacji. Na pewno Bytom szkoli bardzo dużo zdolnych tancerzy, Stary Browar w Poznaniu – to są miejsca, którym warto zaufać. Chodzę na różnego rodzaju zajęcia w Warszawie, np. w Mazowieckim Centrum podoba mi się to, co robi Ola Dziurosz. To jest bardzo mocny ośrodek tańca współczesnego, organizują tam międzynarodowe audycje i festiwale, które pokazują, że w Polsce już dawno taniec współczesny jest i z roku na rok przyciąga coraz szerszą rzeszę odbiorców. Festiwal Tańca Zawirowania czy Festiwal Ciało/Umysł co roku oferują coraz ciekawsze repertuary i działania towarzyszące. Brakuje jeszcze kilku rzeczy, przede wszystkim stałego miejsca, które można by nazwać (tak, jak Teatr Wielki) Teatrem Tańca Współczesnego. Jestem jednak dobrej myśli.

Jak oceniasz wpływ programów takich jak You Can Dance na rozwój tańca w Polsce, na rozwój wiedzy Polaków w tej dziedzinie? Czy uważasz, że oprócz spełniania funkcji czysto rozrywkowej, przyczyniają się do pewnego rodzaju edukacji?

Ogólnie rzecz biorąc to napędza rynek taneczny, ludzie więcej wiedzą o tańcu. To są programy skierowane do ludzi, którzy nie interesują się tańcem w takim stopniu jak osoby uprawiające go zawodowo. Jedyne, co mnie boli to to, że moi znajomi, o których myślałam, że podbiją rynki europejskie, lądują tylko w takim programie i później to jest tak naprawdę koniec ich kariery. Bo rozwój kariery rozumiem jako sięganie po więcej. W momencie, kiedy ci najzdolniejsi do 40 roku życia tańczą ciągle to samo w programach rozrywkowych – nie nazwę tego karierą tancerza. Pomimo tego jednak, że te programy są komercyjne, to jeśli mają uczyć, czemu nie. Ci wszyscy uczestnicy dużo czasu spędzają na salach, program ma ciekawe choreografie i ja nie jestem tego przeciwnikiem. Sypią się negatywne komentarze w kierunku takich aktorów, jak Andrzej Grabowski, że na „stare lata” robią sobie taki popis. Ale ja to właśnie uwielbiam – oni próbują nowych rzeczy, a to, że są sławni i zasłużyli na to niezwykłym warsztatem aktorskim, pozwala im robić to na oczach innych i brać za to dobre pieniądze. Dla takiego aktora to według mnie jakaś część rozwoju kariery. Dla tancerza – to też zależy. Dla 17-latków w programie You Can Dance – owszem, dla 25-latka, który rozpoczął ćwiczenia trzy lata temu, udział w takim programie również jest ogromnym rozwojem. Dla kogoś kto, jest w finale takiego programu i kończy w Jaka to melodia – już niekoniecznie. Rodzi się to stąd, że w Polsce tancerz baletowy ma pracę w teatrze, a tancerz nowoczesny w programach rozrywkowych. I tu wracamy do braku alternatywy dla tych, którzy są dojrzałymi tancerzami bez szkoły baletowej i nie zajmuje ich sztuka komercyjna.

Czy uważasz, że taniec może być formą terapii leczniczej?

Jest także nurt choreoterapii. Wiąże się ona z terapią ruchem, tańcem, choreografią. Jedna z dziewczyn uczestnicząca w moich zajęciach zajmuje się tym zawodowo. Ona opowiadała, w jaki sposób współpracuje z ludźmi potrzebującymi takiej terapii. Na ten temat musiałabyś porozmawiać ze specjalistą, ale to jest warte zbadania. Taniec bardzo dobrze leczy traumy, buduje zaufanie do siebie samego, do otoczenia, rozwija świadomość przestrzeni i ciała. Zauważ, że często jest tak, że jak mamy jakieś problemy, to odzwierciedlają się one w naszym ciele i odwrotnie. Jak nasze ciało jest chore, czujemy się ogólnie psychicznie gorzej, nie czujemy się sobą. Stres oddziałuje podobnie. Tutaj ta nauka – choreoterapia pomoże. Ostatnio rozmawiałam z koleżanką, która porusza się na wózku i tańczy właśnie w takich spektaklach tańca współczesnego. Ona jest inspiracją dla swojej grupy tanecznej, którą stworzyła. Ją ewidentnie denerwuje to, że osoby poruszające się na wózkach są traktowane jako osoby z różnego rodzaju traumami, nie wiadomo jak psychicznie wycofane. Chce pokazać światu, że tak nie jest.

Słyszałaś o osobie, która pod wpływem udziału w tym festiwalu zaczęła tańczyć zawodowo?

Musiałabym to zbadać. Takich, które zaczynają tańczyć w ogóle jest mnóstwo. Piszą np.: „Ja mam już czterdzieści lat, nigdy nie tańczyłam, nie ruszałam się, ale interesuję się tańcem, czytam na jego temat, czy Wasz Festiwal jest dla mnie odpowiedni?”. Ja wtedy piszę, że jak najbardziej, wszystko zależy od Twojej odwagi. Często nie jesteśmy świadomi swoich umiejętności. Naprawdę wielu ludzi przychodzi do mnie na zajęcia typu pilates i często słyszę podobne stwierdzenie, zanim jeszcze zaczną czymkolwiek ruszać: „Ja na pewno nie umiem tego i tego też nigdy nie zrobię, a moje ciało ma takie i takie ograniczenia”. Potem ja zlecam ćwiczenia, podchodzę, sprawdzam i widzę, że to jest nieprawda…

Dziękuję za rozmowę i zachęcam wszystkich do udziału w Festiwalu Warsaw Flow! Jeśli nie w tym roku, to w następnym. Na festiwal można rejestrować się na stronie www.polandcontactfestival.com.

Rozmawiała: Marta Nagórka

ZOSTAW ODPOWIEDŹ