Świat z perspektywy artysty

Właściwie powinienem zadać to pytanie na samym początku naszego spotkania. Od kiedy chciałeś zostać malarzem? I czy wierzysz w przeznaczenie?
– Urodziłem się w latach 50. Dorobek pokoleń został w II wojnie albo zniszczony, albo zagrabiony. Na szczęście jako dziecko byłem otoczony książkami. Te dla dzieci ilustrował z reguły mój ulubiony Jan Marcin Szancer, bądź jego uczniowie. On był pierwszym, który wciągnął mnie w magiczny świat sztuki. Resztę dopełniała obserwacja świata oczami dziecka. I już dzisiaj wiem, że jak mówią mądrzy ludzie – ojcem dorosłego jest dziecko. To świat pamięci lat dziecinnych i wspomnień determinuje życie dorosłego, a w każdym razie – wielu artystów. Mickiewicz też z tęsknoty za dzieciństwem stworzył arcydzieło, w którym chodziło tylko o „ostatni zajazd na Litwie”.
Co do przeznaczenia: jakoś tak się dzieje, że z faktu zabicia siekierą dwóch kobiet przez studenta – jeden napisze kronikę wypadków, drugi poplotkuje, a inny napisze „Zbrodnię i karę”… To są niezbadane rewiry …

Czy ktoś z twoich przodków miał podobny talent? Masz także syna…malarz2 sporteuro
– W mojej rodzinie, piszącej się na przemian przez „T” albo przez „D”, dawniej pieczętującej się herbem Brochwicz – było wielu starostów, posłów na Sejm Czteroletni, powstańców wszystkich powstań narodowych, także Powstania Warszawskiego, w którym moja mama była łączniczką. Historię rodu opisał znany historyk średniowiecza, profesor Karol Potkański, przyjaciel Sienkiewicza i brat cioteczny Jacka Malczewskiego. To jedyny, ale za to wielki przykład malarza związanego z rodziną.
A syn? Choć nie przejawia zdolności plastycznych, w moim pojęciu jest uratowany, bo od małego lubi czytać książki i jest bardzo wrażliwy na światło, co zaobserwowałem podczas wspólnych spacerów. Światło plus książki to wyobraźnia zakończona pytaniami o świat – a to dobry prognostyk dla dziennikarza, którym pragnie zostać.

Często używasz pojęcia tajemnica – to ważne dla Ciebie słowo…
– Uważam, że każda wielka sztuka jest możliwa tylko w obrębie sacrum. Poprzez stawianie przez twórcę najważniejszych pytań, przez proces tworzenia od nicości do dzieła, przez poszukiwanie doskonałości i spotkania z pięknem, przez wielki opór materii dający możliwość dotknięcia cienia prawdy.
Wszystko to spotyka się właśnie na krawędzi tajemnicy, w którą, jak chce poeta, nie powinniśmy wbijać sztyletu poznania. Wystarczy, jak mawiała Halina Poświatowska, wpleść między życie i śmierć anegdotę o istnieniu.
Tego, niestety, nie ma uczelnia artystyczna, ani nie wspominają krytycy.

Właśnie – krytycy sztuki… Powinni być pasem transmisyjnym między malarzem i odbiorcą.
– Rzeczywiście powinni… Powinni… Wielki malarz francuski Paul Cezanne mawiał – nie ma krytyków dobrych i złych: są tylko szkodliwi.
Coś jest na rzeczy; kiedyś o sztuce pisali poeci:  Baudelaire, Verlaine, Apollineaire, czy tak często dzisiaj wspominany Herbert. Dziś o wszystkim decydują znawcy, którzy znają się tylko na własnym znawstwie. Wymyślają różne rankingi, piszą uczone wywody.

Dużą rolę w odkłamywaniu takiego świata mogą pełnić radio i telewizja.
– Mogą, powinny nawet, ale tego nie czynią, a jeśli, to o późnych porach. Wszystko podporządkowane jest oglądalności, a my mówimy tu o duchowości nie przeliczanej na pieniądze. Nieustannie widzę i słyszę gwiazdy radia i telewizji sepleniące, źle akcentujące, traktujące temat powierzchownie. Bo czas biegnie i istnieje pośpiech w biegu, w którym właściwie nie ma końca i nic się nie osiąga. Dla ludzi oczytanych, rozwiniętych duchowo telewizja, prasa, radio – to katorga, nastawiona na tworzenie nowego ćwierćinteligenta. Powiedzenia Kisiela o dyktaturze ciemniaków odnosi się nie tylko do polityków, jest wciąż aktualne, a dzisiaj może przede wszystkim dotyczące pseudoartystów i krytyków ich popierających.
Wszyscy udają, że interesuje ich nowoczesność. A mnie ona mało obchodzi. Ja jestem nastawiony na rzeczywistość. A to zupełnie co innego.

Czyżby takimi mało optymistycznymi wnioskami mamy zakończyć nasz wywiad? Może masz jakieś marzenia?
– Jesteśmy w sposób szczególny uczestnikami światowej wojny duchowej. Tylko od nas zależy, po której stronie staniemy. Niech mi będzie wolno znów z pamięci zacytować Herberta, który w jednym ze swoich wierszy przypomina, że Belzebub kocha sztukę. Chełpi się, że jego chóry, jego poeci, jego malarze prawie przewyższają niebieskich. Niedługo będą mogli zmierzyć się na Festiwalu Dwóch Światów. I wtedy zobaczymy, co zostanie z Dantego, Fra Angelica i Bacha.
A ja osobiście chciałbym jeszcze namalować kilka obrazów, które pozwoliłyby mi ocalić swoje marzenia, a przez to powstałyby dzieła lepsze od tego, który je powołał do życia, czyli ode mnie. Chciałbym także, ażeby mój syn wyrósł na człowieka czynu i żebym mógł pod koniec życia powiedzieć – niczego nie zaniedbałem.

Z Andrzejem Podkańskim rozmawiał Tomasz Podkański, fot. archiwum prywatne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ