Spotkania po latach takie są!
Kiedyś – gdy słyszałam od mamy, że idzie na „klasowe spotkanie”, po xx latach, wyobrażałam sobie kilkanaście starszych, ale rozbawionych osób, ciągle wspominających młodość. I ubolewających nad upływającym czasem. Jakoś takie spotkania do mnie nie przemawiały. Czy wraz z wiekiem coś się zmieniło?
Kiedy skończyłam Ogólnokształcące Liceum Sztuk pięknych, byłam tak zajarana nowym życiem, które mnie czeka – wiecie, studia, nowe miasto, nowi ludzie, nowe imprezki, nowe wszystko, że nie specjalnie przejęłam się faktem, że właśnie rozstaje się – prawdopodobnie na zawsze – z ludźmi z którymi spędziłam ostatnie 6 lat! Tak, szkoły artystyczne mają to do siebie, że trwają… długo. A co więcej – o dzieciństwie raczej nie ma tu mowy. Bo poza standardowymi przedmiotami, jakie ma każdy gimnazjalista i przedstawiciel Ogólnokształcącego Liceum, mieliśmy kilkanaście godzin więcej niż oni (rysunek, malarstwo, rzeźba, szkło, witraż, reklama wizualna, grafika i tak dalej…). W związku z czym, czas, który nasi rówieśnicy spędzali na popijaniu zimnego piwka na trawce, i paleniu tanich (wtedy serio tanich) papierosów, w słoneczne popołudnie, my spędzaliśmy przed sztalugą, na piątej z rzędu godzinie rysunku i malarstwa czy rzeźby, (też od czasu do czasu popalając tanie szlugi – na przerwie, za szkołą, w przyczajce przed nauczycielami i pośpiechu).
Biorąc pod uwagę te wszystkie fakty – byliśmy z tymi ludźmi już jak rodziną. Poza tym przyczyniły się do tego także liczne i intensywne wyjazdy na plenery. Plenery były legendarne i intensywne, z tego względu, że poza tym, że musieliśmy na nich zaliczyć kilka prac, była to okazja do wypadu w góry lub nad morze (klasycznie), okazja do tego by odpocząć od środowiska szkolnego, do integracji i lirów wypitego taniego wina (to wino też serio było tanie, wiecie, takie w papierowych kartonikach, ale na tamtą kieszeń – czyli to co dostaliśmy na plenerowy tydzień od rodziców, był to niezły rarytas, chociaż teraz – nie wiem czy byłabym w stanie go przełknąć). W każdym razie, była to okazja do wielu przygód i przypałów. Takie szkolne wakacje. Tak, artystyczne szkoły, poza tym, że jest w nich dużo ciężej, niż w normalnych szkołach, mają to do siebie, że zwyczajnie – jest w nich dużo ciekawiej, chociażby ze względu właśnie na te plenery, ale to już historie pokroju: „kto był ten wie”, „co wydarzyło się na plenerze, zostaje na plenerze” – każdy z nas w swoim zbiorze ma na pewno kilka takich historii. Mimo to wszystko, tak jak już wspominałam, zajarana wizją przyszłości, nie specjalne mnie obeszło nasze rozstanie.
Pomijając kilka jednostek – z którymi zresztą, staram się, utrzymać kontakt do teraz. Oczywiście odbierając pożegnalny upominek – a, że szkoła była niestandardowa to i upominek był niestandardowy – czerwone stringi, z odbitymi literkami „ZSP” (Zespół Szkół Plastycznych), uroniłam łzę, sentymentu. Trochę powspominałam, i szybko zaczęłam się cieszyć najdłuższymi wakacjami w życiu. Wszyscy, klasycznie, mówili – będziemy się spotykać, będziemy utrzymywać ze sobą kontakt i tak dalej, i tak dalej… Jak wiadomo, takie rzeczy życie bardzo szybko weryfikuje, na skutek czego – nie, nie spotykacie się, i nie, nie utrzymujecie ze sobą kontaktu. I nie ma tu co siebie i innych obwiniać. To raczej normalne. Nie tylko ja byłam zajarana koncepcją nowego życia – zajarany był każdy, więc się nim zajął, zapominają o (jak teraz na to patrzę – beztroskiej) młodości.
Niespecjalnie mi tego wszystkiego brakowało. Widziałam, że raz na jakiś czas, ludzie z mojej starej klasy, organizują jakieś spotkania, aczkolwiek podchodziłam do tego dosyć sceptycznie. Zawsze było coś ważniejszego do zrobienia. Zamiast spotkania ze starą klasą ważniejsze były studia, praca lub spotkanie z obecnymi znajomymi. No bo w zasadzie o czym będziesz gadać z tamtymi. Przecież wasze życia już dawno się rozeszły. I tak też, nazwijmy rzeczy po imieniu, unikałam i lekceważyłam, kolejne spotkania klasowe. Tym oto sposobem minęło jakieś… 7 lat!
Akurat byłam w swoim rodzinnym mieście, kiedy padła propozycja kolejnego spotkania. Ale wiecie, znowu to samo – w sumie minęło tyle lat, o czym my w zasadzie będziemy ze sobą rozmawiać? Może być dosyć niezręcznie. Krepująca cisza, rozmowa która się nie klei? Pewnie wymienimy między sobą kilka grzecznościowych formułek, bo wypada i rozejdziemy się do domów. Przecież ja już pewnie w ogóle tych ludzi nie znam! Stres podbijał fakt, że jednak długo ich zlewałam. Oraz świadomość, że na spotkaniu zabraknie mojej najlepszej kupeli, z którą kontakt mam do teraz. Pomimo tego – zdecydowałam, że się pojawię. I… to była naprawdę dobra decyzja!
Na spotkaniu nawet przez chwilę nie było niezręcznie! Nie było też przesadnie miło, wiecie – nikt nikomu tyłka nie lizał. Mimo to było bardzo przyjemnie i… zabawnie! Lata nieobecności w swoich życiach były tematem niekończących się rozmów. Oczywiście bez zbędnych szczegółów – w końcu nie da się w kilka godzin opowiedzieć o kilku latach swojego życia. Zresztą po co? Mimo to, kiedyś byliśmy kumplami z klasy, rozmawialiśmy o tym co było zadane, kiedy mamy termin oddania pracy dyplomowej i z kim zastępstwo, teraz tematy były inne, zapewne ciekawsze. Niby to już całkiem inni ludzie – nowe doświadczenia i lata robią swoje, a jednak wciąż widzisz w nich te same twarze, co kilka lat temu. Poza bieżącymi tematami, z takimi ludźmi łączą cię wyjątkowe wspomnienia. Nie każdy z twoim znajomych będzie kojarzyć tą wredną panią od matmy czy szkolną aferkę. Ponadto zostały mi przytoczone śmieszne historie, ze mną w roli głównej, których nawet nie pamiętałam!
Jak się okazuje – każdy z tamtych czasów wyniósł inne wspomnienia, i po prostu fajnie było się nimi podzielić. Ponadto fajnie pośmiać się z tego, jak bardzo źle wtedy wyglądaliśmy, szukając swojej tożsamości i eksperymentując z subkulturami, próbując być rasowym punkiem czy (popularnym wtedy) emo. Nie zapominaj – ci ludzie byli świadkami twoich przypałowych, żenujących i nieudanych stylizacji. Pierwszych niezdarnych make-upów. I na pewno nie zapomną ci tego – wypomnieć, na właśnie tego typu spotkaniach! Moje obawy były zbędne – nie było krępującej ciszy, wręcz przeciwnie – zarezerwowałam zbyt mało czasu na to spotkanie, w związku z czym odczuwam niedosyt! Naprawdę nie wiem czego się bałam! Na koniec zrobiliśmy sobie, oczywiście pamiątkowe zdjęcie – by uwiecznić, tym razem to jak dobrze teraz wyglądamy! W przeciwieństwie do tego, wcześniej wspominanego, zdjęcia sprzed lat!
Raczej nie ze wszystkimi osobami z przeszłości mamy możliwość tak luźno pogadać, jednak z tymi osobami ze szkolnych ławek łączy nas coś, nie chcę zabrzmieć jakoś patetycznie, ale zaryzykuję stwierdzenia – wyjątkowego. W końcu można powiedzieć, że wychowywaliśmy i dojrzewaliśmy z tymi ludźmi. Zresztą znają oni nasze przypały i wiedzą o rzeczach, których dziś prawdopodobnie się wstydzimy, i takie, których dziś już na pewno byśmy nie powtórzyli. Dla mnie spotkanie to było dosyć budujące. Takie wiecie – znajome, bliskie, dające jakieś ciepło. Po oczywiście dopadła mnie sentymentalna rozkminka – tego typu, która wywołuje uśmiech na twarzy. Osobiście bardzo polecam. Nie ominę już żadnego spotkania!