Paulina Świst: Czytelnicy lubią mój humor

– Nigdy nie przekonywał mnie system kar i nagród. Znam bardzo wiele osób, które nie zostały ukarane za paskudne czyny i wiele dobrych, które nie doczekały się nagrody – mówi serwisowi Life4style Paulina Świst. Autorka tym razem wkracza do świata literatury niosąc w rękach dzieło pt. „Sitwa”, które można już nabyć w księgarniach w całym kraju.

Kamil Piłaszewicz: Podobno wywiad najlepszy jest wtedy, gdy osobie odpowiadającej zadaje się niewygodne pytania… Nie jestem zwolennikiem tej metody, dlatego zapytam wprost: czy Ty masz jakąś manię na punkcie bycia stalkowanej?

Paulina Świst: Ja nikogo do niczego nie zmuszam. Zdziwiłbyś się, ale wiele moich czytelników i czytelniczek wcale nie chce wiedzieć, kim jestem. Lubią Śwista – takiego, jakim jest na FB, Instagramie i w wiadomościach prywatnych. Tylko i wyłącznie dziennikarze pytają mnie: kim naprawdę jestem (śmiech). Zwykle licząc na odpowiedź: kimś znanym! A ja jestem jednym z tysięcy adwokatów w tym kraju, na co dzień (prawie) zupełnie normalnym… z niecodziennym hobby.

Ale tak już na poważnie, jak to jest, gdy na ulicy nie wołają nawet: „O, ta od „Karuzeli”?

– Cudownie! Biegam nieumalowana do Żabki, w bluzie z napisem : „Dobra dziewczyna, złe nawyki”. Nikt się na mnie nie patrzy jak na tapira w zoo, nikt nie sprawdza, ile biorę win –  sielanka! (śmiech)

Przechodząc już do meritum naszej rozmowy, czyli książki, powiedz… Chciałabyś i dlaczego, by „Sitwą” ludzie zaczytywali się, jak np. lekturami Blanki Lipińskiej?

– Nigdy w życiu. Jestem bardzo wdzięczna Pani Blance, że zdjęła mi z barków doczepkę „polskiego Greya”. Ja nigdy nie miałam takich ambicji. Zawsze starałam się maksymalnie od Greya odciąć. Nie przemawia do mnie –  jest tam słaba, biedna dziewczyna – taki Kopciuszek, która nagle spotyka księcia z bajki, który nie dość, że da jej helikopter, to jeszcze zapewni atrakcje w łóżku, jak nikt inny na ziemi… (śmiech) Moje bohaterki takie nie są – to normalne dziewczyny. Nikt ich nagle nie nakłania, by przeniosły się do bajkowego pałacu. Po prostu spotykają faceta, który zawraca im w głowie… i on zwykle nie ma helikoptera. Co nie zmienia faktu, że lubię pisać o seksie! Nie widzę powodów, by omijać te sceny. Jesteśmy już dorośli!

Chciałbym byś coś potwierdziła lub zaprzeczyła, bo i u Ciebie, i u Blanki jest dużo scen nie tyle miłosnych, co erotycznych. I tak się zastanawiam, kto się na kim wzorował?

– Hahahaha 😀 Dobre 😀 Ja wydawałam pierwsza. Ale nie sądzę, by ktokolwiek się na mnie wzorował –  to kompletnie inny klimat.

Ale tak już poważnie… Masz czasem wrażenie, że ludzie kupują Twoje książki tylko po to, by dotrzeć do wiadomych scen i zaspokoić się… umysłowo?

– Nigdy w życiu! Dziewięćdziesiąt pięć procent wiadomości, które dostaję od czytelników, to to, że dobrze się bawili czytając, że się uśmiali, że lubią mój humor. I to jest dla mnie największy komplement. Dziadek mojej przyjaciółki zawsze mówił: „Wam się młodzi wydaje, że Wy wymyśliliście seks, że dla nas, starych to coś nowego” –  i ja to zdanie popieram w 100 %. Myślę, że gdyby czytelnikom chodziło tylko o takie sceny, to znaleźliby dużo ciekawsze lektury w tym względzie gdzie indziej. Przecież ja w tych książkach nic wielkiego w tej dziedzinie nie odkrywam.

„Przeleciał tak, że chciałabyś wracać po więcej” – „obawiasz się”, że dzięki takim cytatom Świst niedługo wyprze „Quo vadis” z kanonu lektur szkolnych?

– Kamilu, wdech – wydech! Ponosi Cię! (śmiech) Czy ja kiedykolwiek, gdziekolwiek, mówiłam, że chcę kogokolwiek wyprzeć z kanonu lektur? A tym bardziej „Quo vadis”? Swoją drogą, to Petroniusz to mój ideał faceta! Moje książki są pisane dla ROZRYWKI. I dla rozrywki – „przeleciał tak, że chciałabyś wracać po więcej”, bo to całkiem fajna opcja!

Słownik języka polskiego mówi nam, że „sitwa” to „grupa osób wspierających się wzajemnie” – a u Ciebie to tytuł kolejnego kryminału… Przecież to się bardziej gryzie ze sobą, niż wzorzysta koszula z wzorzystym krawatem…

– Nie rozumiem, dlaczego masz tu problem? Przecież grupa osób wspierających się wzajemnie może być zarówno po dobrej, jak i złej stronie. Tu jest po złej. (uśmiech)

Kiedyś w rozmowie ze mną powiedziałaś, że nie chcesz mieszać świata adwokackiego z literackim. Tymczasem zaczynasz „Sitwę” od sentencji: „Wszystkie wydarzenia są jeszcze bardziej zmyślone, niż w „Karuzeli”. Powaga.” – teraz to zestawienie się już nawet nie gryzie, ono już krzyczy! (śmiech)

– To podprogowy żart dla znajomych. Oni wiedzą, które postacie i sceny są z życia wzięte, choć osadzone w kompletnie innym kontekście.



„Zdecydowałem, że nie będę przekraczał zawodowych granic” – w myślach jednego z bohaterów w pewnej części ukrywa się sama autorka przemycająca swoją postać do książki?

– To bardzo ciekawe pytanie! Właśnie nie – ja z pełną premedytacją przekraczam w książkach wszystkie te granice, których w rzeczywistości pewnie bym nie złamała. To moja odskocznia! Adwokatem jestem całkiem poprawnym! (śmiech)

„Nie ma kar ani nagród, są jedynie konsekwencje” – słowami Karin Alvtegen rozpoczynasz pierwszy rozdział. Czyżby wartości i fundamentalny system przestał mieć znaczenie dla Pauliny Świst?

– Nigdy nie przekonywał mnie system kar i nagród. Znam bardzo wiele osób, które nie zostały ukarane za paskudne czyny i wiele dobrych, które nie doczekały się nagrody. Wierzę jednak głęboko, że każde nasze działanie, bądź też jego brak, niesie za sobą pewne konsekwencje. To zdanie bardzo pasuje mi do postaci Piotrka i Olki. Natomiast kary i nagrody – niekoniecznie.

Bursztynową Komnatę ma Putin” – aż jestem ciekaw, jak Ty robiłaś dokumentację do „Sitwy”, że wiesz takie rzeczy…

– Uwielbiam „Sensacje XX wieku”! (śmiech)

„Ktoś cię kiedyś sprzątnie, za dużo wiesz…” – mówił w „Na krawędzi” Jakub Wieczorek do Przemysława Sadowskiego. Nie masz wrażenia, że ten cytat jakoś tak „interesująco” pasuje do Ciebie?

– Dobry adwokat nic nie wie, o niczym nie słyszał, a już na pewno – niczego nie widział!

A propos seriali – nie zapytam „czy”, ale kiedy doczekamy się ekranizacji którejś z Twych lektur? I kto będzie stał za produkcją?

– Niepoprawny optymista! Szczerze? Nic mi o żadnym serialu nie wiadomo, ale byłabym przeszczęśliwa mogąc zobaczyć moich bohaterów na ekranie.

Ale umawiamy się już teraz, że dwie główne role rezerwujemy dla siebie, zgoda? Nie żebym wiedział, co pewien jegomość robi, np. z Lilką…

– Hahaha! Umowa stoi! (śmiech)

Patrząc z twojej perspektywy na „Sitwę”, to mamy do czynienia z kryminałem, erotykiem, czy połączeniem wyżej wymienionych gatunków?

– Zawsze się staram, żeby w moich książkach zachodziła równowaga między scenami akcji i scenami erotycznymi. Nie zawsze mi się to udaje, bo często bohaterowie skręcają mi mocniej w jednym lub drugim kierunku, ale wydaje mi się, że w „Sitwie” udało mi się to połączyć w równych proporcjach.

Czytając „Sitwę” zastanawiałem się, czy jest jakiś temat, którego byś nie poruszyła w swoim dziele?

– W tym momencie nic takiego nie przychodzi mi do głowy. Kiedy jakiś temat jest dla mnie interesujący, mam na niego jakiś pomysł, to nie ograniczam się i nie nakładam sobie żadnych ram.

„Czemu mam wrażenie, że narobiłam jakichś strasznych głupot?” – natrafiając na ten fragment „Sitwy” zastanawiałem się, czy nie masz obaw, że kiedyś wypowiesz podobne słowa, jak bohaterka, podsumowując swą twórczość?

– Czy warto było szaleć tak przez całe życie? Pewnie, że warto! (uśmiech)

*

*

*

Fot. Materiały prasowe

ZOSTAW ODPOWIEDŹ