Olga Rudnicka: Moi czytelnicy niczego się nie boją

– Matylda powstała jako postać drugoplanowa w „Byle do przodu”, ale wprowadziła się do mojej głowy i już została. Nie potrafiłam jej tak po prostu porzucić dla innej bohaterki czy bohatera. Uznałam, że świetna z niej babka i postanowiłam stworzyć cykl powieści z Matyldą Dominiczak w roli głównej – mówi serwisowi Life4style Olga Rudnicka, która na wiosnę wkracza do enigmatycznego świata literatury trzymając w dłoni powieść „Oddaj albo giń!”.

Kamil Piłaszewicz: „Oddaj albo giń!” – patrząc na tytuł twojej premiery, to rozumiem, że mam ci oddać nabyty egzemplarz, bo inaczej wyjadę nogami do przodu…?


Olga Rudnicka: – Nie wpadajmy w przesadę! (śmiech) Wystarczy, że podarujesz go lokalnej bibliotece po przeczytaniu. I bardzo proszę, nie mów publicznie takich rzeczy, bo czytelnicy zaczną masowo odsyłać książki… I to jeszcze przed przeczytaniem. Matylda byłaby niepocieszona.

„W bibliotece tylko z pozoru nic nie może się wydarzyć” – czytając słowa z okładki zastanawiam się, dlaczego Olga Rudnicka straszy czytelników przed wstępowaniem do tego pomieszczenia?

– Nie ulega wątpliwości zważywszy na statystyki czytelnictwa w Polsce, że istnieje grupa osób, która panicznie boi się przestąpić biblioteczne progi w obawie przed zmasowanym atakiem moli książkowych. Moje straszenie nie może pogorszyć sytuacji. Z pewnością istnieje też grupa osób, która uważa bibliotekę za miejsce nudne, z siecią pajęczyn pod sufitem i wszechobecnym kurzem z ogromnym biurkiem, gdzie siedzi biedna zasuszona staruszka ze skrzypiącymi stawami i gruchoczącymi kośćmi.  Bibliotekarka z „Oddaj albo giń!” obala ten stereotyp i moje straszenie może kogoś zachęci do przekroczenie progu.

Zanim zaczniemy ten wywiad, to nie obawiasz się, że czytelnicy nie pójdą i nie kupują twej następnej powieści z obawy, że coś im się stanie?

– Oczywiście, że nie. Moi czytelnicy nie boją się niczego, nawet najnowszej powieści Rudnickiej! (śmiech)

Skoro w jednym z wywiadów zapytano Remigiusza Mroza, czy kontaktowali się z nim przestępcy, to zapytam, czy z tobą kontaktowały się osoby pracujące w bibliotece, by nadać swój rys dla powieści?

– Osoby pracujące w bibliotece nie miały najmniejszego pojęcia o tekście, nad którym pracowałam. Pomysły przekazuję wyłącznie mojemu Wydawcy, a nie sądzę, by w naszym wspólnym interesie było przesłanie tego typu informacji wszystkim bibliotekom w kraju. Zapytaj mnie za jakiś, czas czy po premierze kontaktowały się ze mną osoby pracujące w bibliotece. Obawiam się, że mój powieściowy dyrektor – zaznaczam, że nie ma pierwowzoru! – nie został przedstawiony w zbyt dobrym świetle.

Ale mam nadzieję, że poprosiłaś o dostęp do danych ile osób kupi tę lekturę z Empiku, ile przez internet, a ile wypożyczy z biblioteki, tak?

– Pytasz czy poszłam do wróżki i poprosiłam o sprawdzenie w kryształowej kuli, czy książka będzie cieszyć się zainteresowaniem? Niestety, życie jest znacznie bardziej prozaiczne! (śmiech) Napisałam, wysłałam, Wydawca ogarnął resztę roboty, a teraz trzymam kciuki, by moi czytelnicy pokochali główną bohaterkę choć odrobinkę, bo Matylda dopiero się rozkręca.

Nie żebym sugerował, że ilość… możliwych historii do opisania w bibliotece może się jakoś drastycznie zwiększyć w najbliższym czasie…

– Nie wiem co sugerujesz, ale nie mogę w każdej kolejnej części zabijać kogoś kto przyszedł do biblioteki. Inne budynki mogą być równie interesujące! (uśmiech)


„Sam wiesz, że my nigdy nie działamy regulaminowo” – rozumiem, że po raz kolejny chciałaś wyżyć się na określonej grupie docelowej, ale jakim prawem w Polsce „bezcześcisz” imię Janusza?


– Nie podoba mi się sugestia wyżywania na kimkolwiek, nie robię tego. Staram się, by moje powieści bawiły czytelnika, a policjanci z „Oddaj albo giń!” nie są przedstawieni w negatywnym świetle. Z jednej strony związani procedurami, z drugiej zwyczajnie ludzcy. I nie zapominajmy, że piszę komedie kryminalne. Każdy dostaje krzywe zwierciadło.

„Śledzenie sąsiadów się nie liczyło” – jeśli przejmować te słowa za prawdę, to wyjaśniłaś właśnie dlaczego wzrasta np. poziomu stalkingu?

– O stalkingu pisałam w „Cichym wielbicielu” i nigdy nie zrobiłabym żartu z prześladowania drugiej osoby. Wyrwane z kontekstu słowa nie oddają pełnej myśli Matyldy, która świadoma swoich „ciągot” detektywistycznych wykorzystywała je do zaspokajania ciekawości związanej ze zdarzeniami z najbliższego otoczenia. Zbrodnia w bibliotece zmusza ją do weryfikacji dotychczasowego życia i Matylda dochodzi do wniosku, że obserwowanie sąsiadki to nie to samo co prawdziwa praca detektywa.

„Co jest grane?” – pozwolisz, że wezmę kolejny cytat z tej powieści w kontekście wyjaśnienia, o co się rozchodzi w „Oddaj albo giń”?

– No proszę cię, mam zrobić recenzję własnej książki? Zdradzić zakończenie i na koniec zachęcić do zakupu powieści? Nic z tych rzeczy! (śmiech) Zachęcam do przeczytania powieści „Oddaj albo giń!”, a dowiecie się o co  się rozchodzi w „Oddaj albo giń!”.

„… a serial „M jak miłość” zaczynał go nużyć” – jeżeli jednego z bohaterów twej powieści nuży mrożący krew w żyłach serial typu Gore, to za chwilę będę się bał własnego cienia dzięki tobie…

– Osobiście nie mam nic do „Mam jak miłość”, ale polecam „Przyjaciółki”.



Jako, że to twoja enta powieść, to pozwolę sobie na pytanie: dlaczego tylko piszesz, a nic nie ekranizujesz?

– To nie moja działka. Jestem autorką, a nie producentką.

Nie żebym oceniał twoje książki, zwłaszcza tę, o której dziś piszemy, ale… Dlaczego znowu namieszasz na rynku literackim w Polsce? Byś zostawiła miejsce dla mniej znanych autorów, takich jak na przykład ja…

– Hm… Chcesz powiedzieć, że zabieram miejsce innym? Oj, brzydko to zabrzmiało, brzydko. Każdy ma szansę na znalezienia swojego miejsca na rynku literackim. Dostałam taką szansę ponad dziesięć lat temu, a dzięki czytelnikom znalazłam stałe – oby! – miejsce.

Skądże, gdzie ja do oceniania… Przecież wiesz, że jestem przedłużeniem statywu, by właśnie móc zadawać pytania, a nie wydawać opinie. Za dużo ich swego czasu u nas, też tak sądzisz?

– Nie, nie sądzę. Każdy z nas ma prawo do wydawania własnych opinii, być zawsze nie zawsze mądrych. Dopóki nikt nie zmusza nas do myślenia w określony sposób jesteśmy wolni.

„Natychmiast przestań” – stosując się do słów wypowiedzianych przez Matyldę w twej powieści, przestaję mówić o kasie. Porozmawiajmy, więc o prawdziwej fortunie. Twoich czytelnikach. Jest to książka stworzona z ich pomysłów, podpowiedzi, czy postawiłaś na chęć zaskoczenia odbiorcy?

– Nie, właściwie nie przypominam sobie, by ktoś sugerował bym zamordowała kogoś w bibliotece. Nie mówię, że to się nie zdarzyło, po prostu nie przypominam sobie takiej sugestii. To po prostu się stało. Matylda powstała jako postać drugoplanowa w „Byle do przodu”, ale wprowadziła się do mojej głowy i już została. Nie potrafiłam jej tak po prostu porzucić dla innej bohaterki czy bohatera. Uznałam, że świetna z niej babka i postanowiłam stworzyć cykl powieści z Matyldą Dominiczak w roli głównej. Ile ich będzie – na razie nie wiem. Pewnie między poszczególnymi częściami pojawi się jakiś przerywnik w postaci czegoś zupełnie odrębnego, a może powrócę do pterodaktyli i Emilii Przecinek, bo jestem zasypywana pytaniami, czy powstaną kolejne części z tymi bohaterkami.

Ale powstaną, tak…? (uśmiech)

– Pożyjemy, zobaczymy. Nie chcę nic obiecywać, ale nie ukrywam, że Emilia i jej ekipa są mi bardzo bliskie. Z przyjemnością spotkam się z nimi ponownie, gdy tylko zaistnieją stosowne ku temu okoliczności. Kryminalne rzecz jasna (uśmiech). 



„Gdyby nie kolega, nie musiałby pić z Janeczką!” – odnosząc się raz jeszcze do twej powieści, to zastanawiam się, z jakich powodów Olga Rudnicka usprawiedliwia picie trunków zawierających doskonały skład i ukryty czar zwany „bólem głowy następnego dnia”?

– I znów coś wyrwanego z kontekstu. To nie było usprawiedliwienie tylko konieczność życiowa. Komisarz Stanisław Tomczak pomagając koledze, komisarzowi Mareckiemu – te postacie pojawią się również w kolejnej powieści, nad którą obecnie pracuję, poświęcił się w imię zdobycia informacji. Powinniśmy to doceniać, a nie negować biednego komisarza Tomczaka. Nie wystarczy, że sam komendant Grabik nie może na niego patrzeć i odlicza dni, gdy tamten przejdzie na emeryturę? Dajmy mu jeszcze szansę coś osiągnąć. Czytelnicy nie mogą go znać wyłącznie z tendencji do nadmiernego spożywania trunków.

Absolutnie go, tudzież jego umiejętności nie neguję. Bardziej przyznaję, że najbliżej mi właśnie do utożsamienia się z komisarzem Tomczakiem w tej powieści. Tylko tu rodzi się pytanie, czy to dobrze, czy źle według autorki?

– No cóż… Komisarza Tomczaka lubię raczej za jego przywary niż zalety, niemniej nie chciałabym, by to on prowadził sprawę, w której miałabym mieć swój udział jako pokrzywdzona, albo – odpukać! – jako podejrzana. Z racji książek, które piszę komisarz Tomczak z pewnością uznałby, że nie ma dymu bez ognia i przekopałby by moją piwnicę, by poszukiwać trupów z „Zacisza 13”.

„Nie oczekiwała okrzyków radości, ale zwyczajne „dobra robota” w zupełności by wystarczyło” – w opisie myśli Matyldy ukryłaś swe pragnienia dotyczące opinii czytelników o tej powieści?

– Każdy lubi usłyszeć dobre słowo. Ja również. I tej wersji będę się trzymać.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ