Monika Kuszyńska – Ocalona

monika2 sporteuroP.O.: Varius Manx ukształtował Panią jako artystkę, pokazał kim chce Pani być a kim nie, i na jakie kompromisy Pani już nie pójdzie?

M.K.: Myślę, że dopiero teraz to się stało. W tamtym czasie nieustannie godziłam się na kompromisy, ponieważ musiałam sprostać oczekiwaniom zespołu. Nie miałam za dużo do powiedzenia. Wydaje się, że mogłam odejść, ale to nie było takie proste. Niemniej jednak artystycznie na pewno zrozumiałam wiele rzeczy. Czasami śpiewałam utwory, które nie były w moim stylu, ale musiałam się z nimi zmierzyć, żeby to zrozumieć. Świadomość samej siebie na pewno wzrosła w tamtym czasie, ale też spadło poczucie własnej wartości. Pewnie dlatego, że zespół już nie był w takiej kondycji, jak było to w czasach, kiedy wokalistką była Anita Lipnicka, a wciąż miał ambicje. Wszystkie negatywne emocje skupiały się zwykle na wokalistce, i myślę, że dlatego te zmiany. Liderom wydawało się, że nowa osoba przywróci zespół na szczyty list przebojów, a to nie tędy droga.

P.O.: Stając się częścią zespołu Varius Manx, stała się Pani częścią show-biznesu, a reguły tej gry są bardzo brutalne…

M.K.: To fakt. Jest show, musi być biznes. Na początku jest ideologia, marzenia o tym, żeby śpiewać, a potem zderzamy się z twardymi prawami rynku, który warunkuje co się sprzedaje, a co nie. Dzisiaj jestem w tej komfortowej sytuacji, że nie muszę iść na kompromisy, robię swoje i nie mam przysłowiowego parcia na szkło. Ale rozumiem też tych artystów, którzy się na nie godzą, a przynajmniej staram się. Dziś wszystko schodzi na psy i dla wielu występowanie w jakiś totalnych głupotach, robienie rzeczy na które nie do końca ma się ochotę są „być albo nie być”. Wielkie szczęście mają Ci, którzy nie muszą. Ja akurat do tych szczęściarzy należę. Ale też moje oczekiwania nie są wielkie. Nie zależy mi na tym, by być wszędzie i sprzedawać miliony płyt. Oczywiście fajnie byłoby mieć platynową płytę, ale nie spędza mi to snu z powiek. Wiem jaki jest koszt takiego sukcesu i ja wolę swój spokój. Znam wielu takich artystów – mają koncerty, swoich fanów, nie ma ich w mediach albo są bardzo sporadycznie, ale niczego nie muszą.

P.O.: Ale stawką są pieniądze. Czy to na pewno jest kwestią świadomego wyboru? Przecież niezależność daje nam głównie stabilizacja finansowa…

M.K.: Tak, tylko nie wiadomo jaka jest skala tego posiadania. I kiedy powiedzieć dość. Poza tym jak raz się już wejdzie w ten biznes, to nie jest tak łatwo z tego zrezygnować. Pieniądze pieniędzmi, ale proszę mi wierzyć, że popularność jest jak narkotyk. Ludzie, których satysfakcjonuje zwykłe, normalne życie, pewnie mogą się wycofać. Ale takich jest niewielu.

P.O.: Pani się zachłysnęła tą popularnością?

M.K.: Pewnie trochę tak. Tylko, że tak jak mówiłam, ja nigdy nie byłam taką dziewczyną „hej do przodu” i zainteresowanie moją osobą bardzo mnie krępowało. Na scenie oczywiście musiałam sprawiać wrażenie bardzo przebojowej i pewnej siebie, bo wiedziałam, że muszę. To nie do końca była moja prawdziwa twarz, więc na równi z tym zachłyśnięciem było tyle samo porażeń prądem.

P.O.: Ale kiedy widziała Pani fanów, którzy przychodzili na Pani koncerty, prosili o autografy to chyba musiała Pani myśleć, że jest fajna, skoro oni są tu specjalnie dla Pani?

M.K.: Ja nigdy nie myślałam, że oni są tu specjalnie dla mnie. I proszę mi wierzyć – nie ma w tym kokieterii. Do tej pory bardzo mnie krępuje, kiedy ludzie proszą mnie o autografy. Oczywiście są to bardzo miłe gesty, ale mnie to peszy. Za każdym razem czuję zakłopotanie w tego typu sytuacjach, bo przecież co ja takiego zrobiłam, że ktoś mówi, że mnie podziwia i prosi o autograf?

P.O.: Ma Pani kontakt z kolegami z zespołu?

M.K.: Nie.

P.O.: Rozstanie było naturalną konsekwencja zdarzeń losowych, czy było jednak bolesne?

M.K.: Raczej bolesne.

P.O.: Wzięła Pani udział w kampanii reklamowej rajstop marki Adrian. Pani udział w tym projekcie wzbudził spore zainteresowanie. Dlaczego się Pani na to zdecydowała – po to, by złamać kilka stereotypów dotyczących ludzi niepełnosprawnych, przełamać bariery w ludzkim myśleniu, czy zwyczajnie dla siebie, by znowu poczuć się atrakcyjną kobietą, która niczym nie różni się od tych zdrowych?

M.K.: Myślę, że ze wszystkich tych przyczyn po trosze. Poza tym szefowa firmy Adrian jest kobietą wielkiego serca. Znałyśmy się wcześniej na stopie prywatnej. Wiedziałam, że regularnie udziela się w akcjach charytatywnych i robi to bez rozgłosu, zwyczajnie z potrzeby serca. Jej propozycja bardzo mnie poruszyła. Wiedziałam, że nie zależy jej na odniesieniu sukcesu komercyjnego, tylko też próbuje przełamywać pewne bariery, robić coś dla innych, zupełnie bezinteresownie. Zaufałam jej. Obie byłyśmy bardzo zadowolone z efektów jakie przyniosła ta kampania. Nie poświęciłam zbyt wiele czasu na przemyślenie tej propozycji, właściwie od razu wiedziałam, że chcę wziąć udział w tym projekcie. Spodziewałam się, że dziewczyna na wózku inwalidzkim reklamująca rajstopy będzie dla społeczeństwa czymś w rodzaju ciekawostki, ale przeważająca ilość pozytywnych opinii utwierdziła mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam.

P.O.: Ma Pani poczucie, że poprzez udział w tej kampanii zrobiła Pani rzecz wielką dla wszystkich osób niepełnosprawnych?

M.K.: Tak. Dostaję wiele takich opinii od ludzi, nie tylko niepełnosprawnych. Zaraz po tym kiedy w całej Polsce zawisły bilbordy z moją osobą, otrzymałam lawinę listów i maili. Jeden list zapadł mi najbardziej w pamięć i poruszył mnie. Był od mężczyzny, który napisał mi, że oczywiście wie kim jestem, zna moją sytuację, ale jakoś nigdy specjalnie moja osoba go nie wzruszała, moja muzyka też raczej jest mu obca i nigdy nie był fanem mojej twórczości, ale kiedy zobaczył ten bilbord pomyślał, że jestem wielka. Cytuję jego słowa. Pogratulował mi odwagi. Napisał, że dzięki temu odkrył zupełnie nowy wymiar patrzenia na osoby niepełnosprawne. Zobaczył piękną kobietę. To, że siedzi na wózku nie ma żadnego znaczenia. Do tej pory słyszę głosy, głównie od kobiet, zarówno niepełnosprawnych jak i sprawnych, że ta kampania była dla nich symbolem siły, wiary w siebie, walki ze swoimi słabościami. Cieszę się, że to przyniosło taki efekt.

P.O.: Całkiem niedawno odbył się konkurs Miss Polonia, dla kobiet jeżdżących na wózku. Organizatorem była Fundacja „Jedyna Taka”, która wspiera kobiety niepełnosprawne. Myśli Pani, że tego typu inicjatywy są potrzebne?

M.K.: Myślę, że tak. Konkurs śledziłam, głosowałam przez Internet. Dziewczyny były przepiękne. Bardzo się ucieszyłam kiedy zobaczyłam tyle pięknych kobiet jeżdżących na wózku, odważnie manifestujących swą kobiecość. Poczułam, że jest nas więcej, że wszystkie walczymy o to samo. W grupie siła! Cieszę się, że konkurs był pokazywany w mediach, że nie został zlekceważony. To jest bardzo ważne. Ludzie potrzebują takich pozytywnych wzorców.

P.O.: Nagrodą w konkursie był skok spadochronowy. Chciałaby Pani kiedyś tego doświadczyć?

M.K.: Latanie to cudowna rzecz. Ja latałam szybowcem, już po wypadku. Zdecydowanie zapierające dech w piersiach przeżycie. To był prezent – niespodzianka od mojego przyjaciela. Spadochron jest chyba większym wyzwaniem. Myślę, że chciałabym coś takiego przeżyć, ale wiem, że mój mąż byłby przeciwny, ponieważ bałby się o mnie, więc ze względu na niego nie zrobiłabym tego. Ale jest to kusząca propozycja (śmiech).

P.O.: Wspomniała Pani o mężu. Nie jest tajemnicą, że dwa lata temu pobraliście się. Wiem, że znaliście się jeszcze przed wypadkiem. Co się musiało zdarzyć, że Wasza relacja przerodziła się w coś więcej?

M.K.: Musieliśmy dojrzeć, znaleźć się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Nie ma tu większej filozofii. Odnaleźliśmy się w drugim życiu i z przyjaźni zrodziła się miłość. Kiedyś pewna Pani dziennikarka zadała mi, bardzo niefortunne pytanie: jak to jest, że tyle normalnych kobiet nie może znaleźć sobie faceta, a ja mam takiego fajnego? Wydaje mi się, że takie pytanie może zadać tylko osoba, która nigdy w życiu nie poznała prawdziwej miłości. W miłości nie ma żadnych barier. Mój mąż znał mnie zanim się związaliśmy, widział jak żyję, że świetnie sobie radzę, a związek ze mną nie wiąże się z żadnymi wyrzeczeniami. Po prostu się zakochał. Zresztą, gdyby jego zapytać powiedziałby, że dla niego w stu procentach jestem atrakcyjną i piękną kobietą. Bardzo często mi o tym mówi, a ja mu wierzę. Proszę mi wierzyć, że przez całe swoje życie nie słyszałam tak wielu komplementów od mężczyzn, jak w tej chwili od swojego męża. Jedno jest pewne – takie związki są i jest ich bardzo dużo.

P.O.: Mówi Pani, że dla męża jest pani najpiękniejsza, a sama o sobie też Pani tak myśli?

M.K.: Teraz już tak, ale my kobiety zawsze zmagamy się z jakimiś kompleksami. Wiadomo, że nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej (śmiech). A tak poważnie, to ja staram się nie myśleć o moich kompleksach. Mam ich zdecydowanie mniej, niż wtedy kiedy byłam zupełnie sprawną osobą. Moje poczucie własnej wartości bardzo się podniosło dzięki mojemu mężowi, a to jak widzi mnie on, jest dla mnie najważniejsze.

P.O.: Można było Panią zobaczyć w roli reporterki DD TVN do spraw trudnych. Będzie kontynuacja cyklu reportaży Pani autorstwa?

M.K.: Tak. Prawdopodobnie ruszymy od września. Jest masa tematów, które warto poruszyć i o których warto rozmawiać. Czasami najważniejszą rzeczą w życiu jest nadzieja, a tego typu historie jakie przedstawiamy w naszych reportażach niosą tą nadzieję, dla tych którzy znaleźli się w trudnych życiowych sytuacjach. Głęboko w to wierzę. Ludzie mają niesamowite historie, które udowadniają, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Okazuje się, że życie nie jest tylko czarne lub białe.

P.O.: Dzisiaj jest Pani szczęśliwa i spełniona?

M.K.: Tak! Pewnie nigdy nie można powiedzieć, że jest się spełnionym, bo dopóki mamy życie przed sobą to powinniśmy być otwarci na różne wyzwania i zmiany. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jestem spokojna, a ten spokój jest dla mnie synonimem szczęścia. Czuję, że jestem w dobrym miejscu, za niczym już nie gonię. Jestem otwarta i gotowa na to, co przyniesie mi życie, ale beż ciśnień. Jest fajnie!

P.O.: Pani Moniko, życzę Pani wszystkiego co najlepsze, bo zasługuje Pani na to.

M.K.: Dziękuję! Wszyscy zasługujemy…

Rozmawiała Paulina Ostapiuk

A już w najbliższy poniedziałek, 2 września, pojawi się wywiad z Olgą Fijałkowską, która zdobyła tytuł I Miss Polski na wózku inwalidzkim. Zapraszamy!

Fot. interia.pl, kozaczek.pl, muzyka.onet.pl

ZOSTAW ODPOWIEDŹ