Marek Niedźwiecki

Mann, Niedźwiedzki i Andrus mogą zniknąć z Trójki

„Dobra zmiana” oznaczała dla krajowych rozgłośni radiowych falę zwolnień. Z radia odszedł między innymi Filip Chajzer, Tomasz Zimocha i Jerzy Owsiak. Teraz okazuje się, że z Trójki zniknąć mogą także uwielbiani przez słuchaczy Wojciech Mann, Marek Niedźwiedzki oraz Artur Andrus. 

Na dyscyplinarne zwolnienie szefów związku zawodowego: Marcina Majchrowskiego z Dwójki oraz Pawła Sołtysa i Wojciecha Dorosza z Trójki, zareagowali sami dziennikarze. Aż 170 osób podpisało się pod listem do prezeski Barbary Stanisławczyk.

– Oburza nas, że szefowie Związku Zawodowego Dziennikarzy i Pracowników Programu Trzeciego i Drugiego Polskiego Radia stracili pracę, wykonując swoje obowiązki jako przedstawiciele Związku Zawodowego. Nie godzimy się na to, by za takie działania wyciągano konsekwencje wobec ludzi, którzy nas reprezentują. Cała sytuacja w złym świetle stawia Polskie Radio. Domagamy się przywrócenia zwolnionych Kolegów do pracy i zaprzestania podobnych działań wobec pracowników i związkowców. Ponawiamy naszą deklarację chęci rozmów oraz – pozostające ciągle bez odpowiedzi ze strony władz spółki – wezwanie do mediacji. Jesteśmy przekonani, że narastający kryzys, który wykracza już poza Polskie Radio, można zażegnać tylko poprzez dialog – napisano w liście, który do Stanisławczyk zanieśli Wojciech Mann, Marek Niedźwiedzki oraz Artur Andrus.

Dziennikarzom nie tylko nie udało się cofnąć wcześniejszych zwolnień, ale podczas negocjacji wytknięto im ich własne „braki”. Jak czytamy w „Gazecie Wyborczej” Stanisławczyk powiedziała Mannowi, że ma braki warsztatowe i zasugerowała, że zbyt długo pracuje w Trójce. Szefowa przypomniała podwładnym wypowiedzi, w których wyrazili swoje niezadowolenia ze zmian w Polskim Radiu.

– Nigdy nie było tak źle na Myśliwieckiej. Jak grać, co mówić, co robić? Sam muszę się z tym wszystkim mierzyć – napisał na swoim blogu Niedźwiecki, co Stanisławczyk postanowiła mu wytknąć.

– Jest atmosfera przygnębienia i zastraszenia. Robię nadal swoje audycje najlepiej, jak potrafię, bo cały czas mam, i to nie jest próba stworzenia sobie alibi, pewne poczucie odpowiedzialności wobec słuchaczy. Mam z nimi kontakt parę razy w tygodniu i ciągle słyszę: niech pan nie odchodzi, bo skończy się jeszcze jedna rzecz, którą lubimy w Trójce. Stosunkowo mało otrzymuję listów, żebym się wypisał z tego radia. A w związku z tym, że nie jestem już podlotkiem, to przeżyłem różne okresy, systemy polityczne i wiem, że dobrze jest być ze słuchaczami. Oczywiście nie za wszelką cenę. Nie wiem, co może się jeszcze wydarzyć, ale specjalnie nie kryję się ze swoją krytyką zmian, które następują w Polsce – mówił natomiast w Koduj24 Wojciech Mann, co również nie umknęło uwadze szefowej.

– Oczywiście inaczej się czuje ktoś taki jak ja, kto ma za sobą ileś lat pracy, jakiś dorobek i nie jest całkowicie zależny od honorarium Trójki, a inaczej osoba, która ma kredyty, rodzinę i konieczność przyniesienia miesięcznego honorarium. No to ci ludzie zwyczajnie się boją i myślę, że po prostu każdego dnia budzą się z lekkim strachem. To jest bardzo nieprzyjemne, ta stęchlizna w powietrzu – skomentował na łamach „Gazety Wyborczej” Mann.

Po ujawnieniu treści rozmów z prezeską Polskiego Radia, dalsze losy trzech dziennikarzy z Trójki stoją pod znakiem zapytania.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ