Influencerzy sępiący na… wszystkim!

No cóż – takie czasy. „Gwiazda” może zostać każdy. A raczej samozwańcza gwiazda Internetu. I to, jak sami przeczytacie, nie jest dobre.

W Los Angeles jest lodziarnia, która każe podwójnie zapłacić Influencerom, którzy próbują „wysępić” darmowe lody, oczywiście w zamian za Instagramowa wzmiankę. Ta lodziarnia to CVT Soft Serve. Niedawno na ich Facebooku – „CVT z Los Angeles”, pojawił się post o tytule:”Influencerzy płacą podwójnie”. To nowa polityka firmy, i nietypowy komunikat, a raczej metoda na wysyp pseudo „Influencerów”. Którzy wyłudzają darmowe produkty. Jak się okazuje, w Polsce jest podobnie. A przekonał się o tym jeden z restauratorów, w Sopocie.

Influencerów jest coraz więcej, tych pseudo przede wszystkim. Odbija się to na coraz większej niechęci do nich. Dlaczego? Kiedyś to wszystko robiło „wow”, dzisiaj? Już nie chce nam się oglądać profilów, z czego znaczna większość to słupy reklamowe. Fakt, opinie są przydatne. Ale te prawdziwe, i subiektywne. Nie sponsorowane. Gdzie Influencer po prostu musi powiedzieć, że coś jest „super, extra”. A w znaczącej większości tak właśnie powiedzieć musi. Nie po to przewijamy reklamy na YouTube, by potem nieustannie oglądać je na Instagramie. Sama przez to przestałam obserwować kilka profili.

Osoby, które maja mniejsze zasięgi – 5-10 tysięcy, na siłę próbują być Influencerami. Pchając się, gdzie się tylko da, i jak tylko się da. Po co? By dostać, a raczej wyżebrać, cokolwiek za darmo. Mentalność Polaków, czy nowego pokolenia Influencerów? Które, gdy słyszy słowo „za darmo” – wariuje. Niektórzy, a w szczególności właściciele marek i biznesów mają serdecznie dosyć narzucających się gwiazd Internetu.

„Naprawdę nie obchodzi nas, ilu masz obserwatorów. Nie damy ci lodów w zamian za wpis na Facebooku czy oznaczenie nas na Instagramie. Cena naszych lodów to zaledwie 4 dolary… No cóż, dla ciebie cena teraz wynosi 8 dolarów” . Można było przeczytać na stronie CVT. Wówczas współzałożyciel lodziarni – Joe Nicchi stwierdził w „Newsweeku”:

„Los Angeles pełne tak zwanych „wpływowych” osób, których zasięgi w rzeczywistości są fałszywe. Ich followersi to bardzo często boty”.

Nowa polityka firmy CTV, przyjęła się z pozytywnym odbiorem i entuzjazmem.

Czy w Polsce jest podobnie?

Okazuje się, że tak. Tutaj bohaterem był Gaweł Czajka, właściciel restauracji Cały Gaweł, w Sopocie. Opublikował on ostatnio screeny wiadomości, które dostał, w związku z Open’erem, który nadchodził wielkimi krokami. Okazało się, że Influencerzy tam, dosłownie żebraja, o darmowego drinka, lub posiłek. W zamian za pokazanie danej marki, w pozytywnym świetle, w swojej relacji lub na wallu.

„Hej. Mam sporą liczbę fanów na Instagramie. Wpadam do Sopotu na Open’era z chłopakiem i chciałabym w Waszym świetnym miejscu zjeść śniadanie i pić do woli Aperol Spritz”. Napisała jedna z uczestniczek Openera. Ha-ha-ha. Chciałoby się skomentować. W takim razie równie dobrze ja mogę napisać do którejkolwiek restauracji nad morzem, bo akurat się wybieram. Po to by pić do oporu, za free. Jak zareagował właściciel restauracji?

„Hej. Jaki macie spust, w sensie ile możecie wypić Aperol Spritz i ile jesteście w stanie wrzucić „InstaStories”? Oczywiście żartuję. Bawcie się dobrze podczas wyjazdu i próbujcie szczęścia w innych miejscach”. To akurat było zabawne!

Jaki jest problem? Ogromny. Tak jak już wspominałam wcześniej – Influencerzy powinny być osobami, które na swoich profilach, personalnie podchodzą do tego, co polecają swoim obserwującym. Polecanie czegoś z czym faktycznie się zgadzamy i utożsamiamy. W innym wypadku byłoby to nieuczciwe wobec swoich obserwujących. Którzy zresztą w łatwy sposób mogą wyczuć fałsz, i po prostu uciec. To przede wszystkim nieuczciwość wobec siebie samego. Oraz zwykła chęć oszczędzenia na tym, za co „zwykli ludzie” musza płacić.

W związku z czym dzisiaj faktycznie należy uważać na tego typu polecenia. Oczywiście zdarzają się osoby rzetelne, w tym zawodzie. Natomiast polecam ostrożne dobieranie swoich top Influencerów. 

Co za świat.

 

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ