Fotografia daje mi spokój…

Znana poza granicami naszego kraju, w Polsce doceniona dopiero po tym, jak jej zdjęcie ukazało się w prestiżowym albumie Toma Anga, dokumentującym 200 lat historii fotografii. Zapytaliśmy Klaudię Cechini, czy znalezienie się w towarzystwie pięćdziesięciu najwybitniejszych fotografów wszech czasów było dla niej zaskoczeniem, skąd w niej tyle pasji do fotografii i o co chodzi z tymi emocjami.

Fot: Klaudia Cechini

Lidia Pustelnik: Nie zawsze zajmowałaś się fotografią, wcześniej była jeszcze architektura. Opowiedz więc o początkach twojej pasji do fotografii.

Klaudia Cechini: Tak, studiowałam architekturę, miałam też styczność z tym kierunkiem pod kątem zawodowym. Teraz, po długiej przerwie wróciłam na uczelnię, na II stopień studiów. Jednak w pewnym momencie mojego życia odcięłam się od świata i ludzi. Wtedy jedynym sposobem mówienia i kontaktowania się ze światem zewnętrznym stało się dla mnie robienie zdjęć. I pokazywanie ich. To był początek pasji.

Był więc jakiś punkt zwrotny.

Pierwszym zdjęciem, jakie zrobiłam i dzięki któremu zobaczyłam, że właśnie przez fotografię mogę „mówić”, było to zrobione w szpitalu starszej kobiecie, która została przywieziona z domu opieki i z którą leżałam razem na sali. Całymi dniami nic nie mówiła, tylko piła herbatę i patrzyła w okno. Jej widok był dla mnie strasznie przygnębiający, ale nie potrafiłam wyrazić smutku, który we mnie wywołał. Zrobiłam więc jej jedno zdjęcie, coś przy nim poprzestawiałam, zrobiłam drugie, nałożyłam je na siebie, aż wyszedł z tego obraz tych emocji, które miałam w środku. I wtedy zobaczyłam, że to jest sposób, w jaki mogę przemawiać.

W ostatnim czasie twoje zdjęcie ukazało się w albumie Toma Anga, razem ze zdjęciami pięćdziesięciu najwybitniejszych fotografów na świecie, takich jak Henri Cartier-Bresson, Man Ray, Richard Avedon i wielu, wielu innych. Jaka była twoja pierwsza reakcja na wiadomość o tym, że dołączysz do tak znakomitego grona? Byłaś zaskoczona?

Nie spodziewałam się tego, szczerze mówiąc nawet nie wiedziałam, że taki album powstanie. Kiedy dostałam wiadomość od wydawcy, przeczytałam ją kilka razy i sprawdziłam, kim jest Tom Ang. Potem od razu odpisałam, że oczywiście się zgadzam. Dostałam naprawdę bardzo miłą wiadomość od wydawców. Byłam więc bardzo zaskoczona, ale też  bardzo radosna.

Dlaczego wybrano właśnie ciebie?

W przeszłości już wielokrotnie byłam wyróżniana za granicą. Byłam w pierwszej dziesiątce najlepszych ifonografów na świecie. Moje zdjęcia nieraz były zdjęciami dnia na różnych portalach. Pojawiały się kilka razy na wystawach. Więc gdzieś tam poza granicami kraju byłam już dla niektórych widoczna. Mój teraz bardzo dobry znajomy, Baron Wolman, który współtworzył w Stanach gazetę „Rolling Stone”, zobaczył mnie na jakiejś wystawie, skontaktował się ze mną, przyleciał do Polski, i w tym momencie jesteśmy w trakcie przygotowywania mojego albumu, który zostanie wydany właśnie w Stanach. Poza krajem jestem więc rozpoznawana i nagradzana czy wyróżniana.

Opowiedz o zdjęciu, które wybrano do albumu Toma Anga. Jest to selfie z kolorowymi promykami słońca…

Przeze mnie przemawiają przede wszystkim emocje. Bardzo często nie potrafię werbalnie wytłumaczyć, o co mi chodzi, ale potrafię pokazać to innym za pomocą zdjęcia – wtedy uspokajam się. Tamto zdjęcie było dla mnie bardzo, bardzo ważne, przypada na okres, w którym wydarzyło się w moim życiu coś bardzo nieprzyjemnego, z czym zostałam sama. Było wokół mnie zbyt ciemno i mrocznie, a ta fotografia wyraża kolory, których dokoła mnie brakowało i które były mi potrzebne. Nie chcę tłumaczyć tego zdjęcia, bo kiedy na nie patrzę, to przede wszystkim widzę emocje. Kolory miały mi przywrócić radość w życiu.

Na zdjęciu, które wybrano, a także na wielu innych twoich fotografiach, właściwie nie widać twarzy, za to wyeksponowane jest ciało. Bardzo wiele jest też w twoich pracach nagości.

Ponieważ ja kocham ludzkie ciało, uważam, że jest najlepszym przekaźnikiem tego, co ktoś chce powiedzieć. Wyraża całą dramaturgię. Ciężki okres w moim życiu, który trwał kilka lat, odznaczył się też na nim, co często ukazuję na przykład przez widoczne kości. Tym bardziej chciałam pokazywać ciałem, co się dzieje wewnątrz mnie, nie mówiąc tego na głos. Zakrywam twarz, bo twarz pokazałaby smutek.

Bardzo ważne było nie tylko robienie, ale i pokazywanie zdjęć. To tak, jakbym wypowiadała swoje smutki, problemy, taki rodzaj terapii. Teraz, kiedy wracam do zdjęć z tego ciężkiego okresu, to tak, jakbym wracała do pamiętnika, który jest o tyle fajny, że nie chowałam go do szuflady. Odczytuję te same emocje i widzę, co się wtedy ze mną działo. Niestety zdarzało się, że osoby oglądające moje zdjęcia, nie dostrzegały, że chodzi o coś więcej niż o nagość. Musiałam zlikwidować swojego osobistego facebooka, ponieważ dostawałam różne dwuznaczne wiadomości.

A jednak pomimo powracającej nagości, twoje zdjęcia są całkowicie pozbawione erotyzmu.

Dokładnie tak. Mnie po prostu najłatwiej wypowiedzieć się poprzez ciało. Twarz musi być zakryta, ponieważ mogłaby zdradzić zbyt wiele. Ciało „mówi” lepiej.

Fot: Klaudia Cechini

Większość twoich zdjęć jest mocnych, nawet mrocznych, wyzywających. To wiele mówi o emocjach, które chciałaś przekazać innym.

Nie chciałam ich przekazywać, tylko z siebie wyrzucić. Na początku, mówiąc brzydko, po prostu wrzucałam te zdjęcia do sieci. Z czasem pewna grupka osób zaczęła mnie śledzić i widzieć w nich coś więcej. To było dla mnie jak katharsis, oczyszczenie, i to było super. Zaczęłam zajmować się zdjęciami przypadkowo, a wyszło z tego coś fajnego i dziś wiem, że chcę to robić dalej.

Dziś, kiedy robisz zdjęcia, to też są to przede wszystkim selfie?

Dziś mam już za sobą ten ciemny okres i chciałabym robić zdjęcia innym ludziom, z tym, że pokazując ich ze swojej własnej perspektywy. Robię też coraz więcej zdjęć aparatem, ponieważ daje on mimo wszystko o wiele większe możliwości. Istotne zaczynają być też dla mnie możliwości związane z większym formatem druku, również na potrzeby wystaw. Poza tym chciałabym zająć się fotografowaniem mody. Myślę, że dobrze odnalazłabym się w portretowaniu ludzi, ale z mojego własnego punktu widzenia, trochę mrocznego,  który zawsze zostanie gdzieś tam w środku mnie.

Będąc sama dla siebie modelką, masz ułatwione zadanie – zagrasz ciałem dokładnie tak, jak chcesz. Tylko nie do końca wiem, czy jest to gra czy rzeczywistość. Kiedy oglądałam niektóre Twoje zdjęcia, miałam wrażenie, jakbym oglądała dokumentację z twojego codziennego życia, z drugiej strony na innych pojawiasz się w nienaturalnych pozycjach. Na czym więc zależy ci bardziej – na prawdzie czy na sztuce?

Robiąc zdjęcia, nigdy się nad czymś takim nie zastanawiałam. Na przykład przychodziła chwila, w której odczuwałam jakąś dziwną, nawet nienaturalną pewność siebie – wtedy chciałam ją uwiecznić na zdjęciu po to, żeby później pamiętać, że jest coś takiego, jak moja własna pewność siebie. Pojawiały się wtedy różne pozy, na przykład wyniosłe, sztuczne, modowe, które w pewnym sensie odzwierciedlały moje wychodzenie z ciemnych momentów w życiu, mówiły mi, że dałam radę. Ktoś kiedyś powiedział, że moje zdjęcia to są takie posągi samej mnie. Tworzyłam takie posągi, żeby wracać do nich w ciężkich chwilach i pamiętać, że skoro wtedy się podniosłam, podniosę się jeszcze raz. Więc nigdy nie zastanawiałam się, czy zdjęcie ma być naturalne czy artystyczne. Jeszcze raz powtórzę, o wszystkim decydowały emocje.

Czy to oznacza, że fotografując stawiasz na spontaniczność i nie masz w głowie gotowego planu działania ani wizji tego, jak będzie wyglądać efekt końcowy?

Kiedy była emocja, chciałam szybko zrobić zdjęcie. Z tym, że zdjęcie zaczynałam robić dopiero po jakimś czasie, kiedy ustawiłam sobie statyw. W moim przypadku to były pudełka po butach, które trzeba było ułożyć na odpowieniej wysokości. Nie miałam też profesjonalnych lamp, więc musiało mi wystarczyć duże przeszklenie, które mam w mieszkaniu. Musiałam wybrać, w którym miejscu przy tym przeszkleniu ustawić mój pseudo-statyw, w taki sposób, żeby być oświetloną tak, jak chciałam. Teoretycznie emocje szybko podpowiadały mi, czego chcę, ale przygotowanie do zrobienia zdjęcia trwało nawet godzinę czy dwie. Czasami to przeciągało się tak bardzo, że słońce już zachodziło i na zrobienie zdjęcia pozostawała mi dosłownie tylko chwila. Potem dochodziło do tego wybieranie kilku najlepszych spośród całej serii, nieraz tysiąca zdjęć, obrabianie ich i na końcu zastanawianie się, które pokazać. Zdarzało się, że to wszystko trwało tak długo, że zanim zdążyłam ukończyć zdjęcie, moment po prostu przeminął i nie czułam już tego, co na początku.

Kto uczył cię fotografować? A może wszystkiego nauczyłaś się sama?

Nikt mnie nie uczył. Na początku, kiedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moje zdjęcia zostaną tak dobrze odebrane, to często słyszałam, że są fajne. A ja po prostu odkryłam urządzenie, za pomocą którego mogę wyrażać siebie. Potem już tylko poszukiwałam na to nowych sposobów. Nie szukałam pomocy fotografów.

A więc inspiracja pochodzi z wewnątrz i nie odwołujesz się do wielkich nazwisk fotografii? Pytam o to, ponieważ często traktuje się selfie jako nowinkę ostatnich lat i mało kto pamięta, że towarzyszy artystom właściwie od początku historii fotografii – robił je już Felix Nadar, Andy Warhol, Diane Arbus, Vivian Maier czy Cindy Sherman. Czy szukałaś natchnienia patrząc na ich zdjęcia?

Nie, nic z tych rzeczy. W tamtym okresie najważniejsze było dla mnie to, co ja czuję. Ja nie szukam inspiracji. Fotografia mi wtedy przynosiła – i nadal przynosi – ulgę, spokój ducha, który jest dla mnie bardzo ważny, a często jest przez wiele rzeczy zaburzany. Nigdy nie chciałam niczego kopiować od innych ani upodabniać się do kogoś. Gdy obrabiam zdjęcia dochodzę do momentu uspokojenia i wtedy wiem – OK, to zdjęcie jest już gotowe, mogę je pokazać.

Fot: Klaudia Cechini

Czy możesz zdradzić coś więcej na temat albumu z twoimi zdjęciami, który jest przygotowywany?

Jeszcze nie wiem, kiedy on powstanie. Tak jak mówiłam, planowane jest wydanie tego albumu w Stanach przez Barona Wolmana, ale przedsięwzięcie zostało chwilowo zawieszone z powodu jego choroby. Planuje jednak przylot do Polski i wtedy będziemy razem składać album. Prace trwają, zdjęcia już zostały wybrane. Zastanawiamy się, w jaki sposób je pokazać, czy na zasadzie „hashtagowej”, czy emocjonalnej, czy je jakoś tłumaczyć… Jest jeszcze wiele pytań, przed nami jeszcze dużo pracy.

Doczekamy się wystawy twoich zdjęć w Polsce?

Wielokrotnie proponowano mi wystawy, tylko że nie odpowiadało mi miejsce. Po prostu nie wyobrażam sobie, żeby moje zdjęcia były pokazywane gdzieś w restauracji czy w klubie. Tam, gdzie ludzie jedzą i piją, mają wisieć moje zdjęcia, na których się „wywnętrzniam”? Pokazuję swoje emocje, a tu ktoś je kotleta – nie wyobrażam sobie tego, a dotąd dostawałam tylko takie propozycje. Szczerze mówiąc, za granicą chętnie wystawiano i wyświetlano moje prace na różnych eventach. Dobrze byłoby to zrobić w Polsce, to byłoby fajne i przyjemne.

Czekam więc na wystawę w Polsce, jeszcze raz serdecznie gratuluję sukcesu i dziękuję za wywiad.

Ja też bardzo dziękuję.



ZOSTAW ODPOWIEDŹ