Biegać – zawsze i wszędzie

Wszyscy doskonale znamy obietnicę „od jutra”. Niestety wiemy też, jak to bywa z jej spełnieniem. Zacznę biegać od jutra, od poniedziałku, od nowego miesiąca… Mój rozmówca przełamał stereotyp. Rozpoczął bieganie bez zbędnego analizowania, „tu i teraz”, i to na zawsze odmieniło jego życie. O motywacji, wewnętrznej sile, wytrwałości i odnalezieniu celu niezbędnego do pokonania własnych słabości rozmawiałam z amatorskim biegaczem Hubertem Kred.

hubert tekst 1  life4style.jpg

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z bieganiem?

Przygodę z bieganiem zapoczątkowała moja walka z nadwagą. Ważyłem aż 103 kg. Ogólnie, od małego trenowałem piłkę nożną, aż do 21 roku życia, kiedy przytrafiła mi się poważna kontuzja. Przestałem cokolwiek trenować, przyjechałem z Libii do Polski i wtedy zmienił się mój tryb życia. Imprezowałem pięć dni w tygodniu, jadłem niezdrową żywność i wypiłem „morze” alkoholu. Półtorej roku wystarczyło, żeby przytyć z 75 do 103 kg.

A dlaczego zdecydowałeś się na bieganie, a nie np. sporty walki czy jazdę na rowerze?

Wszystkie inne sporty wymagają chociażby niewielkiego wkładu finansowego. Jedyny sport, w który nie trzeba inwestować to bieganie, bo biegać można zawsze i wszędzie. Nawet jeżeli nie masz obuwia, możesz biegać na bosaka po tartanie lub trawie. Nie ma żadnej wymówki.

Na początku było Ci ciężko? Bo wiesz jak to jest: zaczynamy z pełną motywacją, a z dnia na dzień zapał gaśnie…

Oj, było… Pierwszy mój bieg przy mojej wadze 103 kg, w tenisówkach oczywiście, to dystans 3,5 km. Później nie byłem w stanie wejść po schodach do mieszkania na drugie piętro. Jednak mimo wszystko następnego dnia wstałem i znowu poszedłem biegać. Oczywiście były słabsze dni, ale ja mam taki charakter, że jak zaczynam coś robić to nie potrafię tego robić ot tak, na „pitu pitu”, tylko jak coś postanawiam to robię na 100%. Jak coś zaczynam to zawsze kończę. Nie zwracam też uwagi na pogodę. Deszcz, zima, 30 stopni na minusie, chlapa – nic mi nie przeszkodzi. Jeśli mam zaplanowany trening – wychodzę i biegam. Trzeba mieć postanowienie. Jeśli trenujemy, to trenujemy, a jeśli się bawimy, no to się bawimy…

Twój sekret wytrzymałości tkwi więc w Twoim silnym charakterze. Ale co zrobić, gdy ktoś takiego charakteru nie ma? Jak wytrwać w postanowieniu?

Myślę, że każdy znajdzie powód, dla którego będzie chciał biegać i chudnąć. Jeżeli ktoś obierze sobie cel – zrzucenie kilku kilogramów, to nie ma takiego rozwiązania, które wykona robotę za niego. Nie ma tak, że pstryknę palcem i już jestem chudy. Nawet samą dietą człowiek nie wiele zdziała. Owszem, ciało schudnie, ale nie nabierze odpowiednich kształtów, m.in. skóra będzie obwisła. A przy uprawianiu sportu i dobrze dobranej diecie, albo po prostu racjonalnym odżywianiu się, można osiągnąć naprawdę zadowalające efekty.

Jaki jest Twój dotychczasowy największy sukces związany z bieganiem?

Największy, ale jednocześnie najgłupszy w życiu – pierwsze przebiegnięcie maratonu.

Ile czasu minęło od chwili, gdy zacząłeś biegać do momentu startu w maratonie?

Zacząłem biegać w marcu, a już we wrześniu pobiegłem pierwszy maraton.

To tylko pół roku przygotowań. Jak wspominasz ten wyścig?

Koszmarnie! Ja wtedy w ogóle się nie przygotowywałem, tylko po prostu biegałem dla zabawy, dla siebie i po to, aby schudnąć. Założyłem się z kimś, że pobiegnę w maratonie, a jak się zakładam to muszę dotrzymać słowa. Po 21 kilometrze zastanawiałem się, co ja w ogóle robię, gdzie jestem i czemu ten dystans nie chce się skończyć. Dodatkowo na 30 kilometrze miałem mały wypadek. Zerwała się taśma chroniąca trasę. Był lekki wiatr. Wszyscy zawodnicy zbiegli na bok, a ja niefortunnie stanąłem na krawężnik chodnika i upadłem. Jak wstałem, byłem totalnie wybity z rytmu, miałem obite kolano i bark. Pamiętam jak dobiegłem, a raczej doszedłem, wtedy do „palmy” (Rondo De Gaulle – red.) i spotkałem tam starszego pana. Spojrzał na mnie i spytał „Co jest synku?”. Powiedziałem mu, że nie wiem, czy chce mi się kończyć ten pierwszy maraton. Wtedy on powiedział: „Wiesz, że nawet gdybyś szedł w kierunku mety w tym tempie, co teraz to i tak złamiesz te cztery godziny?”. I tyle mi wystarczyło. Uzyskałem czas 3h 45min. Do tej pory jak widzę tego pana to czuję ogromną wdzięczność, bo dzięki niemu ukończyłem ten maraton.

Ile maratonów udało Ci się ukończyć do tej pory?

Tylko dwa. Uważam, że maraton to dystans, który strasznie wyniszcza organizm i nie każdy powinien startować w takim wyścigu z dużą częstotliwością. Drugi mój maraton też był dla mnie wyczerpujący i do tej pory mam po nim kontuzję.

Wyrzeźbiłeś super sylwetkę, przebiegłeś maraton. Czy jest coś do czego dążysz teraz? Masz jakiś cel? Może ultramaraton (dystans 100 km – red.)?

Na początek powiem Ci, że do mojej wymarzonej sylwetki jeszcze dużo mi brakuje. A jednym z moich celów biegowych jest przebiegnięcie ultaramartonu, ale bez zatrzymywania się. Są zawodnicy, którzy biegną ten dystans systemem 20km biegu, 20 minut odpoczynku i tak na zmianę, ale oni w ogóle mnie nie motywują.

Uważasz, że wyrzeźbienie idealnej dla Ciebie sylwetki zależy od zachowania odpowiednich proporcji pomiędzy dobrze dobraną dietą, treningami i regeneracją?

Tak. Szczególnie regeneracja jest ważna, sam już tego doświadczyłem. Kiedyś w ogóle nie odpoczywałem, ale teraz zawsze jeden dzień w tygodniu poświęcam na regenerację. Nie stosuję jednak żadnej diety cud. Odstawiłem to, co niezdrowe – cukier, sól, fast foody i napoje gazowane, a białe pieczywo, makarony i ryż zamieniłam na ciemne. W moim przypadku dieta będzie potrzebna, gdy zechcę wyrzeźbić brzuch, bo bez odpowiednio dopasowanego jadłospisu nie ma takiej możliwości. Mogę to każdemu obiecać. Wszystko, co jemy odkłada nam się niestety właśnie w tych miejscach. Jeśli chodzi o nogi i resztę ciała to tylko kwestia trzymania się diety i treningów.

Twój Fan Page na FB na bardzo wielu fanów. Jak myślisz, skąd taka popularność?

Powiem szczerze, że nie mam pojęcia. Przed założeniem Fan Page’a miałem wielu znajomych, jednak duża część z nich nie akceptowała moich codziennych wpisów dotyczących biegania. Niektórzy to lubili, ale innych to wkurzało. Któregoś dnia postanowiłem, że założę sobie „dziennik”. Ogólnie lubię mieć wszystko w jednym miejscu, lubię cyfry i porównywanie wyników. Jeden czas do drugiego, miesiąc do miesiąca i rok do roku. Chcę widzieć, w jakim to wszystko idzie kierunku. Nie ukrywam też niczego przed ludźmi. Wiele osób pyta, jak ja trenuję. A to, co umieszczam na Fan Page’u to jest właśnie to, co robię naprawdę. Nic innego i nic więcej. Możesz wziąć przykład albo nie. Gdy robię coś głupiego np. trenuję z kontuzją, wtedy od razu mówię, że to jest niemądre i tak się robić nie powinno. Ale ja taki właśnie jestem. Nie będę podopasowywał się „pod rynek”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ