Kreatywność przychodzi z czasem
Twórczy kryzys dotyka niemal każdego artystę. W przypadku muzyków, nierzadko następuje już po wydaniu pierwszej płyty. Po wróżącym wieczną chwałę debiucie nie następuje nic godnego uwagi. By nie utknąć w martwym punkcie z łatką „gwiazdki jednego sezonu” wiele piosenkarek przechodzi przemianę o 180 stopni.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam Lady Gagę uznałam, że muzyka komercyjna ostatecznie sięgnęła dna. Półnaga dziewczyna w blond peruce wijąca się w seksualnych pozach i śpiewające za nią syntezatory. Do tego nic nie wnoszący tekst i kompletny brak oryginalności. Nastoletnia Katy Perry, niedojrzała gwiazdka której ktoś z nosem do interesów napisał gładki, na siłę kontrowersyjny numer, do tego niemiłosiernie fałszująca podczas występów na żywo. Rihanna, lansowana początkowo na orientalną wersję „dziewczyny z sąsiedztwa”, zamknięta w tanecznym i wakacyjnym klimacie r&b i drażniąco ugrzeczniona Miley Cyrus, której jedyną zasługą zdawało się być posiadanie sławnego ojca.
Na jakiś czas postanowiłam zakopać się w muzycznym klimacie sprzed kilkudziesięciu lat, bez telewizora i ze słuchawkami na uszach podczas zakupów w galeriach handlowych. Bo właściwie kto powiedział, że popkultury nie da się uniknąć? Sprawdziłam – da się. Można jednak przegapić więcej, niż by się chciało. Ocknęłam się w samą porę. Gaga wydała drugą płytę i z plastikowej, upiększanej na siłę gwiazdki przemieniła się w prawdziwą ikonę. Nadal była produktem, ale produktem własnej kreatywności i nieposkromionej wyobraźni, w dodatku – ku mojemu zaskoczeniu – z naprawdę dobrym głosem, z własną wizją świata i poglądami przemycanymi przy okazji kolejnych utworów. Choć Katy Perry nie gloryfikuję w podobny sposób to przyznam, że jej przemiana należy do pozytywnie zaskakujących. Poprawiło się wszystko – od muzyki, po teksty, wizerunek i wokal. Katy nie tylko dojrzała (czego wymaga dorastająca publiczność), ale udowodniła, że potrafi stworzyć spójny wizerunek i przekazać więcej, niż wyznania o całowaniu koleżanek. Rihanna raz na zawsze rozprawiła się z porównaniami do Beyonce, odrzucając „porządny” i powtarzalny wizerunek na rzecz mocnych kompozycji i łączących sztukę z komercją, zaskakujących teledysków. Kwestia przemiany Miley jest dosyć kontrowersyjna, jednak nawet przeciwnik wulgarnych zachowań i publicznego zachwalania marihuany musi przyznać, że w porównaniu do dojrzałego artystycznie „Wrecking Ball” wcześniejsze utwory gwiazdy wypadają żałośnie blado. Podczas gdy wiele gwiazd staje w miejscu, lub, co gorsza, cofa się (Avril, dlaczego?), one udowadniają, że zmiana nie oznacza braku konsekwencji, a chęć samodoskonalenia i nieustannego rozwoju.
Patrycja Wieczorkiewicz