Kulisy „Bitwy o Dom” – Natalia Nguyen
Studiowała architekturę na Politechnice Warszawskiej i w Stanach Zjednoczonych, ale jak sama twierdzi to sztuka, której człowiek uczy się całe życie. Na pierwszym miejscy zawsze stawia piękno, dopiero później funkcjonalność. Do tej pory to ona urządzała mieszkania, teraz ocenia jak to robią inni. W tym tygodniu kulisy programu „Bitwa o dom” zdradza Natalia Nguyen.
Paulina Ostapiuk: Pani Natalio, na planie którego z programów – „Pan i Pani House”, czy „Bitwa o Dom” czuje się Pani lepiej, w kontekście zawodu który Pani wykonuje?
Natalia Nguyen: W programie „Pan i Pani House” byłam w swoim żywiole, bo tam wraz z Tomkiem Roy-Szabelweskim to my urządzaliśmy mieszkania. A to jest mój wyuczony zawód. Jestem architektem i moja praca polega na projektowaniu i urządzeniu wnętrza zgodnie z oczekiwaniami klienta. W programie oprócz tego, że miałam okazję sprawdzić się w roli architekta dodatkowym czynnikiem, dzięki któremu ta praca była jeszcze przyjemniejsza była radość uczestników, którzy dostawali remont w prezencie. To było bardzo miłe, bo dzięki temu wiedzieliśmy, że praca którą włożyliśmy w urządzenie każdego mieszkania, dla tych ludzi jest czymś więcej niż tylko nową szafką, czy płytkami w łazience. W „Bitwie o Dom” niestety co tydzień jedna rodzina odpada z programu, ponieważ się nie sprawdziła. Stawka jest bardzo wysoko, ale wygrany jest tylko jeden. To dla nas, jako jurorów jest przykre. Najchętniej obdarowałabym wszystkich mieszkaniami, niestety nie jest to możliwe. Ta praca jest o tyle niewdzięczna, że musimy oceniać projekty uczestników i odrzucać tych, którzy w naszym odczuciu nie poradzili sobie.
P.O.: A jest to pewnie jeszcze trudniejsze, gdy za rodziną która odpada stoi jakiś życiowy dramat. Świadomość, że to mieszkanie mogłoby odmienić ich życie musi być straszna…
N.N.: Tak, nie jest to łatwe. Na to jakie jest wnętrze domu lub mieszkania, w którym żyjemy składa się przede wszystkim to jakimi jesteśmy ludźmi. Nasze życiowe doświadczenia odgrywają kluczową rolę w organizowaniu sobie przestrzeni, w której na co dzień funkcjonujemy. Dlatego czasami ludziom z bagażem życiowym bardzo trudno jest stworzyć fajną, beztroską i bezpieczną przestrzeń. Ale mieliśmy przypadki rodzin z małych miejscowości, którzy nigdy w życiu nie mieli do czynienia z profesjonalnym designem ani z dużymi nakładami finansowymi, a potrafili urządzić swoje mieszkanie z polotem i fantazją, w dodatku bardzo małym kosztem. I tego ja szukam w ludziach. Kreatywności i chęci do działania. Wiem, że dla rodzin które odpadają często oznacza to koniec marzeń o własnym „kącie”, ale rolą jurorów jest wybranie między lepszym a gorszym. Staramy się to robić najrzetelniej jak tylko umiemy, zgodnie z własnym sumieniem.
P.O.: Co Pani najbardziej zaimponowało w uczestnikach?
N.N.: Kreatywność i odwaga. W tej edycji mamy kilka takich rodzin, które mają swoją wizję wymarzonego mieszkania, mnóstwo energii i zaangażowania, i nie boją się eksperymentować. Robią swoje i nie obchodzi ich co my o tym myślimy. Bardzo mi się to podoba, bo myślę, że w życiu ważne jest, by mieć odwagę i siłę, by wyciągać rękę po marzenia. Nikt za nas tego nie zrobi.
P.O.: A co Panią zaskoczyło?
N.N.: Może nie zaskoczyło, bo tak naprawdę spodziewałam się tego, tylko miałam nadzieję, że uczestnicy nie będą urządzać swoich mieszkań „bezpiecznie” i „zachowawczo”. Mam na myśli brązowo- kremową kolorystykę, której mam już przesyt. Niektórzy próbowali projektować mieszkania tak, by każdy kto się w nim znajdzie mógł czuć się dobrze. W efekcie w mojej ocenie takie mieszkanie jest bezpłciowe, bez charakteru. Przechodzę obok takich wnętrz zupełnie obojętnie, nie zostają w mojej pamięci na dłużej. Wolałabym, żeby coś mnie zaskoczyło, zszokowało wręcz. Wtedy wiem, że mam do czynienia z ludźmi interesującymi, którzy z pewnością mają coś ciekawego do zaoferowania.
P.O.: Jesteście trójką bardzo różniących się od siebie jurorów. Często macie zupełnie odmienne zdania na temat uczestników. Jest jakiś sposób na uzyskanie konsensusu?
N.N.: W tym pomagają nam trzy podstawowe zasady, których się trzymamy: piękno, funkcjonalność i gospodarność. Dzięki tym wyznacznikom możemy dojść do porozumienia, bo rzeczywiście czasami jest to bardzo trudne. Oczywiście dla każdego z nas co innego jest ważne i zwracamy uwagę na zupełnie inne rzeczy, ale najważniejsze zawsze są emocje. Czy czujemy się piękni w danym pomieszczeniu, czy brzydcy. Ciekawi czy nudni. Jeśli to pomieszczenie sprawia, że ludzie którzy je urządzali wyglądają w nim pięknie i ciekawie to jesteśmy na „tak”. Jeśli natomiast są nijacy i gołym okiem widać, że wszystko co się w nim znajduje jest wymuszone i zupełnie nie pasujące do danej rodziny, to dla nas jest to sygnał, że nie poradzili sobie. Dlatego czasami emocje biorą górę w przypadku oceniania uczestników, ale nie ich historie życiowe. Dla mnie jest to jakby obok. W żadnym wypadku nie jest kryterium, które biorę pod uwagę wygłaszając opinię na temat mieszkania.
P.O.: Pani jako architekt wierzy w to, że przestrzeń w której żyjemy ma bezpośredni wpływ na nasze życie?
N.N.: Oczywiście! Myślę, że przestrzeń w której żyjemy jest wizytówką naszej osobowości. Jeśli chcemy, żeby nasze życie było dobre, pełne pozytywnych emocji, byśmy się rozwijali duchowo to w pierwszej kolejności powinniśmy zadbać o nasze mieszkanie. To tam ładujemy akumulatory, odpoczywamy, pracujemy i wychowujemy dzieci, dlatego powinno ono być pełne harmonii i ciepła. To tak jak z ubiorem: jeśli jesteśmy ubrani niestosownie do okazji, to ludzie nas źle odbierają. Dokładnie tak samo jest z mieszkaniem. Jeśli mamy bałagan i nic w domu nie ma swojego miejsca to ludzie, którzy nas odwiedzają mają podobne zdanie o nas samych. Często słyszę „nie mogę kupić szafy, bo mnie nie stać”. Zawsze mnie to denerwuje, bo to nie jest kwestia pieniędzy tylko raczej chęci i kreatywności. Można zamontować wieszaczki na ścianach i powieszać ubrania kolorystycznie.