Świat widziany spod różowej grzywki

books slajdLaureatka prestiżowych nagród literackich, felietonistka, założycielka fundacji, a co najważniejsze – mama Brunona. Sylwia Chutnik ma wiele twarzy. Przede wszystkim jednak bacznie, spod swojej różowej grzywki, obserwuje i komentuje zmieniającą się Warszawę.

 

Katarzyna Mierzejewska: Co podoba się Pani w  projekcie  „Białoszewski do słuchu”?

Sylwia Chutnik: Byłam zaproszona na spotkanie, które promowało ten czteropłytowy album i zostałam tam zaproszona jako osoba, która wielbi Białoszewskiego i cieszy się jego admiracją W całej dyskusji byłam też głosem pisarskim  w gronie złożonym głównie z muzyków.  Jestem fanką Białoszewskiego i postrzegam jego twórczość głównie przez perspektywę Warszawy.

W maju wychodzi Pani nowa książka. Jaka ona będzie?

Jest to zbiór historii. Albo całkiem nowych, albo takich które były znane, ale w zupełnie innej formie np. przedstawienia teatralnego. Książka nosi tytuł „W Krainie Czarów” i jest w pewnym sensie pożegnaniem z dzieciństwem albo raczej zadaniem sobie pytania na ile my jako osoby dorosłe możemy być dziećmi i mieć taką dziecięcą perspektywę postrzegania świata. Stąd ten tytuł. Natomiast opowiadania traktują o bohaterach i bohaterkach, którzy zwykle raczej są mało widoczni, są zwykłymi ludźmi, których próbuję podpatrzeć, obserwować.

W książce „Kieszonkowy atlas kobiet” opisana jest prawdziwa kamienica na warszawskiej Ochocie. Dlaczego właśnie ona?

To jest kamienica, którą zwykle mijałam idąc na tramwaj, czy na spacer, gdyż była nieopodal mojego bloku. Zawsze fascynowała mnie jej historia, zwłaszcza losy ludzi, którzy zginęli w tej kamienicy w czasie Powstania Warszawskiego. Ta kamienica była również częścią barykady na Ochocie w 1939 roku. Podpatrując ludzi, którzy tam mieszkają, albo mieszkali, bo było to kilka lat temu, bawiłam się w wymyślanie ich losów.

Z kolei przy czytaniu książki „Cwaniary” nie sposób nie mieć porównań do „Złego” Tyrmanda. Obie książki przyglądają się zakamarkom Warszawy. Jak według Pani wygląda portret dzisiejszej stolicy?

Oczywiście jest tak, że jestem zafascynowana „Złym” Tyrmanda nawet piszę doktorat o tej książce. W „Cwaniarach” starałam się pokazać warstwę miasta nieoczywistego, takiego którego nie widzimy na pierwszy rzut oka, czegoś w rodzaju świata podziemnego. Chciałam w tej książce ująć wątki, które nie są zazwyczaj poruszane, czy takie z których sobie nie zdajemy sprawy. Nawiązując jeszcze do Pani pytania, dzisiejsza Warszawa jest oczywiście różnorodna jak każda metropolia. Trudno jest opisać jednym zdaniem albo nawet jedną książką jaka jest dzisiejsza Warszawa. Sam fakt, że musimy ciągle zadawać pytania o to miasto. Z resztą wysyp książek nie tylko varsavianistycznych, ale w ogóle zainteresowanych historią miasta, pokazuje nam, że stolica fascynuje na bardzo wielu płaszczyznach.

Ma Pani jakieś ulubione legendy miejskie, postaci fikcyjne?

Pamiętam historię, czy raczej legendę o kocie uwięzionym w murach kamienicy św. Anny na rynku Starego Miasta. Kiedy oprowadzałam po mieście wycieczkę dzieci i opowiadałam o tej legendzie, to dzieci natychmiast rzuciły się do tego muru, przykładając uszy i nasłuchując dźwięków kota. Trudno jest mówić co jest legendą wpisaną w historię miasta, bo w każdej chwili możemy je  usłyszeć, dotknąć, w zależności od tego jak do nich podchodzimy. Myślę, ze  opowieść o syrence i bronieniu warszawy przez pół kobietę pół rybę to też jest taka historia, w którą nie wierzymy, ale z drugiej strony zbyt w niej jest różnego rodzaju symboli rozsianych po całej Warszawie, by nie mieć poczucia, ze ktoś nas obserwuje i strzeże.

 

Co lubi Pani w Warszawie? Ma Pani jakieś swoje ulubione miejsca?

Te miejsca zmieniają się w zależności od tego, gdzie aktualnie mieszkam. Mam jednak kilka, w których spędzam dużo czasu na przykład w siedzibie swojej fundacji, która teraz jest w Centrum. Uważam, że Warszawa nie jest w ogóle miastem do lubienia. Nie używam takich kategorii, które miałyby określać nasz stosunek do tego miasta. Jeśli mam określić status związku z Warszawą to „to skomplikowane”. To pokazuje, ze miasto powinno być do czego innego niż lubienie. Trzeba tak zrobić żeby jakoś się w nim odnaleźć i umieć żyć. Odnaleźć w nim takie swoje ścieżki, które sprawiają, że nie czujemy się wyalienowani z tego wielkiego miasta.

Jak wygląda pani idealny spacer po Warszawie?

Przez długi czas oprowadzałam autorskimi ścieżkami, związanymi z kobietami, które urodziły się, mieszkały albo pracowały w tym mieście. Dbam o to, by dodać element kobiecej historii do historii, której się uczymy albo o której słyszymy chociażby na klasycznych trasach przewodnickich. Trasy te były organizowane w każdej dzielnicy Warszawy, co tez pokazuje, że wszędzie było dużo ciekawych kobiet. W zeszłym roku opracowałam również mapę dla Muzeum Powstania Warszawskiego. To 54 punkty związanych z historią dzieciństwa, z historią dzieci w Warszawie. Miasto można, więc czytać na naprawdę wiele sposobów.

Jacy pisarze ludzie, kultury są według Pani ikonami Warszawy?

Na pewno nie można zapominać o osobach, które w jakiś sposób odcisnęły piętno na tym mieście. Tutaj trzeba wspomnieć o pani Eugenii Kierbedziowej, czyli żonie Stanisława Kierbedzia, który był architektem i projektantem, a która ufundowała między innymi bibliotekę publiczną na Koszykach. Są też takie osoby jak na przykład Zofia Nałkowska, która bezpośrednio może nie zrobiła jakichś spektakularnych czynów jeśli chodzi o miasto, ale żyła w nim, to w nim pisała swoje powieści, dzienniki. Dzięki temu to miasto obserwowała, opisywała i bezpośrednio się z Warszawą kojarzy. Takich postaci jest całe mnóstwo, ja sama opisałam ponad 800 kobiet. Od powstanek po siostry zakonne przez artystki i generalnie wszystkie kobiety, których życiorysy w jakiś sposób odcisnęły swoje piętno na Warszawie.

W Pani książkach pełno jest portretów silnych, wyrazistych kobiet. Wzorowane są one na konkretnych przykładach?

Raczej nie. To zazwyczaj był po prostu mix różnych cech i różnych postaci – trochę oczywiście wymyślonych, a trochę prawdziwych. Jednak nigdy nie starałam się jeden do jednego oddać osób, których biografie są mi znane, ponieważ wydawało mi się, że jednak ciekawsze jest to, co twórca da od siebie. Oczywiście te kobiety, które są przysłowiowo „hej do przodu” bardziej nas interesują, niż te które gdzieś przepływają przez życie.

Chodzi Pani do teatru na adaptacje swoich książek?

Chodzę głównie na premiery, raczej nie ma mnie na próbach. Zawsze jestem bardzo ciekawa jak mój tekst zostanie zinterpretowany na deskach teatru albo w słuchowiskach radiowych. Oglądanie tego jak ktoś rozprawia się z moim tekstem jest zawsze bardzo ciekawe.

I zwykle dobrze się rozprawia?

Zwykle tak. To też jest sytuacja w której należy zaufać innemu twórcy, w tym wypadku reżyserowi. Samej się już napisało i jeżeli zgadzam się na to, żeby ktoś interpretował  tekst to trzeba to wziąć „na klatę”, z dobrodziejstwem inwentarza. Z pewnymi rzeczami się zgadzam, z innymi nie, ale to jednak zawsze ciekawe zetknięcie się różnych postaci, z których każda inaczej odczytuje tekst.

Czuje się Pani bardziej pisarką czy aktywistką?

Mam kilka ról społecznych. Mówiąc szczerze jeszcze jakiś czas temu był to dla mnie problem, aby się określić. Teraz sądzę, że jestem człowiekiem, który jest złożony z wielu czynników. Jestem trochę pisarką, trochę działaczką społeczną. Cieszę się z drugiej strony, że mogę być różnymi osobami.

 

Skąd pomysł na fundację MaMa?

Pomysł zrodził się, kiedy sama byłam młodą mamą. Mój syn miał 2,5 roku, a ja byłam już znudzona noszeniem wózka po schodach i przemieszczaniem się z małym dzieckiem po mieście. Wtedy pomyślałam, że tego typu problemów jest bardzo dużo  i nie są one tylko moimi problemami. Stwierdziłam więc, że moje działanie społeczne powinno przejść na inny poziom. I tak powstała agencja pozarządowa, która niedawno skończyła 8 lat. Był to pomysł, o którym długo rozmawiałam z moimi dwoma koleżankami i wspólnie we trójkę założyłyśmy organizację.

To z czym młoda mama musi się zmagać w Warszawie?

Nie tylko młoda, nie tylko w Warszawie. Tych problemów jest bardzo dużo i na bardzo wielu płaszczyznach. Począwszy od kwestii ekonomicznej i rynku pracy, przez kwestie kulturowe i stereotypowe lub te, dotyczące barier architektonicznych, czyli tego jak miasto jest zaprojektowane. Trudne są też kwestie prawne choćby kwestia alimentów dla samotnych matek, ale też kwestie wszystkich problemów, z jakimi stykają się w np. rodzice dzieci niepełnosprawnych. Tych przeciwieństw jest całe mnóstwo i oczywiście zadaniem agencji pozarządowej jest próba ich naprawy. Natomiast fundacja jest też po to, aby cieszyć się macierzyństwem i czerpać z niego siły dającej nowe możliwości czy perspektywy w życiu.

Zmieniając troszkę temat. Napisała Pani niedawno bardzo ważny felieton o zamykaniu sklepów i kawiarni. Myśli Pani, że ten proceder da się jakoś zatrzymać?

Na ten felieton zareagowała między innymi pani Hanna Gronkiewicz-Waltz, która zwróciła mi uwagę na problem, że większość tych miejsc, które są kolejnym bankiem czy apteką  należą do osób prywatnych i miasto w pewnym sensie jest bezradne. Tutaj nasuwa się pytanie, jak my mieszkańcy możemy tą sytuację naprawić. Na ile my sami, choćby bojkotem konsumenckim, możemy zamanifestować, czego oczekujemy od tego miasta.

Jest pani aktywna naprawdę w wielu sferach i do tego jest Pani mamą. Jest jakiś sposób na godzenie tylu obowiązków?

Myślę, że sposobem jest po prostu wykorzystywanie różnych sfer czasu i każdej minuty na to, co chce się robić. Organizacja jest tutaj kluczowa. U mnie jest tak, że podejmuję wszelkie decyzje bardzo szybko i staram się nie tracić życia na rzeczy dla mnie nieistotne. Po prostu lecę do przodu.

A rozumie Pani całe to medialne zamieszanie wokół ideologii gender?

Tego co się teraz nazywa ideologią? Jestem absolwentką Gender Studies i w swojej pracy naukowej również wykorzystuję narzędzia badawcze percepcji różnych spraw pod kątem kobiet i mężczyzn. Uważam, że po pierwsze jest to burza, która, między innymi, dzięki internetowi osiąga nagle zenit popularności, niezależnie od tego czy jest słuszna czy nie. Pokazuje też lęki, głównie środowisk konserwatywnych. Lęki związane ze zmianami społecznymi, które są i które będą się  pogłębiać, czy tego chcemy, czy nie. Trudno jest mi się odnosić do absurdalnych zarzutów. Fakt jest taki, że społeczeństwo się zmienia, począwszy od naszego domu, stosunków damsko-męskich, jak i całej reszty. Rozumiem, że nie każdy komfortowo czuje się w sytuacji, gdy świat mu się zmienia naokoło, a grunt osuwa się pod nogami, natomiast mam wrażenie, że w dużej mierze jest to wzajemne  nakręcanie się. W tej dyskusji w ogóle nie chodzi o płcie, czy one są, czy nie, a chodzi o kwestie władzy i tego kto tak naprawdę może rządzić takim dyskursem publicznym.

Zdarza się jeszcze, że ludzie porównują Panią do niegrzecznej dziewczynki i punkówy?

Myślę, że nawet czasem są nawet rozczarowani moim stylem bycia. Wydaje im się, że będę mega ostra, a jestem miła i sympatyczna. Ludzie zwykle żyją stereotypami i wydaje im się, ze jeśli ktoś ostro wygląda albo ma radykalne poglądy to będzie wiecznie zbuntowany. Ja jestem zbuntowana samym faktem, że robię w życiu to co chcę i żyję na swoich zasadach, co uważam, że jest najciekawszą formą buntu.

To może na koniec zapytam, czego można Pani życzyć?

Czego teraz życzyć? Na pewno długiego weekendu na działce bez telefonu i ze świętym spokojem. 

 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Katarzyna Mierzejewska.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ