Hubert Kęska

Z ludźmi będziemy się mijać przez całe życie. I będzie nam łatwiej, jeżeli postaramy się nie oceniać ich z góry

Hubert Kęska – autor dwóch książek. W tym jednej szczególnie niezwykłej. Rozmawiać z osobami z pierwszych stron gazet umie większość dziennikarzy, ale jak zrobić wywiad do książki np. z biegającą staruszką? To wie tylko ten pisarz…

 

Kamil Piłaszewicz: Niedawno wydałeś drugą książkę, pt. „zwykliNIEZWYKLI”. Wydaniem „Spowiedzi Świeckiej” zawiesiłeś sobie bardzo wysoko poprzeczkę; obawiasz się tego, iż nowe dzieło może już nie być tak poczytne?

Hubert Kęska: Chciałbym, aby każdy czytelnik przełożył choć jedno zdanie z tej książki na życie. I tu rodzi się moja największa obawa. Jeżeli tak się nie stanie, będę zawiedziony. Tylko nie wiem, czy bardziej sobą, czy społeczeństwem.

Słabej sprzedaży nie boję się wcale. Decydując się na projekt, o którego bohaterach potencjalny czytelnik nie wie nic, nie mogłem zakładać, że przebiję popularnością alkoholowe wynurzenia Dawida Janczyka czy pierwszą autobiografię Kuby Wojewódzkiego. I tu nie chodzi nawet o kwestie wydawnicze. Wcześniej rozmawiałem z ludźmi powszechnie znanymi, już ich nazwisko dawało mi spore pole manewru. Tutaj siłą ma być sam projekt, jego wymowa. Czuję się dobrze, jeśli stać mnie na coś więcej niż makaron z pomidorami, ale w przypadku mojej drugiej książki za sukces można uznać samo to, że powstała. Pozwoliła mi na to skuteczna przedsprzedaż i z tego bardzo się cieszę. Teraz pozostaje mi jedynie czekać na Wasze opinie.

Gdy czytałem jedną z recenzji „Spowiedzi Świeckiej”, spotkałem się z takim stwierdzeniem: „To nie są wywiady, które nie wciągają. To są wywiady, które się wciąga.”. Kupując Twoje kolejne dzieło, co wciągniemy tym razem, poza historią tych jedenastu ludzi?

Adam Kubaszewski, który jako pierwszy recenzował moją drugą książkę, napisał, że te rozmowy pozwalają poznać zwykłych-niezwykłych tak, jakby każdy z nich otrzymał znacznie więcej niż kilkadziesiąt stron. To prawda i największy komplement. Bo dla mnie te 11 ludzkich historii to jedynie prosta propozycja dla czytelnika. „Hej, stary, spójrz może inaczej na to, co cię otacza. Na ludzi, do których nie masz czasu się uśmiechnąć, na ich życie, które także dla ciebie może być inspiracją”. To genialne, co mówił śp. Zygmunt Kałużyński: „W każdym filmie jest jakaś scena, którą się zapamięta”. Dokładnie tak jest! A wiesz skąd wziąłem ten cytat? Od kasjera z marketu, z którym spotkałem się w czerwcu. Czy klienci tego marketu wiedzą, kto ich obsługuje? Czy wiedzą, czym się ten człowiek interesuje? Jak dalece posunięta jest jego wrażliwość?

Dla mnie inspiracją do napisania „zwykłychNIEZWYKŁYCH” była rzeczywistość, chciałem złapać jej wycinek. Tu, teraz. 6 miesięcy 2018 roku.

To jest 11 ludzkich historii, które absolutnie nie wyczerpują tematu. Byłoby świetnie, jeżeli to sami czytelnicy poznali 11 kolejnych. Co trzeba zrobić? Niewiele. Znaleźć czas, by wysłuchać sąsiadów.

Cenię twórców, którzy nie korzystają ze standardowych wzorów mówiących o tym, jak powinna wyglądać książka. Pytanie tylko, jak dotarłeś do tego, że należy spisać jedenaście rozmów z różnymi ludźmi, by zaciekawić dzisiejszego czytelnika w Polsce, gdzie ponad 62% osób nie czyta nawet jednej lektury w ciągu roku.

To, że 62% osób w Polsce nie przeczyta w ciągu roku ani jednej książki, nie oznacza, że Polacy nie czytają. Mówi to bardziej o tym, że poszczególne grupy społeczne nie wyrobiły w sobie nawyku czytania. Zwróć uwagę, jak wielu jest dzisiaj ludzi, którzy czytają rocznie ponad 50 pozycji. Myślę, że znalazłbym spokojnie pięćdziesięciu znajomych, którzy biorą udział w akcji #readlist2018pl.

Kilka lat temu Michał Szafrański postanowił przekonać wszystkich, że Polska to dobry rynek czytelniczy i… zarobił na swojej książce ponad dwa miliony. On chciał pomóc Polakom wyjść z długów, ja chciałbym, abyśmy zwrócili uwagę na ludzi, których zwykle mijamy bez słowa. I myśląc tymi kategoriami, oczywiście byłoby świetnie, aby po „zwykłychNIEZWYKŁYCH” sięgnął zarówno zbrojarz z budowy, jak i deweloper. Dlatego będę rozsyłał książki do bibliotek. Może także tych więziennych? Z tego co wiem, „Spowiedź świecką” czytają więźniowie.

Hubert Kęska

„Bezdomny akwizytor, zmęczony kasjer, biegająca emerytka” – gdy czytam kto udzielił Ci wywiadu do Twojego kolejnego dzieła, zastanawiam się, jak wyglądał proces powstawania książki.

Raz dosłownie na ulicy namawiałem przyszłego rozmówcę, aby wziął udział w eksperymencie. Rozmawialiśmy dobre trzy godziny, zwiedzając po drodze niemal każdą stację warszawskiego metra. Co chwilę wysiadaliśmy.

Wyszedłeś na ulice i w czasie spaceru podchodziłeś do ludzi i pytałeś, kto by chciał udzielić Ci wywiadu, gdyż wydał się być interesujący?

Za biegającą emerytką… pobiegłem. Wiedziałem, że to właśnie z nią chcę porozmawiać, ale poza informacją, że jest z Poznania, nie miałem pojęcia gdzie jej szukać.

Z Mateuszem – kucharzem – porozmawiałem, bo mnie nakarmił, z Grzegorzem chciałem pogadać po tym, jak zamontował mi drzwi. Akurat wywiadu z nim nie ma w książce – co tylko pokazuje, że znacznie ciężej jest namówić na wywiad osoby anonimowe niż Michała Wiśniewskiego.

Wracając do pana, którego namawiałem na rozmowie w metrze. Wcześniej ten sam człowiek kilka razy obsłużył mnie w sklepie. Większość z bohaterów „zwykłychNIEZWYKŁYCH” spotkałem  mimowolnie, niejako podczas własnego życia. Ps. drzwi od tamtego montażysty zaczęły mi opadać.

Wykonałeś kawał solidnej roboty. Według mnie również dobrej, a nawet bardzo dobrej.

Dziękuję.

Tylko zastanawiam się, co czuje autor, który przez ostatnie kilka miesięcy poświęcał życie od A do Z dla książki, a teraz musi wrócić do rzeczywistości i robić coś innego. Jakie to uczucie, gdy przemija czas pisania, idziesz do księgarni i widzisz na półce swoje dzieło?

Akurat teraz czuję się wspaniale. Udało mi się zrobić coś, co sobie postanowiłem. Moi współpracownicy wywiązali się świetnie ze swoich zadań, drukarnia nie nawaliła, termin wysyłek został dotrzymany. Wreszcie nie mam na co narzekać. A musisz wiedzieć, Kamil, że mam taką naturę, iż na początku zawsze zwracam uwagę na błędy. Dlatego, kiedy zobaczysz mnie rozpakowującego kartony z książkami nie spodziewaj się wybuchu radości. Radość jest teraz, kiedy wiem, że „zwykliNIEZWYKLI” to książka, pod którą mógłbym się raz jeszcze podpisać.
Ile osób, tyle może być różnych metod – więc proszę, byś jako autor dwóch książek, opowiedział o tym, jakie masz sposoby radzenia sobie z tym, gdy kończy się proces twórczy i trzeba wrócić do rzeczywistości.

W życiu staram się zamykać i otwierać poszczególne rozdziały. Chciałbym, żeby jedna i druga czynność sprawiała mi podobną przyjemność. Czy tak jest? Bardzo bliska mi osoba powtarza, że zawsze czuję się najlepiej tam, gdzie mnie nie ma. Więc z tą przyjemnością to tak chyba nie do końca. Gonienie króliczka – symbol naszych czasów. 

Już za mną jest etap rozmów z prezydentami, milionerami, ludźmi z pierwszych stron gazet. Przede mną wciąż realizowany projekt „boks”. Gdybym był konsekwentny, powinienem teraz powiedzieć, że wydając drugą książkę zamknąłem etap rozmów z przechodniami. Ale gdybym tak powiedział… Cóż, sam przed sobą bym przyznał, że cała ta koncepcja nie miała większego sensu. Nie, z ludźmi będziemy się mijać przez całe życie. I będzie nam łatwiej, jeżeli postaramy się ich zrozumieć, a przynajmniej nie oceniać ich z góry. To wyzwanie także dla mnie. I to nie takie związane z zamknięciem poszczególnego rozdziału. Na całe życie.

Uczucie przemijania po napisaniu książki można porównać do głodu, jaki powstaje w organizmie, gdy brakuje narkotyków, większej ilości alkoholu?

W jakimś sensie na pewno.

Ten stan powoduje, iż powstaje „głód” na napisanie kolejnego dzieła?

Kurde, ja teraz zdecydowanie nie powinienem być na głodzie. Sześciodniowe tygodnie pracy, kilkanaście godzin dziennie przy komputerze. Samodzielne wydanie książki, wyjazdy, wykonanie składu, dopilnowanie korekty, strona, rysunki, okładka. Deficyt czasu, koszty. Z jednej strony chciałbym wypocząć i po prostu cieszyć się tym, że trzymam w ręku swoją książkę, która – choć jest wynikiem pracy i poświęcenia wielu ludzi – najpierw zrodziła się w mojej głowie. Z drugiej… nosi mnie. Już, szybko poszło.

Nie łudzę się, Kamil. Zaraz z powrotem wskoczę na karuzelę.

Hubert Kęska

Rozmawiał: Kamil Piłaszewicz

Fotografie: Wiktor Kęska, Joanna Tomczak

ZOSTAW ODPOWIEDŹ