„Wystarczy tylko chcieć”
Jaka jest reakcja osób z Pani otoczenia na rewolucję bezglutenową, którą zapoczątkowała Pani w swoim życiu?
Wiele osób się tym interesuje. Jestem z tego powodu bardzo zadowolona. W moim przypadku to nie jest żadna moda. Jest to być albo nie być, a wręcz żyć albo nie żyć. Pani profesor Rydzewska mówi jakie mogą być konsekwencje, kiedy nie stosuje się tej diety. Gluten w tej chwili jest zmieniony i jest chemicznie przetworzony oraz ma zupełnie inną strukturę, dlatego bywa trujący dla ludzi. Zatem wycofywanie, lub chociaż ograniczenie go w naszej diecie jest dobre. Ważne jest, żeby się odwołać do wyobraźni, odwagi w próbowaniu innych smaków oraz odejścia od pewnych stereotypów, żeby w napadach głodu lub pośpiechu nie zjadać tego, co może być bardzo szkodliwe, co wręcz może zabijać.
Na Pani przykładzie można stwierdzić, że w przypadku nietolerancji na gluten, lepsze rezultaty daje dieta niż cała masa leków?
Tak, od lekarzy wychodziłam co miesiąc z mnóstwem recept, kupowałam całe torby leków. W tym przypadku najważniejsza jest diagnoza, która stwarza najwięcej problemów. Objawy występujące przy nietolerancji na gluten są często bagatelizowane, ponieważ nie pojawiają się w oczywisty sposób. Postępują w cichy i niezauważalny sposób. Rosną w nas przez lata i zbierają swoje żniwo około 50. roku życia. Jestem klinicznym tego przypadkiem. Wszystkie objawy jakie miałam nie były w żaden sposób kojarzone z nietolerancją na gluten. W związku z tym przebyłam leczenie u pulmonologa, alergologa, dermatologa oraz internisty.
I dopiero teraz pani profesor Rydzewska odkryła przyczynę Pani problemów zdrowotnych?
Kiedy trzeci tydzień pytałam ją co mi dolega, mówiła, że wciąż nie wie. Byłam tym zaskoczona, ponieważ należy do autorytetów w tej dziedzinie. W sprawach gastrologicznych jak mówi, nie ma pośpiechu. Jest tylko ekspertyza. Czasami na diagnozę trzeba dłużej poczekać. Ważne by była właściwa.
Wydaje mi się, że wiele osób nie umie połączyć objawów z nietolerancją na gluten.
Nietolerancji na gluten towarzyszą nadpobudliwość, brak snu, zły nastrój, bolące kości. Pani Małgorzata Tusk pisze o tym w swojej książce. Wspomina ból związany z tą chorobą, który pojawił się u niej i jej dzieci. Miało to miejsce w latach 80-tych. W swojej książce również poruszam tą kwestię. Moje dzieci też nie tolerowały glutenu i laktozy.
Cała rodzina jest teraz na takiej diecie?
Moi synowie nie, ale Staś kiedy był mały nie tolerował glutenu i to był jeden ze sposobów leczenia. W obecnych czasach leczenie takich nietolerancji nie sprawia większych problemów, pod warunkiem, że ktoś mądrze się za to zabierze. Ludzie wpadają w skrajne reakcje. Nie są konsekwentni w tym, żeby najpierw sprawdzić co im jest, a potem się decydować na jakieś ruchy związane z leczeniem.
Najczęściej dzieje się tak, że ludzie próbują się „leczyć’ na własną rękę, a przecież powinni skonsultować się wcześniej z lekarzem.
Powinni, ale istotne jest, że lekarze muszą się też tego uczyć. Pani profesor podkreśla, że nie wszyscy lekarze korelują te objawy z nietolerancją na gluten. Jestem tego najlepszym przykładem, chociaż chodziłam do dobrych lekarzy.
Wykluczenie produktów, które do tej pory były elementem codzienności, na pewno nastręczyło wiele trudności.
Dla mnie to nie było trudne, dlatego, że byłam zdeterminowana, żeby sobie pomóc. Natomiast wydaje mi się, że ludzie mają największy problem z pokonaniem stereotypów. Trudno odmówić sobie kajzerki z serem żółtym i ketchupem, bo przywołuje najpiękniejsze chwile dzieciństwa. Z drugiej strony myślę, że mogę zjeść bułkę bezglutenową z serkiem kozim z odrobiną domowego koncentratu pomidorowego. Pół roku temu nawet nie mogłam marzyć, żeby takie rzeczy jeść. Mogłam tylko pozwolić sobie na miksowane produkty, ale nie jest łatwo dobrze je przyrządzić. Brakuje także osób, które odważyłyby się napisać o tym książkę, ponieważ nie jest to coś efektownego w kulinarnych propozycjach.