Strach przed codziennością
Czasem łapiemy się na tym, że całkiem standardowe zdarzenia z dnia codziennego wywołują u nas ciąg niezwyczajnych reakcji. Peszą, zawstydzają, wprawiają w zakłopotania, ale nie tylko! Czasem kołacze nam serce, pocimy się i czerwienimy w mgnieniu oka! A przecież nic się nie stało, to była zwykła rozmowa z szefem, krótkie przedstawienie się nowej grupie, poznanie nowej osoby w kawiarni. Skąd ten irracjonalny stres i nagła ekstremalna nieśmiałość? Może być to objaw „niedocenianej” przez ludzi fobii społecznej.
Definiując fobię społeczną (inaczej socjofobię, nerwicę społeczną lub zaburzenie lęku społecznego) mówi się o „zaburzeniu lękowym z grupy zaburzeń nerwicowych, często mylonym z nadmierną nieśmiałością, w którym chory odczuwa lęk wobec wszystkich lub niektórych sytuacji społecznych. Lęk dotyczący kontaktów z innymi ludźmi powoduje znaczne ograniczenia życiowe u osób z tym zaburzeniem.” (źródło: Wikipedia) Co więcej, jak pokazują badania, jest to trzecie zaburzenie, zaraz po depresji i alkoholizmie, co do częstości występowania w populacji ogólnej.
W Polsce jest ono jeszcze słabo znane, często mylnie diagnozowane przez samego chorego, jeszcze przed udaniem się do lekarza, interpretowane jako „defekt charakteru” wynikający z nadmiernej nieśmiałości lub nawet tchórzostwa.
Faktycznie, socjofobia na pierwszy rzut oka może przypominać problem z nieśmiałością. Jest jednak zjawiskiem o wiele głębszym i poważniejszym. Podczas gdy ludzie nieśmiali mogą czuć się zwyczajnie skrępowani w obecności innych osób, fobicy są w tym o wiele dalej. Sytuacje wywołujące u nich kompletny paraliż oraz objawy wyliczone przeze mnie we wstępie mają miejsce cały czas. Lęk jest ustawiczny i wszechogarniający. Ludzie chorzy obawiają się, że ich zachowanie wśród innych osób może być niewłaściwe i upokarzające, a każdy, najmniejszy nawet błąd wytknięty, narażając ich odrzucenie, wyśmianie.
Osoby takie najmocniej przeżywają sytuacje, w których narażone są na obserwację ze strony innych ludzi lub na spotkanie z nowymi, nieznanymi sobie osobami. Najbardziej wystawione na tego rodzaju stres, są w przypadku rozmów w większym gronie, przy okazji publicznego zabieranie głosu, kontaktu z osobami posiadającymi autorytet, a nawet załatwiając codzienne sprawy, w tym pójście na zakupy czy do banku. Dla wielu chorych niemal każda codzienna czynność, która wymaga kontaktu z ludźmi spoza najbliższej rodziny czy grona przyjaciół staje się źródłem ogromnego stresu. Osoba cierpiąca na fobię społeczną odczuwa w takich sytuacjach ,,skupiony na sobie wzrok” otoczenia, wyobraża sobie, że jest krytykowana, oceniana negatywnie. Obawia się powiedzenia „czegoś głupiego”, a w rezultacie robi to, nie mogąc w stresie pozbierać własnych myśli. Pojawiają się wówczas objawy fizyczne: przyspieszone bicie serca, pocenie, drżenie rąk, a nawet duszności, nudności, szumy w uszach, uczucie kuli w gardle, zaburzenia mowy, parcie na pęcherz, biegunka. Objawy te mogą nasilać się aż do napadu panicznego lęku.
Konsekwencją tego rodzaju zaburzeń jest pogorszenie standardu ogólnego funkcjonowania. Chory w zasadzie nie może normalnie żyć, ba każde wchodzenie interakcje z innymi ludźmi budzi u niego paniczny lęk. Często unika więc takich sytuacji, rezygnując z wielu rzeczy, zarówno w życiu zawodowym, jak i towarzyskim, nie mogąc choćby awansować czy nawiązać głębszych relacji z innymi ludźmi, pozostając samotnym i niezrozumianym. Wyróżnia się tutaj „uogólniony lęk społeczny”, gdzie chory unika większości tego typu sytuacji lub „specyficzny lęk społeczny”, gdzie lęk może ograniczać się do jednej lub kilku sytuacji.
Badania wskazują, że osobom cierpiącym na tę przypadłość trudniej jest zdobyć wykształcenie, pomimo odpowiedniej wiedzy i możliwości intelektualnych, częściej też otrzymują mniej odpowiedzialne i gorzej płatne stanowiska. Wielu chorych całkowicie wycofuje się z życia, nie podejmując pracy i korzystając z renty inwalidzkiej lub pomocy społecznej.
U niektórych osób konsekwencją tego zaburzenia stają się stany depresyjne i uzależnienia. Uważa się, że ok. 20% osób cierpiących na fobie społeczną jest uzależnionych od alkoholu, coraz więcej uzależnia się również od Internetu, który pozwala na swoiste zastąpienie życia towarzyskiego – wirtualnym.
Opisane wyżej objawy i konsekwencje są oczywiście przypadkami skrajnymi, wymagającymi leczenia psychiatrycznego. Coraz więcej lekarzy składnia się jednak ku teorii, że socjofobia staje się chorobą cywilizacyjną. W dobie ciągłego napięcia i stresu, głownie zawodowego, osłabiając swój organizm, zarówno psychicznie, jak i fizycznie narażamy go na ciągłe ataki otoczenia, jest więc mniej odporny. Nie trzeba „spełniać warunków programu” i bać się każdej, wymienianej w podręczniku psychologicznym sytuacji, aby stwierdzić, że symptomy fobii społecznej nas dotyczą. Wystarczy strach przed prezentacją w pracy, do której jesteśmy świetnie przygotowani, wypowiedź przed kimś pewniejszym siebie, chociaż świetnie znamy temat. To wszystko składa się na kompozycję zdarzeń i reakcji, które nie powinny mieć miejsca.
Można próbować temu zaradzić, podjąć pewne kroki na własną rękę i obserwować swoje reakcje. Niektóre ze sposobów to dialog wewnętrzny z negatywnymi myślami, opanowanie technik relaksacyjnych czy stawianie czoła własnym lękom. Czasem wystarcza też zmiana stylu życia, ograniczenie spożywania kofeiny czy nikotyny, zadbanie o wystarczającą ilość snu, co pozwoli nam na lepsze sprawowanie kontroli nad naszym ciałem i umysłem. Jednak skuteczność tych sposobów jest elementem pozytywnego scenariusza.
Najczęściej jednak ciężko jest się obejść bez wizyty u psychologa lub psychiatry, gdyż najbardziej efektywne są psychoterapia, w połączeniu z farmakoterapią. Leczenie jest długotrwałe i nie zawsze daje oczekiwane rezultaty, w zależności od nasilenia objawów. Najczęściej stosowane są terapia poznawczo-behawioralna oraz terapia grupowa, gdzie chory uczy się mierzyć z różnymi sytuacjami, potencjalnie wywołującymi lęk.
Olga Kowalczyk