„Selma” – recenzja

Reżyserzy lubią podejmować tematykę historyczną. Pierwszoplanowe role odgrywają w niej wielkie idee. Często tworzą też filmy o życiu wybitnych postaci, które swoim postępowaniem na zawsze zapisały się na kartach dziejów ludzkości. Tak jest w przypadku Selmy – filmu wyreżyserowanego przez Avę DuVernay. Selma to opowieść o Martinie Lutherze Kingu i jego walce o równouprawnienie Afroamerykanów. Ale nie tylko – przedstawia ona sylwetki osób, bez których ta walka okazałaby się bezowocna. W fabułę wpisują się w także prywatne, ludzkie dramaty…

www.themarysue.com„Glory” to piosenka z filmu, która zdobyła Oscara. Jej twórcami są John Legend i Common. Czy jedynie ona zasługuje na szczególną uwagę widza? Czy dzieło nie jest kolejną wizją, której największą zaletę stanowi podniosły charakter podejmowanej tematyki, jej miejsce w historii?

Selma to miejscowość w Stanach Zjednoczonych. W 1965 roku wyruszyły z niej trzy marsze zorganizowane przez dr. Kinga, które były wyrazem sprzeciwu wobec nierówności rasowej. Stanowią one temat przewodni fabuły. Selma to również tytuł filmu. Dzieło Avy DuVernay skupia się głównie na roli tej miejscowości, jaką odegrała w dążeniu Afroamerykanów do równouprawnienia. Przedstawia także wiele wątków z życia prywatnego głównego bohatera. Najbardziej emocjonujące fragmenty filmu to jednak te, obrazujące marsze aktywistów z Selmy do Montgomery w stanie Alabama. Widzimy przejęte i skupione twarze osób w nim uczestniczących, które po kilku minutach filmu wykrzywiają się w grymasie bólu i przerażenia – wyniku brutalnej interwencji członków amerykańskiej policji stanowej.

Sposób ukazania wydarzeń, dotyczących walki o prawo obywatelskie przez czarnoskórych Amerykanów, jest jedną z najważniejszych kwestii w Selmie. Biali zostali w nim przedstawieni nie tyle jako niesprawiedliwi, ale wręcz nieludzkie bestie, które drugiego człowieka traktują jak zwierzę, brutalnie okładają bronią kobiety i starszych ludzi, szydzą i wyśmiewają. W ostatnich latach powstało dość dużo filmów, które bazują na trudnych losach Afroamerykanów, cierpiących w wyniku działań białego człowieka. Tendencja ta jest widoczna m. in. w filmie Służące, Kamerdyner i Zniewolony, z tym że akcja ostatniego dzieła jest osadzona w XIX wieku.  Teraz dochodzi do tego zestawienia Selma.  Trudno jednak traktować sposób przedstawienia historii jako szczególną wartość obrazu, ze względu na rysującą się powtarzalność schematu: niesprawiedliwy biały i dobry czarnoskóry. Pod tym względem można odebrać film co najwyżej jako kolejną, dobrą lekcję historii.

W Selmie widoczny jest pewien uniwersalizm. Walka o równouprawnienie Afroamerykanów może być potraktowana symbolicznie jako każdy ruch dążący do samostanowienia jednostki, wyraża także sprzeciw wobec rasizmowi. Nadal jest to temat bardzo aktualny. Poza tym na obraz Avy DuVernay można spojrzeć jak na odwieczną walkę dobra ze złem.

Niewątpliwym atutem filmu jest gra aktorska, jednak wbrew przewidywaniom na pierwszy plan nie wysuwa się postać głównego bohatera zagrana przez Davida Oyelowo. Bardziej zachwycił Tim Roth, który wcielił się w postać Georga Wallace’a. Na ekranie pojawił się w kilkominutowym ujęciu, jednak to fragment z jego udziałem zapadł mi w pamięć. Być może dlatego, że Martin Luther King został przedstawiony jak zdeterminowany, ale jednocześnie bardzo zmęczony człowiek. Swoje kwestie wypowiada z dużą pasją, tego zaangażowania zabrakło jednak w wyrazie oczu i mimice twarzy.

Na uwagę zasługują piękne zdjęcia oraz dobrze oddane za pomocą kostiumów i scenografii realia tamtych czasów. Technicznie dominują zbliżenia twarzy, dzięki temu Selma nabiera bardziej emocjonalnego charakteru.

Pomimo ogólnego pozytywnego wrażenia, film niczym nie zaskoczył, jest po prostu dobrze zrobionym technicznie dziełem, które podejmuje ważną tematykę. Nadrabia grą aktorską, ładnymi zdjęciami i scenografią. Dobry, ale momentami nudny – tak bym go określiła.

Marta Nagórka

ZOSTAW ODPOWIEDŹ