Roślina dobra na wszystko?
Polacy oszaleli na punkcie wszystkoleczących roślin. Sprzedawczynie na targach w mgnieniu oka mogą dobrać nam odpowiednią do naszych potrzeb. Opisuje je słowami „stawia się ją sobie w pokoju, roślinka rośnie, a potem zrywa się po kilka listków, suszy i co jakiś czas parzy z nich herbatkę. Pomaga na wszystko”. Można z politowaniem popukać się w czoło, ale fakty wskazują na to, że w naszym kraju takie roślinki trafiły na podatny grunt.
Sadzonka może kosztować już kilkanaście złotych. W sieciaż roi się od ofert sprzedaży różnego rodzaju ziół, „ratujących życie”. Można znaleźć je już praktycznie wszędzie. Na forach, aukcjach, w sklepach zielarskich, tylko czekać aż zawita do supermarketów. Sprzedawcy charakteryzują się prawdziwą inwencją twórczą w wymyślaniu kolejnych powodów, dla których warto je kupić: „zwiększa sprawność mięśnia sercowego”, „hamuje namnażanie się komórek nowotworowych od 20 do 80 proc.”, „przeciwdziała marskości wątroby”, „reguluje ciśnienie krwi, poziom cholesterolu”, „zapobiega miażdżycy i zawałowi serca”, „poprawia funkcje nerek”, „picie wieczorem naparu poprawia jakość i długość snu”, „antydepresant”, „reguluje poziom cukru we krwi”, „zwiększa wydolność układu oddechowego”, „usuwa zastoje krwi”, „działa przeciwbólowo”, „chroni DNA przed uszkodzeniem, co opóźnia procesy starzenia”. Wynika z tego, że za 15 złotych możemy sobie kupić zdrowe serce i do tego dobry humor w pakiecie. Brzmi pięknie, prawda? Taki lek na wszystko.
Zioła zwykle pochodzą z egzotycznych, dalekich krajów, bo wtedy konsumenci mają do nich większe zaufanie. Gdy powie się im, że już starożytni w dawnych imperiach pijali takie herbatki, od razu atrakcyjność rośliny wzrasta. Dlaczego przybywają do Polski? Zwykle są mało wymagającymi roślinami i bez problemu mogą rozwijać się w naszym klimacie. I tak oto setki chętnych uprawiają ją w swoich ogródkach, na balkonach, a potem dodają „na wszelki wypadek” do posiłków. Bo przecież zawsze lepiej dmuchać na zimne. „Cudowne” rośliny idealnie wpasowała się w modę na zdrowe odżywianie.
– Ludzie szukają nowości. Niektórzy kupują zioło profilaktycznie, inni mają nadzieję, że ich wyleczy – mówi Andrzej Kocowicz, właściciel Sklepu Zielarsko-Medycznego Ziołowy Ogródek. Wszyscy jednak zgodnie twierdzą, że przypisywanie właściwości leczniczych jest zarezerwowane dla leków. Kto leczniczymi właściwościami opisuje inny produkt, niebędący lekiem, podlega grzywnie, gdyż jest to zwyczajne naruszenie prawa, a nie niedopowiedzenie. Nie oznacza to jednak, że proceder zniknie. Wielu ludzi nadal będzie wierzyło w cudowne działanie naturalnych mocy sprawczych Matki Natury, a w Internecie, czy targu zawsze znajdzie się osoba, która chętnie kogoś poratuje ziołem na wszystko. Poza tym stosunek internautów do tego typu praktyk, nie jest tak zdecydowany jak farmaceutów. „Skoro nie szkodzi, a może pomóc to dlaczego nie. Piję melisę, siemię lnianie i czuję się świetnie, więc sprawdzam ziołowe nowości”-piszą na forach.
Katarzyna Mierzejewska