Podróże małe i duże – część I
A.K.: Czytając Wasze wpisy na blogu, można zauważyć, że plany co do podróży często ulegają zmianie. Od czego zależą te zmiany, z jakim wyprzedzeniem możecie zaplanować podróże i czy w ogóle możecie je zaplanować tak, by nic nie stanęło Wam na drodze?
E.D.: Owszem, zmiany i modyfikacje się zdarzają. My przed wyjazdem sporo planujemy. W zasadzie każdy plan jest nawet upubliczniony na blogu. Robimy je na bieżąco przygotowując się do wyjazdu, po to, żeby ułatwić sobie sposób zwiedzania, jego kierunek i aby nie pominąć rzeczy ważnych w danym miejscu. A że ulegają zmianom, weryfikacja odbywa się często na miejscu, bo albo zabraknie nam czasu, bo okaże się, że dojazd nie jest jednak tak szybki w jakieś miejsce, albo np. nie można tam jechać z powodu powodzi, czy innych niekorzystnych okoliczności. Podróż, czyli wyjazd na minimum tydzień, planujemy z wyprzedzeniem miesiąca, dwóch. Na dłuższy wyjazd taki 3-4 tygodniowy decydujemy się często jakieś pół roku wcześniej. Zaplanować możemy sobie wiele rzeczy, jednak pamiętamy zawsze o tym, że nie mamy wpływu na sytuacje na miejscu i może się zdarzyć, że coś „wyskoczy” z planu, a nawet zostanie dodane. Kiedy wyjeżdżamy i widzimy mniej więcej jak udaje się nam „w praniu” realizować plan, to wtedy go modyfikujemy, bo to jest już realniejsze planowanie: autobusy jeżdżą jednak szybciej i zdążymy gdzieś tam jeszcze dojechać. Podstawą jest u nas spontaniczność, otwartość na nowe pomysły, ale i umiejętność podjęcia decyzji, że nie realizujemy danego punktu, bo jest to nierealne, albo zwyczajnie jednak nie chcemy tam jechać. Spotkania z różnymi ludźmi po drodze, są często pomocą w takiej weryfikacji.
T.P.: Planowanie podróży zawsze idzie mi szybko i sprawnie, i może dlatego nie przywiązuję się do tych planów. I nawet, jeśli w pewnym momencie plany idą do przysłowiowego kosza, to nie jest to dla mnie koniec świata. Bo te zmiany głównie podyktowane są tym, na co w aktualnym momencie mam ochotę. Ot, przypadek Birmy: niedawno stwierdziłem, że nie chcę tam jechać, bo zrobiła się bardzo komercyjna, a że aktualnie popyt wśród turystów przewyższa podaż usług na birmańskim rynku turystycznym, to i drogo będzie, i skomplikowanie. Dlatego celuję w Filipiny lub trójkąt Wietnam-Laos-Kambodża. Podobnie, czy za parę tygodni polecimy na Krym, czy wybierzemy się na Kaszuby, będzie uwarunkowane wyłącznie naszą chęcią zobaczenia… no, właśnie… kawałka Polski lub kawałka Ukrainy? Spokojnie, mamy czas, żeby jeszcze o tym zadecydować.
A.K.: A może zdarzają Wam się wyjazdy całkowicie spontaniczne typu: „wsiadamy i jedziemy”?
E.D.: Te na weekend to bardzo często. Zdarza się nam wstać rano w sobotę i wylądować w Beskidach, bo te akurat lubimy. Taki dłuższy spontaniczny wyjazd trafił się nam raz, był to wypad na Krym. Zmobilizowała nas promocja biletów lotniczych i w ciągu 10 minut zaplanowaliśmy sobie Wielkanoc na Ukrainie. Jednak wyjazdy dłuższe jesteśmy zmuszeni planować wcześniej choćby dlatego, że oboje z Tomkiem jesteśmy aktywni zawodowo. Zaplanowanie wolnego czasu dla nas obojga, i zgranie się we wspólnym „lżejszym okresie” w pracy może nie jest skomplikowane, ale wymaga od nas przemyślenia tego czasu i zastanowienia się kiedy będzie najmniej kosztów alternatywnych.
T.P.: Oczywiście! Nie dalej, jak wczoraj, w ogóle nie mając tego w planach, po raz setny i pierwszy weszliśmy na Pilsko w Beskidzie Żywieckim. Ale pamiętam też czasy (dość zamierzchłe, trzeba przyznać), kiedy w piątek o 22:00 prowadziliśmy niezobowiązującą rozmowę na Gadu-Gadu z kolegą, a kilkanaście minut później jechaliśmy już na weekend do chatki w Gorcach.
A.K.: Jak szukać informacji o „smaczkach” i ukrytych atrakcjach w danym miejscu , gdzie dowiedzieć się, do której przydrożnej knajpki warto zajrzeć, a które omijać szerokim łukiem?
E.D.: Kiedyś powiedziałabym, że w przewodniku. Dziś przewodniki traktuje z dużym dystansem. Częściej do atrakcji stałych czy mapek, albo kultury i sztuki danego kraju. Zdecydowanie najlepiej zapytać innych podróżnych, albo miejscowych osób. Najlepiej obserwować i zauważać, w którym z takich gastronomicznych miejsc jest wielu lokalnych mieszkańców. Najczęściej są to małe knajpki, stragany uliczne licznie oblegane przez lokalną ludność. Daje nam to możliwość spróbowania autentycznej kuchni danego regionu , a my tego szukamy podczas wyjazdów. Bo akurat kuchnie świata lubimy i smakujemy. Zasada gdzie pusto – tam nie ma po co wchodzić, sprawdza się na całym świecie. Ja polecam też w blogosferze publikacje, które nastawione są wyłącznie na poznawanie smaków i publikacje o nich. W dzisiejszych czasach można łatwo znaleźć różnorodne rekomendacje od osób, które już odwiedzały dany rejon i spróbowały czegoś naprawdę dobrego.
T.P.: O atrakcjach danego miejsca, których jeszcze nie udało Ci się zidentyfikować, mogą opowiedzieć spotkani w hostelu backpackerzy, jak równie localesi. Z tym, że na informacje otrzymane i od jednych, i od drugich trzeba uważać. Bo niekoniecznie uznasz za interesującą akurat tę świątynię, która zrobiła na Twoim rozmówcy „niesamowite wrażenie”. A to wspaniałe miejsce, o którym opowiedział Ci tubylec może się okazać sklepem z pamiątkami prowadzonym przez kuzyna owego tubylca. No, ale jeśli nie zaryzykujesz, może Cię ominąć coś naprawdę niesamowitego. Zresztą, każde miejsce, które odwiedziłem (nawet takie, które mógłbym uznać za „wpadkę”), jest w jakiś sposób cenne, a nawet unikalne. Tramping ma to do siebie, że w podróży na bieżąco nabywasz doświadczenia, głównie poprzez kontakty z ludźmi. Przychodzi taki moment, że wreszcie jesteś w stanie ocenić, czy ta właśnie poznana osoba ma podobny gust do Ciebie; czy temu localesowi możesz zaufać. I wtedy wiesz, jak i o czym rozmawiać z ludźmi, aby „wycisnąć” z danego miejsca maksymalnie dużo.
PRZECZYTAJ DRUGĄ CZĘŚĆ WYWIADU
Więcej informacji i mnóstwo ciekawych zdjęć na blogu Ewy i Tomka: www.poprostupodroz.com.
Rozmawiała: Anna Kukiełka, fot. własność Ewy, wikipedia.pl/własność publiczna, Jadamta/wikipedia.pl/ CC 3.0, kkic/wikipedia.pl/CC 1.2