Plażowanie po polsku
Polski Balaton to może za dużo powiedziane, niemniej zainteresowanie plażowaniem nad Zalewem Zegrzyńskim nie maleje, choć lata swojej świetność ma on podobno daleko za sobą. Obserwując niedawno tłum wygrzewający się na plaży niedaleko Warszawy, mogłam się poczuć niemal jak nad morzem, a podróż do tego kurortu zajęła mi niecałą godzinkę i to na rowerze!
Trudno się dziwić, każdy człowiek zasługuje na odrobinę słońca po kolejnym ciężkim roku pracy. A nie każdego stać na wyjazd all inclusive pod palmami. Dla pracujących i mieszkających w Warszawie to miejsce jest małą riwierą. Piaskowa plaża, molo, strzeżone kąpielisko, nawet boisko do siatkówki czy plenerowa siłownia. Czego chcieć więcej? Wystarczy kostium, ręcznik, klapki i już można się wylegiwać brzuchem do góry odreagowując stresy.
Welcome to Zegrze
No właśnie, ten kostium i ręcznik nie zawsze człowiekowi do szczęścia wystarczy. Polacy to prawdziwi eksperci w dziedzinie plażowania. Odpowiednio przygotowani i zabezpieczeni na każdą ewentualność. Wiadomo przecież, pogoda w Polsce zwłaszcza w wakacje lubi płatać figle, dlatego odpowiedni sprzęt na plaży to podstawa! Trzeba także mieć plan i listę najpotrzebniejszych rzeczy, bo niby jak inaczej? A jak zapomnimy kremu do opalania i przez kolejne dni będziemy przypominać węża zrzucającego skórę? To się nie może zdarzyć w przypadku rasowego warszawskiego plażowicza. Obserwując miejską plażę nad Zegrzem da się od razu zauważyć, że nawet jednodniowe opalanie to bardziej rytuał i tradycja, z którą wiążą się liczne zasady, niż spontaniczny wypad nad wodę.
Parawan to podstawa
Pogoda wręcz wymarzona do opalania. Słonecznie, przyjemnie, bezwietrznie… No tak, wiatru nie ma prawie wcale, za to na plaży najbardziej rzucają się w oczy kolorowe parawany. Parawan to chyba pierwszy punkt na liście każdego szanującego się plażowicza. Nieważne, że jego główną funkcją jest ochrona przed morską bryzą i piaskiem niesionym przez wiatr. Kiedy na zegrzyńskiej plaży nie ma wiatru parawany i tak tam królują. W końcu trzeba jakoś zaznaczyć swój kawałek pisaku, prawda? Nasze legowisko powinno znajdować się blisko wody, ale również w odpowiedniej odległości od łazienki i oczywiście nie za daleko do baru czy sklepu. Wybór takiego miejsca, nie należy do najprostszych. Dlatego na polskiej plaży działa zasada: kto pierwszy ten lepszy. Poza tym, dzięki parawanowi możemy oddzielić się od innych, stworzyć własną prywatną przestrzeń, w której będziemy siedzieć przez cały dzień. Niechby tylko ktoś spróbował ją naruszyć – awantura gwarantowana. Parasole natomiast nie cieszą się popularnością wśród warszawskich bywalców plaż. W sumie mają oni rację, któż z nas chciałby siedzieć w cieniu pod parasolem? Wszak w polskim klimacie każdy promyk słońca jest na wagę naszej złotej opalenizny.
Lodówka – rzecz niezbędna
Piwko trzeba przecież schłodzić. Plażowanie bez piwa, to dla prawdziwego Polaka nie jest prawdziwe plażowanie. Turystyczna lodówka nadaje się w sam raz do takich zadań specjalnych. Można w niej też zabrać „wałówkę” z domu. Powszechnie wiadomo, że człowiek na świeżym powietrzu szybko głodnieje, więc całodniowy zapas kanapek, ciastek, słodkich bułek i napoi to obowiązek. Plastikowe lodówki to nieodzowny element plażowego krajobrazu. Nie ważne, że jedziemy tylko paręnaście kilometrów od domu, obok mamy 3 bary i 2 sklepy, których właściciele nie pozwolą nam umrzeć z głodu. Lodówkę trzeba posiadać! Ewentualnie można ją zastąpić termiczną torbą, a w wyjątkowej sytuacji koszykiem piknikowym, ale jak wtedy będzie smakowało nasze nieschłodzone piwo?
Na plaży wolno wszystko
Polskie zwyczaje na plaży są chyba unikalne i jedyne w swoim rodzaju. Oczywiście, nie są one regułą. Zwłaszcza jeśli chodzi o młode pokolenie, które raczej nie zabiera ze sobą parawanu i lodówki. Choć także i oni odziedziczyli co nieco z plażowej kultury. Piwo na plaży to w końcu podstawa, bez względu na wiek czy płeć. Oprócz tego z zamiłowaniem łamiemy wszelkie zakazy. Zakaz kąpieli? Strzeżone kąpielisko 10 metrów dalej? Ale komu chciałoby się tyle chodzić, lepiej wejść do wody tuż za znakiem zakazu i bawić się w najlepsze.
Dzień nad Zegrzem dostarczył wielu wrażeń i ciekawych obserwacji. Jesteśmy chyba jedyni w swoim rodzaju. Nie ważne czy opalamy się blisko domu, nad Zegrzem czy za granicą. Polaka na plaży rozpoznać można od razu, trzeba tylko znać polskie plażowe zwyczaje.
Marlena Skrzypczyńska