Na czym i jak oszczędzać w 2019 roku?

Wiadomo, nikt nie pisze poradników „jak nie oszczędzać”, bo to raczej każdy wie. Lubimy wydawać pieniądze, czasem te, których wcale nie mamy. Zapewne więc, zamierzeniem na ten roku, dla większości z nas będzie oszczędzanie. Z autopsji wiem, że podświadomie lubimy sobie mówić „dobra, w tym roku oszczędzam, przecież odkładam na rzecz x czy y”. Mówimy tak, ale po kilku dniach, tygodniach, miesiącach, wracamy do swoich starych nawyków i nasze oszczędzanie znowu spoczywa na niczym. Chcemy oszczędzać, ale nie wiemy jak to zrobić, na dłuższą metę. Specjalistą od finansów nie jestem, wręcz przeciwnie – sama lubię kupować milion zbędnych mi rzeczy – bo promocja, bo się przyda, bo fajne. Czasem się nawet zastanawiam czy nie grozi mi zakupoholizm. A pieniędzy zawsze jest „za mało” lub „mogłoby być więcej”. Nie mam złotej rady na to jak je zdobyć, bo gdybym miała, to pewnie właśnie leżałabym z dobrym drinkiem z palemką, na jednej z egzotycznych plaż. Nie powiem Ci też jak ogarnąć swój budżet domowy, jak się ma inflacja w naszym kraju i jaki jest plan kapitałowy. Ale za to „opracowałam” dosłownie kilka swoich, banalnie prostych sposobów, jak oszczędzać każdego dnia i niespecjalnie to odczuć! To proste triki, ale może ktoś jeszcze na nie nie wpadł, więc podpowiadam!

#COFFEETIME!

Kto tego nie lubi i nie praktykuje? Wszędzie śmiga hasło: „Ok, but first coffee…”, i oczywiście się pod nim podpisuję! Mamy takie czasy, że modne jest śmiganie po mieście/ galerii handlowej/ pracy i tak dalej… z kubkiem gorącej kawy z modnej sieciówki. Wszystko zaczęło się od popularnego Starbucksa i personalizowanych kubków, wtedy było to fancy. Każdy wrzucał na Insta swój fajny kubek i kawę za 2 dyszki. No właśnie, taka przyjemność to dla nas koszt około 20 złotych. Znam ludzi, którzy piją takie kawy 2 razy dziennie, lub więcej, co oznacza tyle, że na samą kawę wydają dziennie minimum około 40 złotych. W skali tygodnia robi się z tego całkiem konkretny rachunek, nie mówiąc już o skali rocznej. Czego oczywiście nie liczymy na bieżąco, no bo po co. Z automatu kupujemy ten kubek kawy – bo dobry, bo lubimy, bo pobudzi do życia w poniedziałek, bo przyzwyczajenie. Sama miałam w zwyczaju, w każdym nowym miejscu pracy, gdzie wiedziałam, że będę spędzać swoją 1/2 życia, rozglądać się za jakąś kawiarnią, gdzie zapewne będę stałym gościem. Nie myśląc wtedy o swoim portfelu, a sugerując się potrzebą napicia się tej dobrej kawy. A ustalmy – nie jest to coś bez czego nie możemy żyć. Oczywiście nie jestem zwolenniczką odmawiania sobie  absolutnie każdej przyjemności, ale zażywania ich z rozsądkiem. Teraz, w okresie zimowym, gdy gorący napój jest bardzo pożądany, ceny oczywiście idą w górę, bo sieciówki serwują nam coraz to bardziej fantazyjne kawy, bądź „kawy”. Klonowe, cynamonowe, z pierniczkiem, z bitą śmietaną – tu + 2 zł, tu +5, no i sumka rośnie. Dobrą więc alternatywą na oszczędzanie na kawie, jest zaopatrzenie się w kubek termiczny, który zawsze możesz mieć ze sobą. Na zakupach, na mieście, w trasie czy pracy. Tutaj to jednorazowy – a nie dzienny, koszt około 40 zł za kubek + kolejnych kilkunastu plnów, za dobrą kawę – która spokojnie starczy Ci na miesiąc.

#SZAMA!

Dokładnie ta sama zasada, jak powyżej, tyczy się jedzenia na mieście. Rano się śpieszymy, ledwo wyrabiając się ze śniadaniem – lub nie wyrabiając się z nim wcale, a co dopiero, by pomyśleć o drugim śniadaniu czy modnie nazwanym lunchu. Na skutek czego potem stołujemy się na mieście lub u tak zwanego „Pana kanapki”, co i może jest wygodne i smaczne. Ale ma kilka znaczących minusów. Do jednych z nich należy fakt, że nie wiemy co znajduję się w takim posiłku. Nie jesteśmy w stanie kontrolować jakości pożywienia kupowanego na mieście. Do kolejnych znaczących minusów należą… własnie finanse. Koszt zwyczajnej kanapki bez polotu u Pana kanapki to około 9 zł. Chyba zdajesz sobie sprawę, że gdybyś sam przygotował sobie ją w domu – to serio nie jest skomplikowane – to prawdopodobnie zaoszczędziłbyś jakieś 5 zł, a produktów spokojnie starczyłoby na kolejne kanapki. Moim patentem jest przygotowywanie sobie drugiego śniadania wieczorami. Doskonale wiem, że rano choćbym chciała i niezależnie która jest godzina, to czasu mam zawsze „za mało”! Wiem, że to wszystko kwestia lepszej organizacji czasu, ale daję sobie z nią radę, na swój sposób. Może też spróbujesz?

#JEDNORAZOWE REKLAMÓWKI!

Nie dość, że to totalnie nie eko! To do tego, przy każdych zakupach płacisz za kolejną zbędą reklamówkę, która potem będzie się miotać gdzieś po szufladzie w kuchni, a masz już przecież takich milion. No bo znasz sytuacje, kiedy wychodzisz na zakupy nieprzygotowany. Pewnie pomyślisz – a jak można przyjść na zakupy przygotowanym? No można. Można też raz zainwestować w porządniejszą torbę zakupową, która służyć Ci będzie przy każdym kolejnym wydawaniu pieniędzy. Ja tak zrobiłam, w momencie gdy zorientowałam się, że jedna z szafek przeznaczona jest na te reklamówki z sieciówki, które kupuje za każdym razem. Na tamtą chwilę są mi one niezbędne, a w ogóle? Raczej bezużyteczne. Dlatego taka inwestycja pozwoli Ci, na milion setne pytanie kasjerki w Biedrze „a doliczyć do tego reklamóweczkę?”,  odpowiedzieć – nie, dziękuję!

#ZAKUPY BEZ LISTY ZAKUPÓW!

Błąd, błąd, błąd. Pozostając w temacie nieodpowiedniego przygotowania się na zakupy, muszę w tym momencie dorzucić kolejny punkt. Brak listy zakupów to karygodny błąd, przez który tracisz swoje oszczędności. Idąc na zakupy bez tej listy, przedzierasz się między kolejnymi półkami i myślisz: „ooo, to się może przydać”, „w sumie na to mam ochotę”, „a może ugotuję coś z tego”. Na skutek czego z zakupów wracasz z niczym konkretnym, a z zachciankami z tamtej chwili. No i pamiętaj, nie chodź na zakupy głodny, bo wtedy nagle na wszystko masz ochotę, więc – wszystko kupujesz!

#INWESTYCJA W SKARBONKĘ!

Kup sobie najbanalniejszą skarbonkę – wiem, że w dobie kont i lokat oszczędnościowych, to totalnie nie modne. Ale wiem także, że taka mała skarbonka, może się przyczynić do twojego nie wydawania drobniaków, na naprawdę zbędne pierdoły. Kiedy wracasz z zakupów i została Ci z nich jakaś reszta , w postaci 2 czy 5 zł – wrzuć je do tej skarbonki. Tym sposobem pod koniec roku, być może uzbiera Ci się spora sumka, na dowolne wydatki.

Nasza wygoda i drobne przyjemności, na dłuższą mete, są po prostu kosztowne. Czy po przeczytaniu tego artykułu nie masz choć odrobiny wyrzutów sumienia, że tak bezsensownie dysponujesz ciężko zarabianymi pieniędzmi? Czasem to próżność, czasem głupota, lenistwo, zapominalstwo, innym razem brak czasu, wiem. Ale może w tym nowym roku zwróćmy uwagę na takie szczegóły, bo to w końcu one budują całość. Oczywiście nie jestem totalną przeciwniczką małych przyjemności, nie mówię żebyś wyrzucił ze swojego życia kawy z sieciówki bo są drogie i ogólnie ble, ale może po prostu je ogranicz? Zresztą, gdy nie będziesz ich kupował codziennie, pomyśl jaką przyjemnością dla podniebienia będzie taka kawa, na przykład, podczas weekendu! A na koniec pomyśl o tym, jak fajnie będzie te oszczędności dorzucić do Twoich wymarzonych wakacji na Bali, jakiejś ekstremalnej przygody czy inwestycji w przyszłość – na przykład we własny rozwój, edukację, czy mieszkanie. Ta koncepcja Bali chyba wygrywa z tą kawą z sieciówki, nie?

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ