Muzyczne guilty pleasures

Kultowe lata 80te

Chyba żadna dekada nie obfitowała w taką ilość dobrego, przyjemnego kiczu co słodkie lata 80te. Wtedy karierę rozwijał Rod Steward, który swoim zachrypniętym głosem pytał, czy widzieliśmy kiedyś deszcz, a dyskoteki szalały przy dźwiękach piosenki „Karma Chameleon”, w wolnym tłumaczeniu znanej bardziej pod nazwą „Kama, kama”, gdyż szybko śpiewane słowa w obcym języku, często stanowią spore wyzwanie. Jednym z większych faworytów tego okresu jest oczywiście „Take On Me”. Przypomina nam wszystko to, za co kochamy lata 80te. Muzycy w teledysku  z wielką ekspresją podrygują w rytm tanecznego bitu. Perełką w przeboju A-ha jest zabawa z nowinkami technicznymi. Ręka wychodząca z komiksu i zabierająca dziewczynę w świat narysowany ołówkiem, nikogo już nie dziwi. Z resztą nie efekty są tutaj najważniejsze, a wielość układów tanecznych, wymyślanych na poczekaniu przez kreatywne umysły. W każdym z nich obowiązkowo musi się znaleźć motyw „pompującej ręki”, którą zamaszyście poruszamy od lewej do prawej.  

{youtube}djV11Xbc914|600|450|0{/youtube}

Nowa fala

Żeby stworzyć swoją listę guilty pleasures nie zawsze trzeba cofać się daleko w przeszłość. Współczesny przemysł muzyczny jest pełen mało ambitnych utworów, które osiągają wielki komercyjny sukces. Jednym proste, rozweselające kawałki wpadają w ucho, inni doceniają energetyczny bit, a istnieje też grupa ludzi, którzy zwyczajnie uwielbiają śmiać się z nich i zgadywać co autor miał na myśli. I tak oto mamy do dyspozycji Hannę Montannę, która liże młotki, Pink apelującą by wznieść swoje kieliszki, czy Rebekę Black zastanawiającą w 3minutowej piosence, które miejsce w samochodzie powinna zająć, bo przecież jest piątek i czas na imprezę. W ogóle życiowe problemy nastolatek są niezwykle popularne wśród słuchaczy. Dowodem na to jest sukces „Call me maybe”. Carly Rae Jepsen to bezpośrednia dziewczyna, która zakochuje się w chłopaku myjącym samochód i koniecznie chce się z nim umówić na randkę. Odwagi może jej pozazdrościć niejedna niewiasta, a tekst stanowić śmieszny wstęp do prawdziwego podrywu. Piosenka stała się hitem, na tyle, że masowo zaczęto ją wykorzystywać jako podkład do filmików na serwisie Youtube. I tak oto, możemy usłyszeć jak słowa piosenki „Call me maybe” kieruje Moriarty do Sherlocka, z kultowego serialu BBC.

{youtube}3DhQ2WmjBuY|600|450|0{/youtube}

Na nową królową kiczu kreuje się wyrazista, słynąca ze słabości do niekonwencjonalnego ubioru, Nicki Minaj. Kawałek „Starships” to absolutny misz-masz muzyczny, łączący w sobie rap, pop, elektronikę i Bóg wie, co jeszcze. Nic tu nie trzyma się kupy, nawet wokal. Słyszymy fragmenty w stylu Spice Girls, żeby usłyszeć okrzyki w stylu kibiców na stadionie. Może w tym tkwi recepta na sukces, bo utwory Nicki Minaj królują na domówkach, a słuchacze bawią się pewnie równie dobrze, co piosenkarka podczas nagrywania.

{youtube}WPGaXJlaK9Y|600|450|0{/youtube}

Człowiek podczas konwersacji boi się przyznać, że pod prysznicem słucha Nicki Minaj, ogląda programy na MTV czy czytuje Pudelka. Pamiętamy, że nie definiuje go to jako skończonego kretyna. Osoba inteligentna potrafi skutecznie filtrować sobie informacje. Jest zdolna do zauważenia ewidentnych wad danego zjawiska, co wcale nie przeszkadza jej w jego odbiorze. W życiu trzeba czasem być trochę niepoważnym. Poza tym jeśli ktoś całe życie słucha ciężkiego rocka, ale lubi czasem powygłupiać się do Beyonce, to nie ma żadnego powodu żeby się tego wstydzić.

 

Katarzyna Mierzejewska


ZOSTAW ODPOWIEDŹ