Mój rap, to moja rzeczywistość- jak zmieniła się rzeczywistość Peji?
Subkultury to przeszłość, umarły śmiercią naturalną. Dziś bardziej adekwatne będzie słowo – kultura. Kiedyś jednak wszelkie zjawiska odbiegające od kultury dominującej nazywane były subkulturami. Słysząc to słowo od razu mam przed oczami dziwnie wyglądającego punka, strasznego gota, wesołego rastamana czy skatea z deską pod pachą. Nieco inną kontrkulturą byli hip-hopowcy.
W opinii publicznej funkcjonuje stary stereotyp kojarzący się z przekleństwami, biedą, osiedlem, często agresją. Ogólnie rzecz ujmując opinia o kulturze hip-hopu miała wydźwięk pejoratywny, niesprzyjający, po prostu zły. Mało kto wiedział, że hip-hop to nie tylko szybkie wyrzucanie z siebie słów. A rozbudowana kultura składająca się z kilku głównych filarów, w których skład wchodzą: rap, DJ-ing, b-boying, beatbox oraz graffiti. Zagorzali zwolennicy owej kultury dodaliby jeszcze – a może przede wszystkim, wiedzę! Początków hip-hopu doszukiwać się możemy na czarnym lądzie, jego popularyzacji zaś w Nowym Jorku, na Bronxie. Szybko zawitał w Europie, lata 80-te zaowocowały hip-hopem w Polsce. Za jego rozwój odpowiedzialni są twórcy, tacy jak: Liroy, Wzgórze Ya-pa, Kaliber 44, Molesta, Paktofonika, czy wreszcie Slums Attack i jego przedstawiciel – Peja. A właściwie Ryszard Waldemar Andrzejewski, bo dziś dużo będzie o tym Panu.
Hip-hop przeszedł totalną ewolucje – od zjawiska undergroundowego – zarezerwowanego dla wybranych, przez co czasem uznawanego za nielegalny, do dzisiaj. A jak on wygląda dzisiaj? Już raczej nie uświadczymy prawdziwego oldschoolu, czy trueschoolu, opartego na pokazywaniu swojej rzeczywistości, jako tej trudnej do zniesienia. Gdzie wszędzie widoczna jest patologia i brak funduszy na podstawowe potrzeby życiowe. A główną atrakcją czasu wolnego jest siedzenie pod blokiem 'na ośce, sączenie piwa i nawijanie z ziomkami’.
„A więc stoi cham, małolat w ręku browar, w drugiej fifka.
Dzień za dniem taka rozrywka, monotonie musi zabić.
Życia spieprzonego nikt z młodych nie chce naprawić.’
Celem była walka z prawem i przeciwstawianie się systemowi. Teraz hip-hop w dużej mierze to nowa szkoła rapu. tzw. newschool. Który oparty jest na wartościach zupełnie odwrotnych do wyżej wymienionych. Liczy się pokazanie swojego bogactwa, 'rzucanie hajsem’, szybkie fury, przelotne związki, wakacje na Dominikanie, buty za 2 koła i Moet pity jak woda.
„Wlewam bombaj do szklanki i w młynku towar mielę.
Zamawiam coś do szamki i nie patrzę na cenę.
Byle by było smacznie i na bez glutenie.
Fajne dupy, pełne brzuchy i pełne kieszenie!”
Może dlatego cenie sobie oldschoolowych wyjadaczy takich jak O.S.T.R, Ten Typ Mes czy Rasmentalism – nie wpadli w pułapkę nowego rapu i robią swoje. Nie o wszystkich jednak możemy tak powiedzieć. Wspominany wcześniej Peja, którego śmiało nazwać możemy prekursorem rapu w Polsce, reprezentantem oldschoolu i idei true rapu, nie pozostał wierny swoim starym, niezłamanym zasadom. Odnoszę wrażenie, że po zbuntowanym chłopaku z osiedla, który 'nie miał łatwo w życiu’ nie zostało już za wiele. Peja złamał już niejedno, niepisane przykazanie hip-hopowca. Pierwszym krokiem idącym w mainstream, było założenie firmy odzieżowej, Terrorym. To akurat inicjatywa bardzo spoko, w końcu nie ma nic złego w tym by jego zagorzali fani utożsamiali się z ulubionym artystą. Skoro czują taką potrzebę -daje okejke!
Sprzedawanie się za hajs?
Obecnie jednak Peja poszedł o krok dalej – czy was też zszokował jego występ w popularnym TVN-owskim programie „Agent gwiazdy”? Przecież tacy raperzy jak on z zasady gardzą mediami, głosząc, że nie sprzedadzą się 'za hajs’. Okazuje się, że Peja właśnie to zrobił. Po co?
Nie uwierzę w to, że chodzi o czysty fun czy przygodę – jak ma w zwyczaju mówić, każdy celebryta, który godzi się na występ w tego typu schow. O właśnie, celebryta – dobre słowo, bo po tym programie Peja bardziej niż raperem – jest celebrytą. I ok, ma do tego pełne prawo, gdyby tylko nie fakt, że w oczach swoich fanów stał się hipokrytą. Nie trzeba przedstawiać odwiecznej wojny między Peją a innym sławnym raperem, Tede – Jackiem Granieckim (jakoś zawsze byłam w teamie Tede). Aczkolwiek dla przypomnienia napiszę, że Pan Ryszard publicznie skrytykował Jacka, po jego występie w TV, używając sławnych już słów „K***a z TVN-u”. Tede od zawsze reprezentował bogactwo, życie na poziomie – w swoich tekstach nie ukrywał, że do tego dąży. Peja natomiast – reprezentant biedy i ucieczkę od komercji – w związku z czym możemy tu mówić o totalnym przeciwstawieniu się swoim ideałom. Tede wciąż nagrywa, o dziwo, jego jeden z najnowszych kawałków „Ja & Ja”, ma wydźwięk bardzo 'rozkminkowy’ i emocjonalny – chyba po prostu dojrzały.
Podczas gdy Peja zajął się pozowaniem na ściankach i udzielaniem wywiadów. Dlatego dziś Tede słusznie odbija piłeczkę, co Rysiu nazywa „klasycznym bólem d*py”. Peja zapytany o opinie na temat występu Popka w Tańcu z Gwiazdami również zadziwia. Po starym zbuntowanym Rysiu nie ma śladu. Przyznaje, że nie jest to show dla niego, on potrzebuje więcej adrenaliny aczkolwiek nie skrytykował wyboru Popka – w sumie nawet nie miał takiego prawa, po tym jak sam wystąpił w Agencie. Jego wybór podobno „Ci prawdziwi zrozumieją”, ale czy przez wyłaniającą się z jego poczynań hipokryzje nie stracił właśnie tych prawdziwych?
Dla kontrastu chcę przytoczyć innego Poznaniaka – Palucha, właściwie Łukasza Paluszaka – reprezentanta drugiej generacji rapu. Wykonawca, który od zawsze miał swoje zasady. Który dorobił się korzyści majątkowych, nie wychodząc poza strefę swojego komfortu i idee zgodną z tym o czym nawija. Bazuje na swojej wytwórni płytowej B.O.R Records, firmie odzieżowej, i ciągłym nagrywaniem – człowiek progress. Obecnie jest jednym z najlepiej sprzedających się raperów. Otwarcie mówi o tym co sądzi o współczesnym rapie – nikogo przy tym nie urażając, za bardzo. Nie podoba mu się to co tworzą jego młodsi koledzy z branży – nie ucieka się więc do newschoolowych brzmień. Poprzez swoje działalności i konsekwencje ma duży zasięg odbiorców. Siłą rzeczy jest rozpoznawalny – lecz głównie w kręgu ludzi ze środowiska hip-hopowego. Godzi się z tym, ale nie robi niczego by śmigać w najbardziej komercyjnych stacjach telewizyjnych. A mógłby. Na pewno już dostał propozycje niejednej współpracy, za którą pozbierałby grube miliony. Ale nie wchodzi w tą grę.
Niezależnie od tego czy lubię jego twórczość czy nie – daje szacunek za konsekwencje. I co do stylu w którym nagrywa od samego początku, i za trafne decyzje zawodowe, które nie idą wbrew jego przekonaniom. Tym chyba właśnie zyskał sobie sympatie i wierność swoich fanów. Bo skoro on jest wierny sobie, oni są wierni jemu, proste! Już wiecie z kogo brać przykład. Tak w życiu, normalnie – bo i tutaj konsekwencja jest niezbędna. Tylko wtedy dojdziemy tam gdzie być chcemy. Podsumowując – nie trzeba być celebrytą by być dobrym raperem. Specyficzny zawód – raper, powinien opierać się na tworzeniu muzyki i dobrych tekstów, tylko tyle, albo aż tyle!
Na zakończenie – wracając do dzisiejszego, bohatera głównego – trzeba przyznać, że pomimo całej kontrowersji w okół tego co się wydarzyło, o dziwo zdania fanów są podzielone. Jedni idą za głosem, ze zwyczajnie – Peja się sprzedał. Inni zaś twierdzą, że w programie pokazał się jako autentyczny, kontrowersyjny i charakterny Peja. Ciężko się z tym nie zgodzić, mi natomiast ciągle wieje hipokryzją.
„Jestem z tych MC co pieprzą jak człowiekowi ciężko”.
Oj, Panie Ryszardzie, po Agencie, już chyba nie tak ciężko!