Kulisy pracy w kinie…

Wspaniały zapach popcornu, wygodne kanapy, na których można usiąść w oczekiwaniu na seans, miła obsługa i muzyka płynąca w tle – to widzi przeciętny bywalec kina. Jakie są realia? O kulisach funkcjonowania jednego z popularnych warszawskich kin i pracy w nim zgodziła się nam opowiedzieć jedna z byłych pracownic.

commons.wikimedia.orgMarta Nagórka: Jak to się stało, że zaczęłaś pracę w kinie? Zobaczyłaś ogłoszenie na stronie internetowej, czy polecił Ci ją ktoś ze znajomych?

Karolina (imię zmienione): Szukałam pracy od jakiegoś czasu. Byłam wtedy na pierwszym roku studiów dziennych – techniczny kierunek. Interesowała mnie praca, którą da się pogodzić z nauką, a tej miałam dość sporo. W kinie pracował mój znajomy, który zgodził się mnie polecić. W rezultacie zostałam przyjęta na dział obsługi widza, czyli pełniłam funkcję bileterki. I tak się zaczęło.

Jak wygląda praca na tym dziale?

Moja praca polegała zwykle na staniu przy bramce i kasowaniu biletów oraz sprzątaniu sali. Nie wiem, czy we wszystkich kinach tej firmy wygląda to podobnie, ale u nas były trzy rodzaje sal: małe, duże i średnie. Każdy pracownik, który przychodził na zmianę był odpowiedzialny za bramkę, za małe, średnie lub duże sale. Tak się złożyło, że ich liczba była taka sama, więc było to sprawiedliwie rozdzielone. Stanie na bramce było najgorsze, nikt nie lubił tej zmiany.

Czyli taka osoba musiała stać na bramce przez kilka godzin ?

Nie, zmienialiśmy się co godzinę, chociaż oczywiście zdarzały się przypadki, kiedy stało się dłużej. Wyglądało to tak, że osoba odpowiedzialna za bramkę stała na niej przez godziną, a potem zamieniała się z pracownikiem, który zajmował się np. średnimi salami. Po tym samym czasie znowu bramka, zamiana z „dużymi salami”, bramka, i tak aż do końca zmiany.

A praca na innych działach?

Oprócz obsługi widza był jeszcze bar, kawiarnia, no i oczywiście kasy. Praca na barze była uważana za najgorszą. Ten żar wydobywający się z pracujących popcornic, ludzie, którzy nie mogli się zdecydować na zamówienie… a na sam koniec trzeba było zostać i wszystko posprzątać.

Do której to trwało?

Bardzo rzadko pracę na barze kończyło się wcześniej niż o 01:00, ale na obsłudze widza również. Za każdym razem, kiedy kończył się seans ktoś musiał być obecny na sali i pokierować ludzi do wyjścia, aby przypadkiem nie wrócili do strefy biletowej.

Czy to również z tego powodu, aby klienci nie próbowali dostać się nielegalnie na kolejny seans? Mam oczywiście na myśli filmy, które rozpoczynały się o wcześniejszej porze.

Tak. Chociaż wiadomo, że nie wszyscy są nieuczciwi, niektórzy mogą się po prostu pomylić i wyjść nie tą drogą, co trzeba. Ale nie powinno tak być. Czasami w wyjątkowych sytuacjach wypuszczaliśmy kogoś do łazienki, żeby nie musiał pokonywać długiego korytarza ewakuacyjnego. Różnie bywa. Pamiętam sytuację, w której kobieta z małym dzieckiem po seansie chciała iść do toalety. Generalnie mamy taką toaletę, z której można skorzystać po obejrzeniu filmu, ale wychodząc z tej sali trzeba było przejść właśnie przez ten korytarz. Mój kolega nie wyraził zgody, odesłał ją okrężną drogą. Jak się potem okazało dziecko zmoczyło się w trakcie, a pani z pretensjami przyszła do biura managera i zrobiła awanturę. Oczywiście kolega postąpił zgodnie z procedurami, być może kobieta była nieprzyjemna i nie zrobił wyjątku. Poza tym mogła wyjść z tym dzieckiem wcześniej, prawda? Niestety dostał jakąś reprymendę, ale większych konsekwencji nie było. Najlepsze jest jednak to, że gdyby wypuścił tę panią, a ona weszłaby potem bez biletu na drugi seans, to również by mu się oberwało…

Czy pamiętasz inne nieprzyjemne sytuacje z klientami? Mówi się „nasz klient nasz pan”, ale często słyszy się o ich chamstwie i protekcjonalnym traktowaniu pracowników.

Pamiętam wiele takich sytuacji. W niektórych byłam świadkiem, inne historie tylko słyszałam. Jedna z koleżanek pracująca na dziale – kasy opowiadała o kobiecie, która nakrzyczała na wszystkich, powiedziała coś w stylu, że skoro pracują na kasie w takim miejscu są nikim. Dokładny kontekst mi umknął, ale dziewczyny były w szoku, nie zrobiły nic złego. Inna – swoją drogą – bardzo zabawna odbyła się z moim udziałem. W kinie mamy dwa wejścia z bramkami do stref biletowych. Ja stałam na jednej z nich, na drugiej koleżanka. W pewnym momencie podchodzi jakaś kobieta i twierdzi, że znajoma zostawiła jej tu bilet na taki a taki seans, o takiej a takiej godzinie, a ona miała go potem odebrać. Nie widzę biletu. Proszę klientkę jeszcze raz o powtórzenie tytułu i godziny filmu. Sprawdzam w swojej rozpisce. Owszem film gramy, ale o zupełnie innych porach. Ona stwierdza, że jestem niekompetentna i idzie na druga bramkę do koleżanki. Ja oczywiście wszystko obserwuję z daleka. Widzę jak dłuższy czas stoi i rozmawia z Marceliną. Następnie patrzę jak Marcelina bierze od niej telefon i zaczyna z kimś rozmawiać. Koleżanka kończy, mówi coś kobiecie, po czym klientka, widać że wściekła, wychodzi z kina. Jak się potem dowiedziałam Marcelinę również zwymyślała od niekompetentnych pracowników i kazała jej rozmawiać ze swoją znajomą. W końcu okazało się, że pomyliła kina… Koleżanka czekała na nią w Złotych Tarasach! No dramat po prostu…

Czy w związku z tym, że byłaś pracownikiem kina miałaś zniżki, vouchery na filmy?

Filmy mogliśmy oglądać za darmo, ale nie zawsze. Od poniedziałku do czwartku nie było ograniczeń, natomiast w weekendy jest duża liczba klientów, więc było to zabronione.

Wcześniej wspominałaś, że Twoja praca polega na sprzątaniu sali. Czy ludzie zostawiają po sobie duży bałagan?

Niestety tak… Dla niektórych bardzo dużym problemem jest zabranie ze sobą opakowania po popcornie lub coli, pomimo tego, że przy drzwiach wyjściowych są poustawiane kontenery. Kiedyś jeden pan, który wychodził ostatni, patrzył jak zabieramy się do pracy i powiedział, że ludzie są jak świnie, dosłownie. Dla nas widok porozwalanych pudełek i popcornu rozrzuconego na całej powierzchni sali to norma, przyzwyczailiśmy się, ale on był w szoku. Ludziom faktycznie brakuje kultury albo to miejsce i odpowiedzialność zbiorowa tak działają. Czasami mam wrażenie, że oni robią to specjalnie. Zdarza się, owszem, że nawet cała zawartość pudełka może się komuś rozsypać, ale wtedy nie leży wszędzie. Nawet jeśli ludzie po tym chodzą, popcorn jest po prostu wdeptany i trochę porozrzucany na wszystkie strony.

Czy trudno jest pogodzić naukę i pracę?

Nie jest łatwo, ale praca w kinie ma ten plus, że sama sobie ustalam kiedy mogę przyjść. Muszę przepracować pięć godzin w miesiącu.

Czy dzięki tej pracy zaczęłaś bardziej interesować się filmem?

Nie, u nas były emitowane filmy komercyjne, a te raczej mnie nie interesują.

Myślisz, że moda na spędzanie czasu w kinie nie przeminie?

Myślę, że nie. Nawet jeśli ktoś ma gigantyczny telewizor w sypialni to oglądanie filmu w kinie ma w sobie coś magicznego, te zgaszone światła, inni ludzie dookoła…

Dziękuję za rozmowę!

Marta Nagórka

ZOSTAW ODPOWIEDŹ