Krewetka w moro
Ania zajmuje się modą – szyje, projektuje, stylizuje. Prowadzi bloga z outfitami w stylu retro – wyszperanymi w second handach lub samodzielnie wykonanymi ciuchami. Wygrała program „Moda z bloga”, odbyła staż pod okiem samej Doroty Williams. Teraz otworzyła własną firmę, zajmującą się szyciem pod nazwą „Krewetka w moro”. Jest mamą z niełatwymi przeżyciami, a i sama zmaga się z rzadką chorobą. Jednak nie poddaje się, rozwija swe pasje, tworząc ciekawe projekty dla siebie i innych.
A Twój mąż jest zadowolony, że żona zajmuje się modą, podoba mu się Twój styl? Szyjesz też dla niego?
Podoba mu się. Dla niego nie szyję, ewentualnie czasem przerabiam jakieś gotowe ciuchy.
Czy decyzja o założeniu własnej firmy jest wynikiem prowadzenia bloga szafiarskiego? Czy dodało Ci to odwagi i wiary we własne możliwości?
Blog nie wpłynął na takie plany. Od dziecka marzył mi się własny butik. Na razie zaczynam bardzo powoli, sklep to poważna inwestycja, może kiedyś.
Nazwa firmy brzmi dość intrygująco. Co oznacza „Krewetka w moro”?
To takie odniesienie do niepełnosprawności i chorób. Krewetki nie potrafią pływać, a jednak świetnie sobie radzą w wodzie, zabawnie machając nóżkami. A moro to nawiązanie do waleczności.
Łatwo jest założyć swą pierwszą firmę? Nie zniechęciły Cię formalności?
Samo założenie jest proste – właściwie jedna wizyta w urzędzie i już. Schody zaczynają się później, gdy pojawiają się opłaty, ZUS…
Jak długo już działa „Krewetka”? Są pierwsze sukcesy?
Założyłam firmę zaledwie kilka miesięcy temu, więc dopiero raczkuje. Trudno mówić o sukcesach, chyba przyjdzie na nie jeszcze poczekać. Rozkręcenie biznesu w małym mieście nie jest łatwe, ludzie nie zawsze doceniają lepszą jakość, ręczną pracę i indywidualne podejście do klienta. Często szukają tańszych odpowiedników w masowej produkcji.
A jaki oferujesz asortyment, co szyjesz, do kogo jest skierowana oferta Twej firmy?
Szyję różne ubrania – dresy dla dzieci, kocyki, spódnice i sukienki. Szyję według własnych projektów, ale też wykonuję pomysły klientów. Zajmuję się też poprawkami krawieckimi – skracam, zwężam, przerabiam, łatam. Liczyłam, że wbiję się w trend eko, proponując ubranka dla dzieci z certyfikatem nietoksyczności. Szyję je z dobrej, wysokiej jakości bawełny i mimo że jest ona w widoczny sposób lepsza i trwalsza, to jej wyższa cena powoduje zniechęcenie. Klienci wolą tańsze rozwiązania.
A realizowałaś już jakieś dziwne, ciekawe projekty?
Szyję czasem jakieś ubrania ze zdjęć, tiulowe, rozkloszowane spódnice, zarówno dla pań, jak i ich córeczek. Nietypowych projektów na razie nie miałam, natomiast ostatnio zdarza się, że jestem ratunkiem dla panien młodych na kilka dni przed ślubem. Okazuje się, że świeżo odebrane suknie z salonów ślubnych, często za kilka tysięcy złotych, nie nadają się do wyjścia. Wtedy ja spieszę na ratunek.
A nadal lubisz szyć, nie znudziło Ci się, gdy zajęłaś się tym zawodowo?
Kocham szyć, sprawia mi to dużo satysfakcji i cieszę się, że mogę robić to, co lubię. Dodatkowo pracownia znajduje się w moim domu, a to ułatwia życie rodzinne, mogę w każdej wolnej chwili zająć się synkiem. Taka praca dla mamy jest bardziej przyjazna niż sztywne grafiki na etacie. Na razie rozwijam swą firmę, mam masę planów i pomysłów, a co z tego wyniknie – zobaczymy. Jestem otwarta na to, co przyniesie los. Warto wierzyć w siebie i nie poddawać się w realizacji swych marzeń.
Rozmawiała: Monika Łazuga
Więcej o Ani i jej firmie na stronach:
annaonopiuk.blogspot.com, krewetkawmoro.blogspot.com