Kameralne zakończenie wakacji na Białołęce z Ten Typ Mesem, Flirtini i Rasmentalism!

Ostatni weekend minął mi pod znakiem koncertu kilku moich top raperów. Eventy rapowe, jak i większość pozostałych możemy podzielić na mega wydarzenia, gdzie liczy się zrobienie show, lub na te kameralne – gdzie niekoniecznie chodzi o hajp, a o samo obcowanie face to face w relacji artysta – fan. Ciężko byłoby mi się zdecydować które należą do moich ulubionych. Zarówno duże festiwale hip-hopowe, jak i kameralne koncerty mają swój urok. Dziś jednak skupię się na tych drugich.

Ten Typ Mes, skład Flirtini i Rasmentalism to bohaterowie ostatniego wydarzenia, jak i tego tekstu. Na sam początek warto zaznaczyć, że miało ono miejsce w Warszawie, lecz w dość nietypowej dzielnicy – Białołęce. Centrum miasta to nie jest. W związku z czym trzeba było się pofatygować by dotrzeć na obrzeża stolicy. Event był bezpłatny, miał on się odbyć na otwartej przestrzeni. Pogłoski podpowiadały, że będzie to dach. Zaznaczę, że miał to być koncert wieńczący powoli przemijające wakacje. Występy na dachu miały więc stworzyć niepowtarzalny, letni klimat.

W dniu koncertu jednak jeden z portali społecznościowych przywitała mnie „ważnym komunikatem”. Mówiącym o tym, że ze względu na fatalną pogodę koncert został przeniesiony. Pogoda faktycznie była kiepska, lało od samego rana, a aura była stricte jesienna. W związku z tym po przebudzeniu się pierwsza moja myśl była następująca – nigdzie nie idę, zostaje w łóżku. Szybko jednak przemówił do mnie instynkt fanki i zwolenniczki koncertów, który na długo w łóżku mi zostać nie pozwolił. Co było jedyną słuszną decyzją. Ale po kolei.

Jak informował komunikat – koncert owszem, miał się odbyć, pozostał bezpłatny, ale został przeniesiony do sali widowiskowej Białołęckiego Ośrodka Kultury. Co niestety znaczyło mniej-więcej tyle, że miejsca są ograniczone – dokładnie 362 miejscówki – a to trochę za mało jak na tysiąc osób, które określiły się na Facebooku jako te, które wezmą udział, i kolejne 4 tysiące osób niezdecydowanych, aczkolwiek zainteresowanych. Co więcej, w celu dostania wejściówki trzeba było w tempie ekspresowym wysłać e-maila pod wskazany adres, z prośbą o taką wejściówkę – dobrze, że wcześnie wstałam! Po opublikowaniu informacji, jak to zazwyczaj bywa w takich sytuacjach, na portalach wybuchła fala hejtu i pretensji rozżalonych fanów, którzy – jak twierdzili jechali na koncert nawet ze Śląska, w obecnej sytuacji nie mając gwarancji, czy na niego w ogóle wejdą! Organizatorzy w odpowiedzi jednak szybko ogłosili, iż specjalnie dla tych którym wejść się nie uda, przygotowany będzie telebim i relacja live.

Ja osobiście uważam, że to i tak całkiem dobrze, że wydarzenia nie odwołano całkowicie, i że zadbano o sprawny przepływ informacji. Kolejnym plusem jest fakt, że event był bezpłatny, podczas gdy z osobna każdy z koncertów kosztowałby pewnie w granicy 30 złotych. Jedyne co przemawia na niekorzyść organizatorów jest fakt, że informacja o zmianie planów pojawiła się w sieci stosunkowo późno – jeżeli ktoś faktycznie jechał ze Śląska, mógł czuć się oszukany. Niestety organizatorzy nie mieli na to wpływu – pogoda zmienną jest, a wtedy zdecydowanie nie była ich sprzymierzeńcem. Pomimo tego wejściówki rozeszły się jak świeże bułeczki! Nic zresztą dziwnego, w końcu taki skład nie zdarza się często.

Muszę zaznaczyć, że dotrzeć na miejsce łatwo nie było, trip z przygodami. Sama podróż jednak nie przebiła zdziwienia mojego i moich towarzyszy, jakie spotkało nas na miejscu. Okazało się, że koncert odbywać będzie się w… szkole podstawowej! Otoczenie więc było mało… koncertowe! Ale bawiliśmy się zdecydowanie koncertowo! Jak się domyślacie obiekt w którym odbywał się event stał się powodem żartów sytuacyjnych pokroju „idzie dyrka”, „dawaj na szkolną stołówkę”, „chodźcie, bo zaczyna się apel”. Było całkiem zabawnie! A dobór miejsca może nie był przypadkowy? W końcu była to impreza z okazji „(nie) kończących się wakacji”, jak informowała wejściówka, która wreszcie wylądowała na moim nadgarstku.

Uczta muzyczna

Event otworzyli założyciele Alkopoligiami – Ten Typ Mes (Piotr Szmidt), wraz ze Stasiakiem (Łukasz Stasiak). W towarzystwie Kingi Miśkiewicz. Plotki z branży hip-hopowej twierdzą, że współpraca i kontakt z Mesem jest bardzo trudny – patrząc na niego na scenie ciężko mi to sobie wyobrazić. Jego występu nie mogę nazwać zwykłym koncertem bo to co działo się na scenie przypominało bardziej spotkanie autorskie – serio dużo mówił. Ale obecność na scenie Stasiaka dodała ich występowi charakteru stend upu. Gość ma talent do rozluźniania atmosfery i zabawiania towarzystwa a jego zabawne tańce musielibyście zobaczyć na żywo bo ciężko mi to opisać! Kinga Miśkiewicz to przede wszystkim piękny głos i trochę kobiecości na scenie. A sam Mes – co tu dużo mówić – chyba tylko on potrafi zrobić taki niepowtarzalny i wzruszający klimat śpiewając „Jak nikt”.

Następnie przyszła pora na Flirtini Live. Tutaj lekko odbijamy od rapu, na rzecz innej, bliskiej mojemu sercu muzyki elektronicznej. Jedynak i Ment (mimo, że tego drugiego osobiście średnio lubię) to chyba jedyny duet w Polsce tworzący tą specyficzną muzykę na tak światowym poziomie. Oryginalne brzmienie, pomysłowość i dobra, taneczna zabawa. W końcu lato to „basen, Flirtini, szorty, bikini”, a więc nie mogło ich tam zabraknąć! Zadbali oni o wiele atrakcji dla swoich słuchaczy – ilość zaproszonych przez nich gości przerosła moje oczekiwania. Nagle na scenie pojawili się nowocześni artyści, młodego pokolenia. min.: Rosalie, Linia Nocna ze swoim chilloutem, zaraz za nimi na scenę wpadł Otsochodzi czy Gverilla i jego „płynę”, które tak bardzo chciałam usłyszeć na żywo. Nie rozczarowałam się, płynęłam wraz z rytmem muzyki.

Jednym elementem przeszkadzającym – z tego co słyszałam nie tylko mi, było zachowanie grupy nastolatków, którzy zachowywali się dosyć… nieelegancko jak na okoliczności. Przeszkadzali kpinami i komentarzami nie na miejscu, zdecydowanie niezainteresowani całym koncertem, wyczekiwali tylko Janka (Otsochodzi), dając to we znaki przez cały koncert innych artystów… Słabe bo słabe, ale skąd oni wiedzieli, że na scenie pojawi się Janek (aż na całe dwie piosenki) skoro takiej informacji nie było nigdzie. To chyba serio sajko fanki Janka, których mu teraz nie brakuje.

Ja natomiast doczekałam się mojego ulubionego artysty – Rasa, w raz z Bandem. Psychofanką nie jestem, ale byłam już na niezliczonej ilości koncertów grupy Rasmentalism.  Wiem więc czego się spodziewać. Ras jak zwykle zagrał większość piosenek których oczekiwałam, ale tym razem rzucał do publiczności woreczkami z wodą – na sali było naprawdę gorąco! A podczas koncertu poprosił o zaproszenie ludzi, którzy nie weszli ze względu na ograniczone miejsca i koncert musieli oglądać na telebimie. To bardzo fajne gesty z jego strony! Zresztą Ras jak to Ras, jest totalnie prawdziwy i luźny. Tym razem jeździł po scenie na obrotowym fotelu bo stwierdził, że jest zmęczony. No ale nic dziwnego skoro wcześniej skakał po niej jak szalony! Na koncertach daje z siebie wszystko i to w nim lubię! No a jego teksty – miód na uszy. Tak wiele trafnych metafor i prawdy o współczesnym świecie w swoich tekstach nie przemyca żaden inny raper. No i jego porażająca bezpośredniość, dzięki której dał do zrozumienia wcześniej wspomnianej grupie nastolatków, że zachowują się kiepsko, wygrała ten koncert! Ras śpiewający, o tym, czy „umiesz wyjść poza siedem cali jeszcze?” i nastolatka machająca mu przed twarzą telefonem nagrywając snapa- sytuacja trochę paradoksalna. Co zrobił Mes? Skonfiskował jej telefon – w końcu jesteśmy w szkole! Ale trzeba przyznać – snapa będzie mieć dziewczyna niepowtarzalnego!

Sam event na mega plus – przeciętna wieku – nie wiem, ale na pewno dużo starsza niż na Taconafide. Samo towarzystwo – widać zajawkę i, że faktycznie zjawili się dla samych artystów. Prawdziwi fani (poza kilkoma wyjątkami). Osób było tak niewiele, że stojąc przy samej scenie i mając na wyciągniecie wszystkich artystów nie musiałam bać się o życie i walczyć o swoje terytorium, jak to bywa na innych koncertach.

I muszę przyznać, że nic nie popsuło występu – nawet pogoda i niespodziewane zmiany. A za dobór artystów daje wielkie pięć! Stylowi występujących artystów bliżej do rapu śpiewanego, co świadczy o tym, że nie są tylko raperami a wszechstronnymi muzykami, po prostu Artystami przez duże A, a takich sobie cenie. Każdy z nich jest indywidualnością, ale razem tworzą prawdziwą muzyczną ucztę. Miło było pożegnać wakacje w takim towarzystwie! W końcu „dobra muzyka, ładne życie!”

A teraz czekam na powitanie jesieni w podobnym klimacie! Czy to brzmi jak wyzwanie?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ