Hejterzy? Nie mam z tym problemu!
O „Miłości na bogato” wraz z wzrostem oglądalności, wciąż słyszy się coraz więcej. Wielu widzów zastanawia się, jak wygląda plan tak nietypowego serialu i czy aktorzy zostali wybrani z przypadku? Z pewnością ten wywiad zaskoczy niejednego fana serialowej grupy imprezowiczów, bo jak się okazuje członkowie obsady mają ukryte talenty. Tak jest w przypadku Karoliny Gilon – zdolnej makijażystki, fotomodelki o nietypowej urodzie i charyzmatycznej osobowości. Jak wygląda współpraca z gwiazdami, czym powinna wyróżniać się ikona piękna oraz wiele więcej, opowiedziała nam Karolina.
Marta Adamczyk: Aktualnie każdy kojarzy Cię z serialem „Miłość na bogato”. Powiedz mi, czym zajmujesz się na co dzień prócz gry w serialu? Co lubisz robić?
Karolina Gilon: Tak naprawdę, to co chwilę zmieniam swoje zajęcie. Na samym początku, kiedy przyjechałam do Warszawy potrzebowałam trochę czasu, aby mieć pomysł na siebie. Gdzieś w międzyczasie rozpoczęłam studia finansowe, po roku zorientowałam się, że to nie mój klimat i nie chcę tego robić, więc je rzuciłam. Stwierdziłam, że zajmę się makijażem. Moi rodzice są artystami, więc miałam z tym od zawsze do czynienia. Poszłam do szkoły makijażu, szybko złapałam pracę, zdobyłam znajomości, moja nauczycielka wkręciła mnie do firmy. Tak naprawdę rzucono mnie na głęboką wodę, bo zaczęłam współpracę z gwiazdami, modelkami na pokazach. Głównie zajmowałam się makijażem i stylizacją włosów.
Miałam przyjemność oglądać Twoje profesjonalne zdjęcia, jak i również podziwiałam Twoją pracę makijażystki na twarzach polskich gwiazd. Co tak naprawdę sprawia Ci większą radość: malowanie czy pozowanie?
Zawsze uważałam, że każdy człowiek rodzi się z jakimś talentem, niektórzy nazywają to „parciem na szkło”. Mnie zawsze bardziej ciągnęło przed kamerę, ponieważ obcowanie z nią sprawia mi ogromną przyjemność. Bez względu na to czy to jest aparat fotograficzny, czy kamera, każdy występ przed mediami jest wprost stworzony dla mnie. Pamiętam, że od dziecka lubiłam skupiać na sobie uwagę, śpiewałam czasami występowałam w teatrach. Lubię malować ludzi, ale praca przed obiektywem, jako modelka lub aktorka sprawia mi dużo większą radość.
Gdzie uczyłaś się sztuki makijażu?
Na początku sama próbowałam nauczyć się tej sztuki. Później poszłam do szkoły makijażu, przeszłam roczny kurs i poznałam wiele wspaniałych ludzi, w tym moją nauczycielkę, dzięki której tak naprawdę zawdzięczam ten cały rok nauki. Myślę, że gdybym trafiła na kogoś innego, nie zdołałabym posiąść takiej samej wiedzy na ten temat.
Sama się malujesz na ważniejsze wyjścia, czy korzystasz z pomocy specjalistów?
Zawsze sama. Nie mam zaufania do „makeupistów” przez to, że mam pewnego rodzaju zboczenie, ponieważ jeszcze chyba nigdy nie zdarzyło się tak, żeby ktoś mnie pomalował, a ja tego nie poprawiłam. Może raz miałam przypadek podczas klipu, w którym grałam razem z Natalią Siwiec, (który jeszcze nie miał premiery) malowała mnie tam Katarzyna Sujka i to był pierwszy taki moment, w którym nawet się nie poprawiłam. To samo tyczy się Beaty Siedleckiej i Iwony Fifi Zembali, którym zawdzięczam swoje umiejętności. Nie wiem czy w przyszłości nie będę z tego korzystała, ale do serialu maluję się sama.
Malowałaś wiele gwiazd, jak wyglądała współpraca z nimi?
Jak malowałam gwiazdy, to sama jeszcze nic nie robiłam medialnie. Było to ciekawe doświadczenie, mogłam zobaczyć jak się zachowują, dowiedzieć się o czym rozmawiają. Nigdy nie miałam z tym problemów, przynajmniej aktualnie sobie nie przypominam. Zawsze natrafiałam na takie kobiety, które były miłe, przyjemne, nigdy nie miałyśmy skomplikowanych relacji.
Wiem, że w przeszłości miałaś do czynienia z modelingiem, brałaś udział w wyborach Miss Nastolatek 2006. Czy próbowałaś jeszcze swoich sił w tym zawodzie?
W wyborach Miss znalazłam się zupełnie przypadkiem, w ogóle to się stało tak szybko. Jako szara dziewczynka zdobyłam tytuł Miss Mrągowa, potem dostałam się do dalszego etapu. Cały czas nie wierzyłam w to, co się dzieje. Miałam wrażenie, że się do tego nie nadaję, bo przecież ja – taka skromna. Ostatecznie znalazłam się w finale Miss Polski i wtedy posypało się dużo propozycji związanych z modelingiem. Zaproponowano mi nawet kontrakt z wyjazdem do Chin, ale byłam na takim etapie, że nie do końca mnie to kręciło. Nie miałam na tyle odwagi w sobie, żeby zostawić przyjaciół, rodzinę i wyjechać za granicę pracować. Nie mogę powiedzieć, że tego żałuję, bo bardzo dużo fajnych chwil przeżyłam, ale na pewno miałabym większy bagaż doświadczeń. Modeling traktuję jako zabawę, również z tego względu, że w tym zawodzie wymaga się od kobiet młodego wyglądu, dlatego kariera modelki zwykle szybko się kończy. Poza tym chcę robić coś ambitniejszego.
Czym według Ciebie powinna wyróżniać się ikona piękna?
Jestem bardzo wrażliwa na piękno. Lubię obserwować ludzi, oglądać zdjęcia głównie kobiet. Mężczyźni nie zachwycają mnie tak jak kobiety. Jak idzie piękna dziewczyna, czy jest się hetero, czy też nie, to na kobietę przyjemniej jest popatrzeć. Codziennie jestem zakochana w innej kobiecie, lubię podziwiać ich piękno i doceniam w nich to, do takiego stopnia, że jestem w stanie podejść do niej i jej to powiedzieć. Często nie spodziewają się komplementu od drugiej kobiety, w rezultacie są bardzo zaskoczone. Ale jestem tego zdania, że trzeba znać swoją wartość na tyle, aby nie wstydzić się powiedzieć komuś, jaki jest piękny. Nie mam wśród kobiet konkretnej ikony, podoba mi się Angelina Jolie, tyle, że kiedyś wyglądała lepiej, teraz jest trochę za chuda. Aktualnie do damskiej ikony piękna mogę zaliczyć modelkę Rosie Huntington Whiteley. Piękna, ale z charakterem. Z mężczyzn podoba mi się aktor Tom Hardy, taki typ męskości.
Kto jest Twoi autorytetem?
Moja mama. Może wyda się to komuś nudne, bo często rodzice są uważani za autorytet, ale jest to jak najbardziej prawdziwe. Mama dała mi w życiu bardzo dużo siły i dzięki niej wiele się nauczyłam.
Nie sposób nie zauważyć, że masz bardzo „przyozdobione” ciało. W jakim wieku zrobiłaś pierwszy tatuaż?
Zaskoczę cię, pierwszy tatuaż zrobiłam dość niedawno. Co prawda myślałam o tym mając już 15 lat, ale nie chciałam tego robić ze względu na mamę. Poczekałam z tą decyzją aż dojrzeję i w taki sposób pierwszy tatuaż powstał trzy lata temu. Malutki, na nadgarstku z dedykacją właśnie dla mamy. Następne tatuaże pojawiały się bardzo szybko, z czasem coraz większe, jedną rękę postanowiłam wytatuować całą. Niektóre z nich są niedokończone, ale nie chcę wyglądać jak kolorowanka, wiec staram się mieć do tego dystans i trzymać się pewnej granicy.
Które z tatuaży mają dla Ciebie specjalne znaczenie?
Na pewno ten z dedykacja dla mamy, która żyje i ma się dobrze. Wiele osób myśli, że to jakaś pamiątka po niej, ale tak nie jest. Co więcej mama również zrobiła sobie tatuaż w tym samym miejscu, co ja, o podobnym kształcie. Również wiele znaczy dla mnie tatuaż, który zrobiłyśmy sobie wspólnie z przyjaciółką w tym samym czasie. Nie zawsze jest tak, że każdy tatuaż ma jakieś znaczenie. Traktuję to bardziej jak sztukę na ciele, niż zakończenie jakiegoś etapu w życiu.
Tatuuje Cię jedna, zaufana osoba?
Do tej pory tatuowały mnie trzy osoby, wszystkie zaufane. Wśród nich jest nawet jedna kobieta.