happysad – romantyczni bezideowcy

happylife4styleChyba nie ma osoby, która nie zna, choć jednej piosenki tego zespołu. Od ponad 10 lat konsekwentnie tworzą muzykę, którą charakteryzuje prostota dźwięków i słów. Pomimo tego na ich koncertach zjawiają się tłumy, a dziewczyny piszczą na widok „romantycznych bezideowców”.

Patrycja Ceglińska: Nie pokazujecie się w mediach, wywiadów z Wami za wiele też nie ma, czy w ogóle odczuwacie swoją popularność, bo jednak na koncertach zjawiają się tłumy?

Łukasz Cegliński: Jesteśmy dobrym przykładem, że wcale nie trzeba „bywać” w mediach, żeby być znanym i lubianym. Nas to bardzo cieszy. Nie wyobrażamy sobie pozowania na ściankach , trochę byłoby to krępujące. My jesteśmy zwykłymi ludźmi. Nas to po pierwsze nie jara, a po drugie nas nie zapraszają na takie imprezy. Gdybyśmy byli zespołem medialnym, występującym w programach śniadaniowych, występującym w Jaka to melodia?, to pewnie byśmy byli zapraszani na bankiety.

Jak fani mają przesyt to też niedobrze…

No tak! Ja mam wrażenie, że my jesteśmy takimi ludźmi, no wiesz, w miarę normalnymi.

Mi kojarzycie się jako wieczni chłopcy. Czy sami też tak o sobie sądzicie?

Trochę tak. To jest chyba słuszne odczucie i fajnie, że podświadomie ludzie nas tak odbierają. Czujemy się młodzi. Tak sobie czasami myślę, że ja mam 36 lat, a jak mój tata był w tym wieku to go uważałem za takiego starucha, że głowa mała! Pomimo tego, że broda siwieje to czuję się młody.

Ta wieczna młodość pomaga Wam  na scenie?

Tak, tak. Bardzo fajnym okresem w ciągu całego koncertowego roku są koncerty juwenaliowe, gdzie my, stare chłopy, przed koncertem i po koncercie bawimy się ze studentami. Zazwyczaj na koncertach juwenaliowych gramy z jakimiś kapelami i my po koncercie bierzemy piwko i razem z tymi studentami siadamy na trawie i oglądamy inne zespoły. To jak ja się mogę czuć staro?

Pewnie słyszeliście to setki razy, ale jako Wasza fanka muszę zapytać o to, skąd wzięła się nazwa zespołu?

Bardzo dużo ludzi nam mówi, że to jest trafiona nazwa i w jakiś sposób oddaje charakter muzyki, a myśmy chcieli, żeby tak było. Kiedy szukaliśmy nazwy, byliśmy w takim okresie swojego życia, kiedy człowiek ma takie największe rozkminki: Czy życie ma sens?, Czy ona to mnie pokocha czy nie pokocha? i dodatkowo, jak graliśmy utwory swoje własne w szkole, na przerwach to pani od polskiego faktycznie mówiła: Wy to takie chłopaki wesołe jesteście, a piosenki macie takie smutne. I tak się stało, że kiedy zaczęliśmy myśleć o tej nazwie to zbitek słów wesoły i smutny cały czas nam chodził po głowie.

Macie dużo melancholijnych piosenek, jesteście smutasami?

Chyba nie jesteśmy smutasami, wręcz przeciwnie. Uwielbiam smutną muzykę, uwielbiam się przy niej dołować. Ja bym z chęcią pograł taką tylko wiem, że jak się spotkamy z chłopakami to energia jest taka, że te utwory mają  pierwiastek energetyczny.

Wiadomo, że jest różnorodność wśród Waszych fanów, ale najwięcej na Waszych koncertach jest młodych ludzi. I nie da się ukryć, że te teksty piosenek, które gracie, np. Z pamiętnika młodej zielarki czy  Ja do Ciebie są dosyć mocne..

My się kompletnie tym nie przejmujemy, bo nie piszemy konkretnie pod jakąś grupę docelową. Nie zastanawiamy się nad tym, do kogo one trafią. Nie możemy być odpowiedzialni za to, że tekst Kiedyś kupię nóż i powyrzynam wszystkich wkoło słucha jakaś 13 – latka. Ja sam miałem lat 15 czy 16, kiedy poszedłem na koncert Kultu, niewiele więcej jak poszedłem na koncert Pidżamy Porno. Rozumiem tę najmłodszą młodzież, która wrzeszczy, krzyczy itd.

Określacie się „romantycznymi bezideowcami”, czy to znaczy, że Wasze teksty nie mają żadnego przekazu?

Ja nie wiem czy chcemy coś przekazać. Kuba zawsze podkreślał, że teksty są dla niego opowiadaniem jakiś historyjek, które się gdzieś tam wydarzyły. Nie jestem pewien, czy jest zawarta w nich jakaś ogólna prawda, którą każdy będzie mógł przyswoić lub uznać za własną. Nigdy nie piszemy tekstów tak, że No dobra, to ta piosenka będzie pisana o tym, żeby się nie załamywać, jak się złamie komuś serce.

Macie jakieś muzyczne marzenie?

Chciałbym nagrać płytę i żeby wreszcie ktoś powiedział:  O kurwa! To nie happysad!( śmiech). Bo tak mam wrażenie, że z płyty na płytę coś tam zmieniamy, coś tam się dzieje, ale są tacy, którzy mówią: Znowu to samo, nie pokazali nic nowego.

Dla fanów  każda płyta i każdy koncert jest zaskoczeniem. Z kolei krytycy piszą, że nic nowego nie pokazujecie. I czy to jest dla Was demotywujące? Czy wręcz przeciwnie?

Gdyby się człowiek chciał ustosunkowywać do wszystkiego, co słyszy, przede wszystkim do rzeczy negatywnych, to byłoby demotywujące, bo człowiek zacząłby się zastanawiać: A może faktycznie, na cholerę my gramy? A może te teksty są beznadziejne? A może jest słaby perkusista?. Na szczęście my się nie musimy nad tym zastanawiać, bo nie wiadomo czym by to się skończyło. Poza tym, gdzie nie pojedziemy jest ogromna ilość ludzi na koncercie. Wewnątrz nas jest jeszcze potrzeba zmiany, jakiegoś progresu, że chcielibyśmy zagrać coś inaczej.

Dowodem na to, że jesteście lubiani i ludzie chcą Was słuchać jest to, że Wasze dwie ostatnie płyty pokryły się złotem.

No właśnie, czyli okazuje się, że ludzie jeszcze kupują płyty, co w dzisiejszych czasach nie jest takie oczywiste.

Czyli utrzymujecie się głównie z koncertów?

Tak. Jakoś przy okazji płyty Mów mi dobrze taki przychód ze złotej płyty to wystarczył na  miesiąc, dwa miesiące mieszkania w Warszawie przy wynajętym mieszkaniu plus wydatki. Kiedyś, kiedy były inne czasy i ten pułap złotych płyt (100 tys.) był większy to się przekładało finansowo. Natomiast w dzisiejszych czasach , kiedy złota płyta jest od 15 tys. to jest niemożliwe.

Czy mógłbyś przybliżyć historię nagrywania płyty Ciepło/zimno, bo warunki podobno były ekstremalne?

Warunki były o tyle ekstremalne, że różnica temperatur była ogromna. W domu, w niektórych pomieszczeniach temperatura była bardzo domowa, nawet 25 stopni, kiedy się nagrzało w piecu, ale wychodziło się za drzwi do innego pomieszczenia i było jakieś 20 stopni mniej. Z kolei temperatura na dworze różniła się od temperatury w domu o następne 20 stopni. Niestety instrumenty źle reagują na zimno i wymagało to od nas cierpliwości, bo co chwilę trzeba było je stroić. To są bardzo fajne wyjazdy, kiedy bierze się kumpli i sprzęt i zaczyna się tworzyć. Te momenty, kiedy grasz bzdury, a nagle powstaje coś fajnego są warte każdej ceny i każdego cierpienia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ