- Strona główna
- Gdzie najlepiej spędzić szary listopad? „A może by tak…”
Gdzie najlepiej spędzić szary listopad? „A może by tak…”
„…. rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?” Prawidłowa i właściwa odpowiedź jest tylko jedna – w górach!
Wypad w góry!
Oczywiście góry są na tyle uniwersalne, że pora roku tutaj nie gra większej roli – jest tu pięknie zarówno latem, jak i zimą. I to chyba jedyne takie miejsce na mapie polski . Morze kocham latem – wtedy, gdy mogę się w nim zanurzyć. Zimną czy jesienią również ma pewien urok, jest ciemne, mocne i… nieco przerażające. Jednak, należy przyznać, że poza spacerami w grubych swetrach i szalikach, niewiele ma do zaoferowania zimną porą. To miejsc typowo sezonowe. Świadczy o tym chociażby fakt, że cały festiwal straganów – nie tylko w owianym złą sławą, Mielnie, ale wszędzie indziej – I życie nad morzem, zawija się wraz z końcem sezonu. Za górami natomiast przemawia fakt, że są całoroczne. Latem możemy się pokusić o wycieczki górskie, zimą natomiast o sporty zimowe. Góry jednak, na przekór, najpiękniejsze, najbardziej tajemnicze i inspirujące, wydają mi się być jesienią. To właśnie w górach mogłabym spędzić całą, szarą jesień. Dlaczego? Nigdzie indziej tajemnicza mgła, nie unosi się tak pięknie nad lasem. Pomimo tego, że uwielbiam życie w wielkich, szybkich i intensywnych miastach, betonowa dżungla kojarzy mi się z konsumpcjonizmem, czymś brudnym i grzesznym. Góry natomiast wręcz przeciwnie. Góry to spokój, góry to ucieczka w głąb siebie, góry to cisza, góry to natura – wielka i piękna. Będąc w górach można poczuć, jak potężna jest natura. Góry prawdopodobnie zostały stworzone po to, by móc się wyciszyć. Idąc w góry, albo chociaż napawając się ich widokiem, bagaż naszych doświadczeń, wątpliwości, zostawiamy w mieście, za sobą. Góry pozwalają oczyścić myśli. Góry mogą ukoić, dać najlepsze odpowiedzi i rozwiązania, albo po prosu zapomnienie. W górach samotność staje się dobra, można ją przeżywać rozmawiając z samym sobą, zachwycać się tym co jest przed nami, i chłonąć charakterystyczny zapach grzybów, drzew i wilgotnej, o tej porze, aury i leśnego runa. To naprawdę relaksujące.
Nigdy wcześniej tak bardzo nie doceniała gór. Będąc dzieckiem, były dla mnie chyba za mało atrakcyjne. Wpłynął na to również zapewne fakt, że jako mała dziewczynka, co roku – czasem częściej, wyjeżdżałam z rodziną do domku w górach – w Beskidach. Było całkiem urokliwie i fajnie. W końcu przebywałam tam na tyle często i intensywnie, że dorobiłam się swojej ekipy, miejscowych górali, i pierwszej miłości. Również górala (którego uwielbiali moi rodzice, ja zresztą wtedy też). Biegaliśmy po górach, zbieraliśmy jagody i poziomki, siedzieliśmy nad stawami w lesie. A pewnego lata, gdy zastała nas powódź, a ja byłam dużo młodsza, bawiliśmy się w kaloszach w błocie, obserwując wszystkie stworzenia jakie płynęły razem z prądem i powodzią. Przez to, że tak wiele czasu spędzałam w górach, chyba nieco nabyłam mentalność góralki – jestem raczej pracowita, uparta i charakterna. Z miejscem tym już zawsze będę silnie związana, a sentyment chyba nigdy nie będzie mniejszy. To w końcu poniekąd właśnie tam dorastałam, przeżywając pierwsze nastoletnie uczucia, pocałunki, pierwsze imprezy, dramaty, pierwszą jazdę konną i przyjaźnie. Co roku mocno czekałam na wyjazd w góry. Pewnie dlatego, gdy byłam starsza, i wreszcie mogłam sama decydować o tym, gdzie spędzam wakacje, i przede wszystkim jechać na nie, bez opieki rodziców, a w towarzystwie ekipy znajomych, zawsze wybierałam morze. Miałam jego niedosyt, po tych wszystkich latach, spędzonych w górach. Wówczas zapomniałam o górskich szczytach, i całym sercem pokochałam morze – a szczególnie trójmiasto. Gdzie jeździłam co roku, pomimo odległości i dwunastu godzin w pociągu. Ale ten pociąg to była przygoda – ekipa, tanie wina i długa droga przed nami. Tak, pociąg zdecydowanie był najlepszy. Tak czy inaczej, właśnie przez moją miłość do morza, totalnie zapomniałam o górach. Na długo. Mój zachwyt nad nimi odzyskałam dopiero w momencie, gdy, jako dojrzała dziewczyna, na Teneryfie pojechałam na wycieczkę do osady Masca, gdzie znalazłam się pomiędzy monumentalnymi górami, i zrozumiałam jaka to moc, jakie piękno, i jaki człowiek jest niewielki w obliczu natury. Kolejny raz z górami po tej przerwie to wycieczka w góry Jabels Mountains, w Emiratach Arabskich. Co było miłą odskocznią od miliona stopni, i pustynnych terenów, podczas tego tripu. Surowe góry zrobiły swoją robotę, czyli wrażenie „wow”. Ostatnio miałam także okazje być w naszych Polskich górach, które są równie piękne. W Beskidach. Po intensywnym życiu w Warszawie to było to – coś czego potrzebowałam. Pomogło, ukoiło jakoś.
Więc jeśli zdarzy się wam trochę pomarudzić, trochę ponarzekać, trochę mieć gorsze dni i samopoczucie, bo zimno, bo ciemno, bo deszcz – mam antidotum. Góry! Ja mam to szczęście, że od mojego rodzinnego domu, do pierwszych gór dzieli mnie niewielka odległość. Natomiast zapewniam, że nawet weekend w górach, może być lekarstwem na całe zło.
Do zobaczenia na szlaku?
„A może tak wszystko rzucić, wyjść nie wrócić
Abonamenty, rachunki, umowy, gadżety, wszystkie klucze
Zabrać jedynie narty, nie pamiętam już w górach zimy
Wszystko na jedną kartę, w ch*ju mieć dual-simy
Zmęczyła mnie trasa, niech niechęć do ludzi i miasta nie dziwi
Pomóż mi znaleźć hotele w których mój laptop nie pamięta hasła do wi-fi
Jakie hotele, chcę w sercu gór spać nocą
Nie widujemy Drogi Mlecznej, miewamy problem z laktozą, do zo!
Ponoć na szczytach już śnieg pada
Pozwól że przepadnę w Bieszczadach
Skoro za miastem nie przepadam
Spoko, że lecimy sobie na ośkach, kiedy wieczorami otwierasz okna
Szkoda z kolei że na moich oczach z jedenastego poleciał sąsiad
Odnoszę wrażenie, że miasto generuje całe to zło
Odnoszę wrażenie, odniosę je sobie hen daleko stąd
Wierzę, że święty spokój w końcu się tu ziści
Niech zeżre mnie ciekawość, nie chcę żywić nienawiści
Nie chcę tu mieszkać, nie chcę tu mieszkać
Chodzę po cudzych osiedlach, szukam swoich Bieszczad
Nie chcę tu mieszkać, nie chcę tu mieszkać
Chodzę po cudzych osiedlach, nie widzę ich
A może by tak wszystko rzucić, tata mnie uczył
Wyjść po gazetę i nigdy nie wrócić, duszę się w duszy
Co gra na nerwach, fakty, ludzie oraz zwierzęta
Baba co znów zmienia rolkę przy kasie, twój dźwięk SMS, moja oszczana felga
Myślałem chociaż że pisanie tekstów wciąż mnie bawi
Pusta kartka, znów złożę ją osiem razy
Pieprzyć, jadę w góry na spoczynek jak Pershing
Drzwi nie muszę zostawiać zamkniętych, leję na klucze tak jakby Andrzejki
Pieprzyć, doświadczeń bagaż mam podręczny
I jadę taką drogą, że telefon zacznie śnieżyć
Wszystko w bieli, patrzę na tropy, są wilki na szlaku
Alfa zostaje w garażu, mam cichą nadzieję że zmyli watahę
Przykucnę chwilę, spojrzę w niebo, lekko świecąc
I dam swym przyjaciołom „ECHO!” (echo, echo)
Tylko tym, którzy tak jak ja od życia też coś chcą
I jadą na południe, nie na zachód jak Pet Shop Boys
Nie chcę tu mieszkać, nie chcę tu mieszkać
Chodzę po cudzych osiedlach, szukam swoich Bieszczad
Nie chcę tu mieszkać, nie chcę tu mieszkać
Chodzę po cudzych osiedlach, nie widzę ich”
Zobacz także: