Duński wizjoner

larsvontrier obrazlife4styleLars von Trier to mocne nazwisko w skandynawskiej kinematografii. Ożywił tamtejsze kino lat 90tych. Przyjęło się mówić o nim jako o buntowniku przełamującym społeczne konwenanse, balansującym na granicy dobrego smaku, nastawionym na szokowanie. Nie wydaje się jednak, żeby przemawiała przez niego płytka chęć wzbudzania sensacji. Lars von Trier, choć często niezrozumiany przez filmowe środowisko, jest wizjonerem, który specyficznie dzieli się swoją percepcją z widzami.

Po premierze „Antychrysta”, jego nazwisko zaczęło pojawiać się w prasie ze zwiększoną częstotliwością. Sam otwarcie przyznawał, że w środowisku filmowym stał się „persona non grata”, a w Cannes nie doceniono jego wizji. Projekcja odbyła się w atmosferze skandalu i nie wszyscy z towarzyskiej śmietanki dotrwali do końca filmu. Von Trier pozostał niewzruszony. Spodziewał się tego. Byłby przeraźliwie naiwny, wierząc w dobre przyjęcie horroru pomieszanego pornografią. Złośliwi twierdzą, że tym filmem duński reżyser chciał nam przekazać jedną smutną prawdę o naszym gatunku: bez względu na to, jak myślimy, że jesteśmy daleko w rozwoju cywilizacji, nasze życie i tak zawsze będzie sprowadzało się do dwóch rzeczy: kopulacji i przetrwania. „Antychryst” to chaos, wynaturzenie, manifest utraty wiary w człowieczeństwo. Zamknięty krąg maszyny prokreacyjnej, wydając na świat ludzi, skazuje ich automatycznie na cierpienie. Bo takie prawa natury nami rządzą. Stąd pogląd Von Triera na to, ze natura jest Kościołem Szatana. I tak oto urocze zwierzątka, które znamy z filmów przyrodniczych, to nic więcej jak maszyny mające na celu kopulację i konsumpcję, zamknięte kręgu życia i śmierci. A sama Zaś pełna bogactw i roślinności, matka natura to niema i obojętna przestrzeń, w której rozgrywa się codzienne piekło przetrwania. Począwszy do rozpoczynającej film długiej, wystylizowanej sceny seksu bohaterów, reżyser rozpoczyna z widzem psychologiczną grę, w oparciu o wymienione już motywy i założenia. W ogólnym rozrachunku, jest to momentami ciężka dla wrażliwców do strawienia, ale jednak umiejętna kompilacja motywów horroru i psychoanalizy. Sam duńczyk przyznał, że film powstawał w momencie jego głębokiej depresji i utraty nadziei w ludzki gatunek. Swojego zwątpienia nie mógł chyba bardziej dosadnie wyrazić.

„Antychryst” uczynił Von Triera rozpoznawalnym w mainstreamie, natomiast filmem, przełomowym w jego karierze była zdecydowanie „Europa”. W zasadzie jest to opowieść o młodym Amerykaninie niemieckiego pochodzenia, który przyjeżdża do kraju przodków tuż po II wojnie światowej, by zostać konduktorem pociągu i w ten sposób przyczynić się do odbudowy zniszczonego państwa. Napisałam w zasadzie, bo rozdźwięk między formą a treścią jest momentami na tyle wyraźny, że odnosi się wrażenie, jakby reżyser chciał nas przekonać o iluzoryczności fabuły.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ