Dlaczego e- booki są tak drogie?

ebooklife4styleKażdy, kto kiedykolwiek zastanawiał się nad kupnem czytnika e- booków na pewno zadał sobie pytanie: czy to się opłaca? I ma wątpliwości, bo książki elektroniczne w naszym kraju kosztują prawie tyle samo, co papierowe. Dlaczego tak się dzieje?

Pytanie jest jak najbardziej uzsadnione: teoretycznie przecież koszty jej wyemitowania są dużo mniejsze, niż w przypadku papierowej publikacji. Wydawca nie musi ponosić kosztów produkcji, składu, magazynowania i dystrybucji. Płaci jedynie za konwersję i przystosowanie tekstu do czytania na odpowiednim urządzeniu, które czytelnik kupuje ju przecież we własnym zakresie. Skąd więc taka, a nie inna sytuacja na polskim rynku?

Dlaczego, kiedy wejdziemy na strony internetowe polskich ksiegarń i wydawnictw różnica między wersją tradycyjną a elektroniczną wynosi zaledwie kilka złotych, a gdy wejdziemy na Amazon.com, tamtejsze ceny e- booków stanowią zaledwie jedną trzecią bądź maksymalnie połowę ceny papierowej wersji?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta: podatek VAT. Książki wydawane w formie tradycyjnej są według dyrektywy unijnej towarem obłożonym podatkiem VAT, w naszym kraju w wysokości 5%. E-book z kolei w świetle tych samych unijnych przepisów jest usługą świadczoną drogą elektroniczną – a te są już opodatkowane na 23%.

Bareizm w wydaniu wspólnotowym? Wydaje się, że tak. Rzecznik Praw Obywatelskich Teresa Lipowicz złożyła 9 grudnia w tej sprawie wniosek do Trybunału Konsytucyjnego. Jej zdaniem przepis różnicujący stawkę VAT ze względu na rodzaj medium utrudnia konstytucyjne prawo o powszechnym dostępie do dóbr kultury.

Sprawa jest ważna, szczególnie w czasach, gdy czytelnictwo w Polsce spada wręcz dramatycznie. Według badań Biblioteki Narodowej w 2012 roku aż 60,8% Polaków nie przeczytało ani jednej książki. Jednocześnie w tych 39.2% czytających rośnie grupa korzystająca właśnie z e-booków. Aż 7% ankietowanych w tymże badaniu potwierdziło, że przynajmniej raz przeczytało książkę z czytnika.

Jednak jest coś, na czym politykom zależy zdecydowanie bardziej, niż wzrost czytelnictwa (a tym samym ilorazu inteligencji społeczeństwa) – wpływy z podatków. Gołym okiem widać, że 5 to nie 23% i że wiele państ Unii w obliczu wiecznie powiększającej się dziury budżetowej nie zrezygnuje z takiego źródła dochodów.

Moim zdaniem jest to zabieg krótkowzroczny z jednego bardzo prostego powodu – nadal jesteśmy społeczeństwem tradycyjnych czytelników. Wielu z nas wychodzi z założenia, że nie zapłaci prawie 30 złotych za plik .pdf, skoro za 5 złotych więcej może mieć „prawdziwą“ książkę. Prawodawcy unijni (w przeciwieństwie do amerykańskich) nie rozumieją, że w przypadku obłożenia e-booka tą samą stawką podatku VAT to więcej osób ją kupi. Jeśli taki .pdf kosztowałby 5-10 złotych to z pewnością większość tych osob, które teraz ściąga e- booki nielegalnie, płaciłaby za nie.

Muzyka jest tutaj dobrym przykładem. Za pomocą iTunes możemy kupić całe płyty i pojedyncze utwory w cenach dużo niższych, niż na sklepowej półce. Działa już w Polsce serwis Spotify, który za 9,90 zł miesięcznie (dla jednego urządzenia) bądź 19,90 zł/msc (dla kilku urządzeń) pozwala nam bez ograniczeń i reklam słuchać muzyki z całego świata, dodatkowo dostarczając informacje o najnowszych singlach, reedycjach czy koncertach.

Jak do tej pory z krajów Unii zaryzykowały tylko Francja i Luksemburg – tam VAT za obydwie wersje książek został zrównany do niskiej stawki. Teraz te państwa odpowiedzą za złamanie unijnego prawa.

Nam pozostaje tylko czekać na wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Ale niestety nie oczekiwałabym, że szybko doprowadzi do zmiany ogólnounijnych przepisów – w końcu która kadra rządząca chciałaby mieć mniej pieniędzy w państwowej kasie i większy odsetek krytycznie myślących obywateli?

Anna Myślińska, fot.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ